Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy nie gęsi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy nie gęsi. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 maja 2014

Msza za mordercę

Jeremi Bożkowski
Msza za mordercę
Wydawnictwo Alkazar
Rok wydania 1993
ISBN 83-85784-11-X
źródło okładki

Przyznam, że książkę musiałam mieć teraz i natychmiast. Natychmiast nie było. Musiałam na nią trochę poczekać, bo papier nie dochodzi jak ebook ( mówisz i masz ). Książka używana, ale upragniona i wyczekiwana, bo wszędzie recenzje entuzjastyczne.  Przede wszystkim powoływanie się na Chmielewską (lubię) i szalone poczucie humoru autora (lubię). Miało być śmiesznie.
Może trochę było, ale nie aż tak, żebym ryczała ze śmiechu tak, kiedy to czytałam zbiór tekstów Gretkowskiej pod zbiorczym tytułem "Silikon", a konkretnie tekst, za przeproszeniem, o cipce. Wyłam ze śmiechu ciemną nocą, za co zostałam ostro skarcona i musiałam wynieść się z lekturą do innego pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Dwoje drzwi. Może moje poczucie humoru mało wyrafinowane, albo wygląda na to, że  na starość nie tylko tępieje słuch, ale i poczucie humoru także.

Pewnie narażę się wszystkim wielbicielom Bożkowskiego, ale mnie ta książka nie "wzięła". Prawda, że na początku radość mą wzbudziły zastosowane przez Bożkowskiego rzeczowniki własne, zarówno te tyczące istot żywych jak i przedmiotów martwych.  Przez kamienicę przy ulicy Anarchistów (!), w której mieszczą się  przeróżne instytucje, w tym dwie redakcje gazet - Zewu Nauki i Czynów Stali, ( w tle pojawia się też Wykwintna Proletariuszka ) przemieszcza się plejada indywiduów: Jan Wirus, Kazio Gwizdek, Kazio Gronkowiec, ksiądz Przeogromny. Kiedy w redakcji zostaje znaleziony trup, do akcji wkracza porucznik Karbolek i sierżant Fidybus, którzy są dla siebie zwalczającą się konkurencją. Rusza śledztwo. Niestety trup wstaje z martwych i pojawia się w pracy jakby nigdy nic. Niby trup był, ale go nie ma, tzn jest, ale nie ten.

Sprawa niełatwa, bo dziatwa plącząca się po miejscu zbrodni ślady zaciera i fabrykuje nowe... I tak to potykając się o przeszkody panowie milicja brną przez dochodzenie. Gdzie dobrną? Nie powiem, choć mnie język świerzbi.

Nie powiem, że ksiązka kiepska, ale i nie powiem, że rewelacyjna. Do połowy może i było śmiesznie. Powiedziałabym - natłok śmieszności, który momentami  męczył. Stopniowo śmieszność się rozrzedzała, by zaskakiwać brutalnością (?).
Książkę zmęczyłam. Bożkowskiego odkładam do lamusa, choć planowałam czytanie pozostałych tytułów. Wracam do Czarnej Serii, by nie przezywać dylematu: śmiać się czy płakać

Przeczytane w ramach wyzwań
Klucznik
Polacy nie gęsi
Kapitan Żbik & Skandynawowie
Klucznik
w 200 książek dookoła świata

poniedziałek, 31 marca 2014

Parada fiołków

Krystyna Siesicka
Parada fiołków
Wydawnictwo Akapit Press
Rok wydania 1998
ISBN 83-87463-55-8
Ilość stron 110

Tytuł wiosenny, choć książka pożyczona z biblioteki zimą. Na szczęście w bibliotece potężny remont. Nie wiadomo, kiedy będzie czynna, więc bez stresu w jeden dzień książkę przeczytałam.
W Bibliotece Narodowej książka figuruje pod hasłem przedmiotowym: Powieść młodzieżowa - 20w. Ani to powieść, ani chyba młodzieżowa, choć wiek na pewno XX.  Są to felietony, które autorka zamieszczała swego czasu na łamach "Kobiety i Życia", czasopisma adresowanego dla kobiet.
Książkę znalazłam w dziale dziecięcym biblioteki miejskiej, coś więc dziecięco-młodzieżowego w powieści-niepowieści jest, a mianowicie dzieci pani Krystyny. A jest ich pokaźne stadko, jak na nasze warunki, a i na warunki minione. Stadko liczy sobie pięcioro dzieci:
Jarek, Wojtek, Agnieszka, Muki i Magda i to im poświęca autorka strony tej książki, książki niewielkiej, ale bogatej w życie rodzinne.
Prym wiedzie w tej rodzinie Muki i to jemu autorka poświęca najwięcej miejsca, choć każde z rodzeństwa ma swój rozdział zatytułowany "Wizyta (któraś tam)"

Książka zabawna, tak jak tylko zabawne potrafią być dzieci. Nieustanne boje, przekomarzania się.  Podkradzione dorosłym wyrażenia użyte w najmniej spodziewanych sytuacjach. Komiczne dla nas, całkiem serio powtarzane przez dziecko Czy autorka koloryzuje w swoich felietonach? Jeszcze niedawno powiedziałabym - tak. Dziś, kiedy niespełna trzyletnia Marysia "wali" dorosłe teksty, patrzę na nią oniemiała i waham się z odpowiedzią.  Przyznać trzeba, że rzecz czyta się dobrze, bo felietony krótkie, sprawnie napisane. Trudno opowiadać anegdotę za anegdotą, by nie zanudzić i stale wzbudzać zainteresowanie, szczególnie własnymi dziećmi i to się autorce udało.
Ale na koniec mała rada dla potencjalnego czytelnika. Książkę należy dawkować powoli. Może po rozdziale? Całość przeczytałam za jednym podejściem i to był błąd. Czułam przesyt dowcipnym dzieckiem, które z minuty stawało się dzieckiem irytującym, nie do zniesienia. A trzeba było tak gnać? Byłoby więcej wyrozumiałości dla ciekawego świata i dociekliwego dziecięcia.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Grunt to okładka
Klucznik
Polacy nie gęsi
Wyzwanie biblioteczne

sobota, 22 marca 2014

Pan Przypadek i celebryci

Jacek Getner
Pan Przypadek i celebryci
Seria: Pan Przypadek i ...
Wydawnictwo Zakładka
Rok wydania 2013
ISBN 978-83-6459-00-9

I oto doczekaliśmy się dowcipnego cyklu powieściowego o  przygodach kryminalnych domorosłego detektywa rodem z Polski. To druga książka z cyklu, tym razem nasz bohater obraca się w kręgach, którymi zainteresowane są mass media, bo publika wciąż żąda sensacji z tego zaczarowanego świata "szołbiznesu".

Jak i w powszedniej książce tak i w tej - trzy kryminalne przypadki. Tym razem sprawy poważniejsze, a szczególnie jedna. Na planie serialu "Miłość i medycyna" w tajemniczych okolicznościach schodzi z ...planu filmowego i z tego świata odtwórca głównej roli. Grać nieboszczyka to jedno, a przenieść się w zaświaty to drugie. Z pomocą bliźnich, ma się rozumieć. Mamy zatem zbrodnię.
     Kolejny przypadek dotyczy kradzieży. Cichemu wielbicielowi komunizmu ginie... mało popularna w naszej dobie książeczka
( Wydanie dwudzieste drugie, nakład drugi z tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego. Wysokość siedemnaście centymetrów, szerokość dwanaście, sto dwadzieścia pięć stron, twarda czerwona oprawa )* Książeczka nie przedstawiałaby większej wartości, gdyby nie notatki na marginesach, notatki-przemyślenia, które bez wątpienia skompromitowałyby właściciela, ba! mogłyby spowodować upadek jego kariery.
     I wreszcie sprawa trzecia. Pewnej wielce popularnej gwieździe ginie narzeczony. Co się z nim stało, gdzie jest? Porwanie?
Cóż znaczą takie sprawy dla Jacka Przypadka, który wszystko "jasno widzi", a rozszyfrowanie człowieka to dla niego betka . Nie ma więc dla niego spraw nierozwiązywalnych, co wprawdzie przynosi mu popularności, ale wokół niego zagęszcza się atmosfera, ma coraz więcej wrogów.

Świat przedstawiony w książce, jak zawsze, z przymrużeniem oka, przejaskrawiony. Wszystko w tym świecie autor zawarł: zawiść, ploteczki, pogoń za sławą, pieniędzmi, uznaniem. Chciało by się powiedzieć: "szołbiznes jak żywy". Do głównych postaci zagadek kryminalnych bez problemu przypisałabym postacie ze świata mediów. Oczywiście, nazwiskami rzucać nie będę, by uniknąć losu pewnego blogera, który "pastwił się" się publicznie nad pewnym daniem mięsnym. Z całą odpowiedzialnością zaś mogę stwierdzić, że autor jest znawcą tematu  ( szołbiznesu nie kulinariów)

Książka bawi niewątpliwie, bo to inteligentne wymieszanie wieści w stylu pudelkowym z kryminałem. Postacie barwne, świetnie nakreślone. Cała plejada typów śmiesznych, wesołych, wkurzających, mniej lub bardziej inteligentnych. Po cichu przyznam, że za Jackiem nie przepadam, bufonieje dziwnie, ale za to pani Irmina Bamber to kobieta przesympatyczna, że nie wspomnę o gamoniowatym podkomisarzu Łosiu, którego lubię za jego miłość do powieści milicyjnych.  (I u mnie na półce egzemplarz "Barakudy" H.Sekuły)

Kto lubi, żeby było śmiesznie i kryminalnie, odsyłam do lektury serii o przygodach pana Przypadka. Ja życzyłabym sobie więcej Łosia i Smańki, bo w sposób szczególny ubarwiają opowieści o Przypadku. Wspomnę jeszcze tylko o dawce matematyki w opowieści o Bolko Szołtysiku, bo tę dziedzinę nauki cenię sobie bardzo. Kto matematyki nie lubi, ten po lekturze książki polubi ja na pewno.

Do tej pory ukazały się:
Pan Przypadek i trzynastka
Pan przypadek i celebryci
Czekamy na:
Pan Przypadek i korpoludki

* Cytat pochodzi z omawianych tu "Celebrytów". Nie byłabym sobą, gdybym nie zajrzała do Biblioteki Narodowej w poszukiwaniu  wydania ukradzionego dzieła. Jest. Wydane przez Książkę i Wiedzę w roku 1956, rzeczywiście wydanie 22 o wysokości 17 cm, ale w jednej sprawie albo autor mija się z prawdą, albo opis BN "jest kulawy" ( bo i najlepszym się zdarza). Otóż w opisie bibliograficznym BN podana jest inna liczba stron, tj. 107, [2] karty tablic, co daje 109 stron, a nie 125, chyba że w wydaniu istnieją nienumerowane  strony z ilustracjami, które autor doliczył do objętości książki.Ale jakby nie było, to i tak przed skrupulatnością autora chylę czoła.
PS.
Przyznam, że nie liczyłam listków w posiadanym przez Bolko zapasie papieru  toaletowego w kolorze buraka ćwikłowego, czego żałuję mocno. Wszak matematyka stosowana ( w życiu codziennym, rzecz jasna ) to nieodzowny element życia.

Przeczytane w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Grunt to okładka - kobieta
Klucznik - kolejna w serii 
Kryminalne wyzwanie 

środa, 5 marca 2014

Dziewczynka w czerwonym płaszczyku

Roma Ligocka
Dziewczynka w czerwonym płaszczyku
Wydawnictwo Literackie
Rok wydania 2011
Format epub
Konwersja Legimi
ISBN 978-83-08-04641-8

Recenzja "Dobrego dziecka" na blogu Księgarki zmobilizowała mnie do zainteresowania się twórczością Ligockiej. Autorka blogu w swojej notce napisała:
„Dobre dziecko” to w moim odczuciu uzupełnienie „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku”. 
Nie zastanawiałam się, najpierw "Dziewczynka..." potem "Dobre dziecko".  Z miejsca kupiłam obie książki ( ebooki ) Miałam szczęście, trafiłam na promocję i tak stałam się szczęśliwa posiadaczką obu książek. "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku" przeczytałam w jeden dzień. Książka oparta na przeżyciach autorki jest wstrząsająca. Krakowskie getto, śmierć najbliższych, tęsknota za tym, co dziś dzieci mają na co dzień: lalki i czekolada, a przede wszystkim ciepłe ubrania i kąt bezpieczny. Kiedy po wojnie poznała smak upragnionej czekolady, bardzo ją rozczarował.
Książka to nie tylko wspomnienia z okresu wojny, to też współczesne losy autorki - emigracja, rodzina, uzależnienia. Na kartach książki spotykamy znane postacie - Romana Polańskiego, Ryszarda Horowitza. Chyba największe wrażenie wywarły na mnie wspomnienia Romy Ligockiej z powojennej szkoły żydowskiej. Strach, fobie, płacz, przerażone żydowskie dzieci wszędzie upatrujące zagrożenia i znikąd fachowej pomocy. Książka powstała pod wpływem filmu "Lista Schindlera". Autorka w dziewczynce w czerwonym płaszczyku w filmie Stevena Spielberga rozpoznała siebie. I tak powstały wspomnienia o losach małej dziewczynki, która urodziła się zupełnie nie w porę, bo tuż przed wybuchem wojny i na dodatek w rodzinie żydowskiej.
I jak to u mnie zazwyczaj bywa, jedna książka, prowadzi  do następnej. Powstała w mojej głowie lista krążąca wokół małej żydowskiej dziewczynki, choć unikam literatury wspomnieniowej z lat wojny i holocaustu. To trudna literatura.









W ramach wyzwania:
Polacy nie gęsi

środa, 19 lutego 2014

Zima - Andrzej Stasiuk

Zima
Andrzej Stasiuk
Wydawnictwo Czarne
Rok wydania 2001
ISBN 83-87391-43-3

Od zawsze śledzę poczynania Stasiuka. Pamiętam pierwsze lektury: Mury Hebronu, Opowieści galicyjskie, Jak zostałem pisarzem, Dziewięć, Tekturowy samolot... Potem "Grochów" a teraz "Zima". Książka kupiona wieki temu, zapodziała się w niepamięci wśród innych książek o znaczniejszych gabarytach. Bo książeczka niewielka. Pięć opowiadań na 48 stronach. Pięć opowiadań o rzeczach, ludziach, zwierzętach, śmieciach. Pięć opowiadań wcale nie śmiesznych, a raczej przygnębiających, bo o rozpadzie, cmentarzysku rzeczy porzuconych... Temat u Stasiuka nienowy, co nie znaczy nudny. Pamiętam wywiad (?), może jakiś artykuł w czasopiśmie na temat polskiego śmietnika. Stare graty po rowach, lasach. Mówił o tym językiem dosadnym, ostrym. W "Zimie" temat powraca, ale bardziej poetycko. Rzecz dla Stasiuka jest tak samo ważna jak człowiek, zwierzę...
W opowiadaniu  "Zima" Stasiuk pisze:
"(...) mam  obsesję rzeczy, zdarzeń, nic nie wartych szczegółów, wyliczanek, lubię wiedzieć, co jak się nazywa."
Więc pisze o tym wszystkim  jak zwykle piękną, wciągającą prozą.
Opowiadań jest pięć: Paweł, Mietek, Grzesiek, Paris-London-NewYork, Zima. Gdyby mi przyszło wśród nich wybierać, pewnie wybrałabym pierwsze, w którym Paweł rusza do sąsiedniego miasteczka, obchodzi znajome miejsca, ogląda  oferowane w sklepach i na bazarze rzeczy, czyta ogłoszenia, odrywa od ogłoszeń karteluszki, wpada do restauracji na obiad, słucha rozmów przy sąsiednich stolikach.  
"Tego dnia widziano go jeszcze w sklepie myśliwskim. Przymierzał z powagą zielona kamizelkę o kilkunastu kieszeniach i przyglądał się w lustrze..."
Paweł będzie stale wracał do miasteczka, robił obchód znajomych miejsc, to dla niego ważne. Będzie oglądał rzeczy, będzie marzył o nich.

Książeczka, jak wspominałam, nieduża ale staranie wydana. Na płóciennej okładce naklejony zimowy obrazek, na pierwszym planie, na tle ośnieżonej okolicy czarne ptaszysko. To obraz Kamila Targosza, wewnątrz dalsze ilustracje - porzucony daleko od domu pies, zrywający się do lotu czarny ptak, tropiony przez myśliwych jeleń, zakopana w śniegu syrenka z kradzionym drutem miedzianym, a wszystko to w zimowych okolicznościach przyrody.

Przeczytane w ramach wyzwania:
Grunt to okładka - zima
Polacy nie gęsi

poniedziałek, 13 stycznia 2014

O dwóch opowiadaniach Karola Ludwika Konińskiego

Dziś na temat odkryć na portalu Chmura Czytania. Na pierwszy ogień Karol Ludwik Koniński, którego nie miałam przyjemności wcześniej poznać i jego dwa opowiadania.
3.
Karol Ludwik Koniński
Straszny czwartek w domu pastora
Fundacja Festina Lente
Rok wydania 2013
ISBN 978-83-7904-377-4
Ebook - format pdf
Ilość stron 57

Akcja opowiadania toczy się w roku 1912. Pastor Adam Hubina wraz ze swoją rodziną wiedzie spokojny tryb życia. Jeździ na polowania, przyjaźni się z katolickim proboszczem, wypełnia sumiennie duszpasterskie obowiązki, wspomaga swoich wiernych, a nade wszystko kocha żonę i dzieci. Życie toczy się wolno i bez specjalnych zgrzytów. Aż do feralnego czwartku. Akcja nabiera tempa i tragiczny splot wypadków nieuchronnie wiedzie do tragedii, tragedii wprost  niewiarygodnej, ale czy naprawdę niewiarygodnej?
Kto przyczynił się do tragedii, kto jest jej winien? Pytania dręczą pastora, próbuje znaleźć na nie odpowiedź, ale nie znajduje. Wypadek nie cementuje rodziny, powoli pastor i żona zaczynają się od siebie oddalać. Hedyt wyjeżdża do rodziny.






4.
Karol Ludwik Koniński
Dalsze losy pastora Hubiny
Fundacja Festina Lente
Rok wydania 2013
ISBN 978-83- 7904-393-4
Ebook - format pdf
Ilość stron 63

Żona pastora Hedyt decyduje się wrócić do męża. Pastor ma nadzieję na powrót uczucia. W progi domu przybywa też nauczyciel muzyki, który ma uczyć córkę pastorostwa Olesię. Przy nauczycielu, pięknym, zarozumiałym i gburowatym typie ożywa Hedyt. Pastor jest zazdrosny, liczył na miłość, na nowe zbliżenie z żoną, na dziecko, a tu żona go odtrąca. Spokojny, zrównoważony człowiek nagle wpada  w gniew. Wyrzuca pięknisia z domu. Atmosfera między małżonkami gęstnieje.

Oba opowiadania powstały dzięki notatce  z gazety przeczytanej przez autora. Tragedia wydarzyła się naprawdę we Francji w roku 1935. Pierwodruk "Strasznego czwartku..." ukazał się w roku 1939 w Ateneum nr 3, a w książkowym wydaniu 16 lat później. "Dalsze losy pastora..." autor ukończył tuż przed śmiercią czyli prawie 10 lat po publikacji części pierwszej.

Opowiadania różnią się zdecydowanie. Pierwsze bardziej dynamicznie, nabierające tempa ze zdania na zdanie; drugie spokojne, filozoficzne. Choć i w pierwszym nie brak rozważań religijnych. Oba opowiadania warte uwagi, to literatura mocno różniąca się od współczesnej, wszak autor tworzył  w dwudziestoleciu międzywojennym.

Na podstawie  opowiadań  w roku 1968 powstaje film "Samotność we dwoje" w reżyserii Stanisława Różewicza. Fabuła w filmie zostaje nieco zmieniona, choć film, tak jak i opowiadanie mówi, o braku odporności na przeżyte nieszczęście i rozpadzie rodziny. Scenariusz do filmu napisał Tadeusz Różewicz.
Premiera filmu odbyła się 7.02. 1969 czyli bez mała 45 lat temu. Główne role pastora i jego żony zagrali Mieczysław Voit i Barbara Horowianka.

Karol Ludwik Koniński (1891-1943) – polski pisarz (głównie nowelista), publicysta, krytyk literacki, znawca kultury ludowej (obronił doktorat z tej dziedziny). W jego pisarstwie pierwszoplanowe są wątki religijne; zaliczany jest do nurtu egzystencjalizmu chrześcijańskiego; ze względu na poglądy społeczne zyskał miano chrześcijańskiego socjalisty. Od dziecka zmagał się z gruźlicą kręgosłupa. Przez ostatnie lata życia prowadził dziennik intymny, który został wydany w dwóch tomach: Nox atra i Ex labyrintho (1961-62).
(źródło Chmura Czytania)
 
Na temat portalu Chmura Czytania pisałam na stronie Śmietnik nie tylko literacki. Chmurę poszukiwaczom literackich skarbów szczerze polecam.

Opowiadania przeczytane w ramach wyzwania literackiego:
Polacy nie gęsi

środa, 27 listopada 2013

Straszna noc. Powieść morska - Antoni Marczyński

43.
Antoni Marczyński - Straszna noc. Powieść morska
Towarzystwo Wydawnicze Rój
Rok wydania 1930
Źródło fotografii

Bardziej ciekawostka niż wielka literatura. Książkę oczywiście przeczytałam.  i jak to w powieściach z tamtego okresu, atmosfera  trąci "Znachorem". Wiem, wiem, że to niefortunne porównanie, bo pierwsze wydanie "Znachora" Dołęgi-Mostowicza ukazało się siedem lat po "Strasznej nocy" Marczyńskiego, ale trudno zaprzeczyć, że klimaty podobne, może z tą różnicą, że powieść Marczyńskiego posiada wątek kryminalny i można ją nazwać od biedy powieścią sensacyjną, choć sam autor nadał powieści podtytuł - powieść morska. Jak zwał tak zwał, akcja powieści wartka, zaskakująca, obfitująca w zaskakujące wydarzenia.
Rodziny Owsików i Kohnków nie żyją ze sobą w zgodzie. Stary Khonke zaleca się do Owsikowej wbrew jej woli, za co zostaje pobity przez Owsika. Ale to nie koniec powodów do wrogości. W jednej z akcji ratowniczych ginie syn Khonkego - Tomasz, za co stary Khonke oskarża ukochaną wychowanicę Owsika. Wychowanica Owsiaków też cudem uratowana z topieli morskiej. Jest i trup. Stary Khonke zostaje brutalnie zamordowany. Podejrzani zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale najbardziej podejrzany jest stary Owsik. Czy zabił? Każdy z podejrzanych coś ukrywa, ale morderca zostaje zdemaskowany.

Powieść, która ukazała się w roku 1930, już w roku 1931 doczekała się ekranizacji i nic w tym dziwnego, bo powieść ma wszystko, co się w filmie sprawdza: skonfliktowane rodziny, miłość, morderstwo, a przy tym "okoliczności przyrody" sprzyjające potęgowaniu atmosfery zagrożenia, wszak akcja dzieje się na Helu.

 Kadr z filmu.

Sam Marczyński pisał oprócz powieści scenariusze do filmów. To bardzo ciekawa postać. Pisarz urodził się w Poznaniu. W roku 1917 ukończył  Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów w Chyrowie, studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w roku 1924 uzyskał tytuł doktora. Uczestniczył w walkach o obronę Lwowa (1918), od roku 1920 ochotnik Wojska Polskiego. W roku 1938 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Zmarł w Nowym Jorku w roku 1968.
Był pisarzem bardzo płodnym. napisał kilkadziesiąt scenariuszy,  kilkaset nowel, humoresek i felietonów oraz ponad 40 powieści.  Jego nazwisko cenzura PRLu wymazała skutecznie z literackiej mapy Polski. W roku 1951 wszystkie utwory Marczyńskiego znalazły się na liście książek zakazanych, musiały zniknąć z bibliotek i półek księgarskich, a z czasem i z pamięci ludzkiej.


Pisząc o powieści Marczyńskiego zastanawiałam się, czy ta trącąca myszką powieść, trochę ckliwa, nie jest lepsza od produkowanych masowo współczesnych powieściach? Tu przynajmniej możemy podziwiać piękny język, bez neologizmów i slangu. Książka powstała bowiem w czasach, kiedy miano "pisarz" do czegoś zobowiązywało. Nie do pomyślenia było, by książka zawierała błędy, choć technologia wydawania książek była bardziej skomplikowana. Powieść polecam, bo to doskonała rozrywka i obowiązkowa lektura, choć rodem z lamusa.

Kto czytał powieści Marczyńskiego? Ręka do góry;)

Przeczytana w ramach wyzwania:
Czytamy polskie kryminały
Polacy nie gęsi
Trójka e-pik - edycja kwiecień 2013 - powieść, która została zekranizowana

wtorek, 26 listopada 2013

Broniewski w potrzasku uczuć. Listy Władysława Broniewskiego i Ireny Helman

42.
Broniewski w potrzasku uczuć
Dariusz Pachocki - wstęp, opracowanie i przypisy
Wydawnictwo MG
Rok wydania 2013
ISBN 978-83-7779-154-7

Przyznam, że biografie, listy, autobiografie to moja ulubiona literatura. Nawet najmarniejsze czegoś uczą. Książka wydana przez MG, zapewniam, do marnych nie należy i  jest to jedna z lepszych książek, jakie przyszło mi ostatnio czytać. "Listy" przybliżają postać Broniewskiego, a postać Broniewskiego wszak niebagatelna. W książce wprawdzie wycinek jego życia, ale jakże barwny i chyba mało znany, dotyczący romansu z Ireną Helman. studentką, dziewczyną 22-letnią, młodszą od Broniewskiego o 14 lat. Miłość trwała na przełomie lat 1933-1934 i choć Broniewski zarzekał się, że kontakty z Ireną definitywnie zakończył, to prawdopodobnie utrzymywał je jeszcze w roku 1935.

Trudno jednoznacznie określić kontakty Broniewskiego z Helmanówną. Helmanówna kochała szczerze, chciała z Broniewskim połączyć się na stałe, ale czy chciał tego Broniewski? Ja nazwałabym to uwodzeniem-zwodzeniem, a nie miłością. Mocno, jak na poetę, stąpał po ziemi. Nie był zaślepiony uczuciem, bezpardonowo wytykał Irenie błędy gramatyczne i rusycyzmy, jakie popełniała pisząc do poety, co raczej do wyznań miłosnych ma się nijako.  Prawda, że Broniewski rozdarty miłością między trzy kobiety, szczególnie zaś do córki Joanny-Anki, nie chciał wybierać. Najchętniej miałby je wszystkie pod jednym dachem. Ale w końcu wybrać musiał. Z Janiną się nie rozwiódł, córkę kochał całym sercem, a o Irenie Helman brak jakichkolwiek informacji z tego okresu.  Podczas okupacji była więziona na Pawiaku, wywieziona w nieznanym kierunku, przepadła bez wieści.


Książka "Broniewski w potrzasku uczuć" składa się z dwóch części. Pierwsza to fragmenty listów i komentarze Dariusza Pachockiego, druga to w całości publikowane listy Władysława Broniewskiego i Ireny Helman. Listów Ireny jest niewiele, głównie to listy poety stanowią zawartość tej części. Książka bogato ilustrowana fotografiami żony Janiny, córki Anki, samego Broniewskiego i rękopisami listów. Listy to nie tylko historia romansu poety, ale także kronika jego życia. Borykania się z kłopotami finansowymi i rodzinnymi, pracy w Wiadomościach Literackich (część listów do Ireny pisana była na papierze firmowym WL), pobytu w Związku Radzieckim i jego fascynacji tym krajem.


"Broniewski w potrzasku uczuć" to bogate źródło informacji o Broniewskim, choć prezentujące niewielki wycinek życia poety, życia barwnego, ale i tragicznego. Polecam, bo książka interesująca, z bogatym materiałem epistolograficznym i fotograficznym.

Dziękuję wydawnictwu MG za egzemplarz. Książka cudna.

Przeczytane w ramach wyzwań:
Czytamy z Listy
Polacy nie gęsi
Trójka epik - edycja wrzesień 2012 - literatura faktu

środa, 20 listopada 2013

14:57 do Czyty. Reportaże z Rosji - Igor T. Miecik

41.
Igor T. Miecik - 14:57 do Czyty
Wydawnictwo Czarne
Rok wydania  2012
Ebook format epub

Książkę kupiłam z dwóch powodów,.  A w zasadzie z trzech. Po pierwsze tytuł nieodparcie i sentymentalnie kojarzył  mi się z filmem "15:10 do Yumy". Po drugie zadziałał podtytuł - Reportaże z Rosji, a wiadomo - o Rosji można opowiadać bez końca, to temat szeroki jak rzeka i niekończący się jak kolej transsyberyjska. Po trzecie było tanio - "czteropak" czy jak kto woli "wielosztuk" za jakieś nieduże pieniądze, a wszystko to rodem  z Wydawnictwa Czarne. Od Nich, jak ogólnie wiadomo, można brać literaturę wszelkiej maści w ciemno, a reportaż w szczególności. To żadna reklama, bo z Czarnym mam na pieńku, ale mściwa nie  jestem i odpuszczam zniewagę, bo wydawnictwo darzę uczuciem, choć nieodwzajemnionym.

"14:57 do Czyty" to debiut książkowy Igora T. Miecika.  Przyznam, że ten zbiór reportaży kojarzy mi się z Hugo Baderem i jego "Białą gorączką".
Oczywiście tematycznie. Nie jest to, broń Bóg, jakikolwiek zarzut, bo zbiór ów jest pasjonującą lekturą, wciągającą jak Rosja Putina. Autor w zbiorku zamieszcza dwanaście reportaży, każdy ma swój ciężar gatunkowy, ale mnie najbardziej uderzyły trzy z nich: Miasto za kręgiem, Zmierzch dnia czterdziestego, Śmierć nie nosi modnych sukienek. Te trzy tytuły można zastąpić trzema hasłami: Kursk, Biesłan, Dubrowka. Te wydarzenia śledził cały świat z niedowierzaniem, z przerażeniem, zapartym tchem. Chodziło wszak o życie ludzkie, które w tych przypadkach nie okazało się dobrem najwyższym. Taka jest Rosja - wielka, nieprzewidywalna, rządząca się swoimi prawami. Lektura momentami wstrząsająca. Tropić będę teksty Igora Miecika.
Te publikowane w książce są tekstami pochodzącymi z "Polityki", obecnie autor współpracuje z "Newsweekiem". Dodam, że "14:57 do Czyty" uzyskała nominację do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego jako najlepszy reportaż roku opublikowany w Polsce. Więc książki rekomendować nie muszę, ale do czytania namawiam.

Plakat do filmu z roku 1957 "15:10 do Yumy"  - reżyseria Delmer Davis - źródło Filmweb

Przeczytane w ramach wyzwań:

sobota, 19 października 2013

Martwa laleczka - Edward Mogilski






37.
Edward Mogilski - Martwa laleczka
Wydawnictwo Koobe
Data wydania 15.08.2013
Ebook - plik ePub

 Edwarda Mogilskiego nie znam, o książce dowiedziałam się przypadkiem, choć wydawałoby się, że w miarę systematycznie śledzę kryminalne zaułki wirtualnych światów literackich. Książka ukazała się w sierpniu 2013 i tylko w formie ebooka, co mi osobiście nie przeszkadza. A nawet ma zaletę, że nie muszę borykać się z problemem, gdzie książkę upchnąć - na parapet, pod parapet, do skrzyni pościelowej w tapczanie czy w inne niegodne dla literatury miejsce.

Ale nie o problemach powierzchniowych miało być, a o książce Mogilskiego. Jak sam tytuł wskazuje i rozlany czerwony lakier na okładce, było kryminalnie i krwawo. Bohater, Adam Zalewski, prywatny detektyw zmaga się z duchami przeszłości, nadszarpniętą psychiką, kłopotami finansowymi i "durnymi" sprawami. Jest prywatnym detektywem, który niekoniecznie jest tak efektownie skuteczny jak James Bond czy inny Columbo. Chociaż - pewnych cech "columbowych" Adasiowi odmówić nie można - dociekliwości i raczej mało eleganckiego wyglądu. Do Adama Zalewskiego zgłasza się klientka, która podejrzewa męża o zdradę. Sprawa wydaje się być prosta i banalna, a honorarium choć małe, to łatwe do zdobycia. Na pozór. Zaliczka, która miała wpłynąć na konto Zalewskiego, nie wpływa. Umawia się zatem z klientką, która ma dostarczyć pieniądze osobiście. W umówionym  miejscu znajduje jednak jej zmasakrowane ciało. Komu zależało na śmierci Alicji Morawskiej-Kopeć? Choć minęło pół roku, niewyjaśniona sprawa dręczy detektywa, postanawia wyjaśnić zagadkę do końca. Rusza tropem mordercy, a za nim korowód psychopatów, morderców, kombinatorów i szemranego towarzystwa. Co się za tym wszystkim kryje? Zagajewski otumaniony psychotropami, dręczony koszmarami, zaliczający kolejne wpadki, narażający najbliższych, drąży sprawę Alicji Morawskiej-Kopeć. Czy skutecznie? Oto jest pytanie.

 Sam bohater powieści w wielu recenzjach oceniany jest negatywnie:
 Poznajcie Adama Zalewskiego. To nie jest typ detektywa, któremu chcielibyście powierzyć własną sprawę. (...) To nie jest tez typ kolesia, którego chcielibyście zabrać na piwo; jest gburowaty, szorstki, a do tego z pewnością wpakowały Was w jakieś kłopoty.
Nie polubiliście Adama. Z wzajemnością.*

No cóż, na przekór wszystkiemu, ja  Adama polubiłam. To zupełnie fajny facet. Może trochę niepoukładany.Nagminnie łamiący prawo, jeżdżący po pijaku, czego absolutnie nie pochwalam, ale... Zalewski da się lubić.

Książkę polecam, to dobry kryminał. Szczególnym atutem jest to, że książka napisana jest w pierwszej osobie, co dodaje wiarygodności postaci i wydarzeniom, które choć drastyczne momentami, a język dosadny, to jednak w przekazywane przez bohatera tracą ostrość. I chwała autorowi za to, bo scen dosadnie drastycznych nie znoszę.
PS. I jeszcze jedno. Niech Was nie zmyli czerwony lakier na okładce. Laleczka miała tipsy bodajże niebieskie ( czy zielone, o matko, nie pamiętam )

* z opisu książki  na stronie Koobe.pl

Dodatkowe informacje o książce i autorze:
Martwa laleczka w kooobe
Wywiad z autorem
Fanpage książki na Facebooku
Blog autora

I jeszcze ... na parapecie, pod parapetem. Dodam tylko, że niszczarki nie używam do niszczenia książek


Przeczytane w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Kryminalne wyzwanie
Czytamy z listy
Czytamy kryminały 
Trójka e-pik - edycja maj 2013 - kryminał polskiego autora (mężczyzny)
Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni

piątek, 27 września 2013

"Złote nietoperze" z "Wiedźmą.com.pl" pospołu

34.
Grażyna Jeromin-Gałuszka - Złote nietoperze
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Rok wydania 2007
ISBN 978-83-7469504-6


Książkę przeczytałam dawno, szczegółów już nawet nie pamiętam. Bohaterkami powieści są dwie kobiety Matylda i Lora. Obie mają życie poplątane i tylko przypadek zrządził, że stanęły na swojej drodze. Tym przypadkiem jest Mateusz, wybawiciel Matyldy, dziewczyny z domu dziecka, dziewczyny bez perspektyw i pomysłu na życie. Ale Mateusz umiera i w jego domu pojawia się następna kobieta - Lora.
Ekscentryczna, roszczeniowa. Kim jest ta kobieta? Co ją łączy z Mateuszem? Kim naprawdę jest Mateusz? Zwykłym wyplataczem koszy?

Powieść zaskakuje, trzyma w napięciu, niecierpliwi, denerwuje i wciąga.
Losy dwóch kobiet momentami wydają się niemożliwe, to znów całkiem realne. Zadziwia szczęście Matyldy do ludzi. Ot  tak, przygarniają ją z ulicy i nie dają umrzeć z głodu? Wprawdzie nie za darmo, bo Matylda pracuje. To jej zapewnia niewielkie może dochody, ale i dach nad głową.  Pojawia się tez wątek sensacyjny. Jak cała powieść - zaskakujący.

Nie jest to pierwsza książka  Jeromin-Gałuszki, którą przeczytałam. Wcześniej były to "Kobiety z Czerwonych Bagien" -  powieść zdecydowanie lepsza, pełna humoru, wspaniałych postaci. "Złote nietoperze" rozczarowały mnie, wydały mi się zbyt wydumane, ale pewnie, gdybym przeczytała książki w innej kolejności ("nietoperze" to debiut autorki), może wrażenia byłyby inne.

35.
Ewa Białołęcka - Wiedźma.com.pl
Wydawnictwo Fabryka Słów
Bestsellery Polskiej Fantastyki
Rok wydania 2008
ISBN 978-83-60505-93-9


Opinie o książce na blogach pochlebne. I nie tylko na blogach, bowiem książka uzyskała w roku 2008 nominację do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla.

Tak swoją książkę reklamuje wydawnictwo:

" Z nią zdradzicie nawet swój komputer!
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom... Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.
Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.
Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.
I to bez pomocy google!

Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie...
Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina - mix o idealnie wyważonych proporcjach."


Ja jestem jednak na "nie". Zawsze wydawało mi się, że poczucie humoru mam, ale okazuje się, że nie aż takie, jakiego wymaga książka  Ewy Białołęckiej. Początkowo, owszem, było śmiesznie - póki autorka trzymała się strefy naziemnej. Kiedy wokół niej, jako partnerzy rozgrywek i konwersacji, zaczęły się pojawiać istoty człowiecze rodem z zaświatów, przestawało mnie to bawić. "Przetwory" z ludzkimi organami, choć zabytkowe,  dopełniły reszty. Nie radzę zatem spożywać czegokolwiek przy lekturze powieści.

Od dawna wiem, że nie powinnam brać się za fantasy, ale jakoś maniacko staram się do tej lektury przekonać. Póki co, nie wychodzi. Stąd może taki odbiór powieści?
A co na plus? Okładka. Naprawdę świetna. Zastanawia mnie tylko tytuł stylizowany na adres www. Może powinno być "wiedzma.com.pl" ? Ale to już tylko autor wie, o co w tym idzie.

Przeczytanie w ramach wyzwania:
Polacy nie gęsi

środa, 21 sierpnia 2013

Gdzie mól i rdza - Paweł Pollak

33.
Paweł Pollak - Gdzie mól i rdza
Seria ABC
Wydawnictwo Oficynka
Rok wydania 2012
ISBN 978-83-62465-35-4

Mam dylemat. Co napisać o tej książce? Skąd dylemat? Jakiś czas temat Aneta opublikowała na swoim blogu wywiad z Pawłem Pollakiem. Na pytanie o blogosferę autor powiedział m.in.:

"...blogowisko to całe spektrum i opinii beznadziejnie napisanych nie brakuje. Mnie do rozpaczy (też jako czytelnika) doprowadza spoilerowanie. W przypadku kryminałów blogerzy mają jeszcze świadomość, że pewnych rzeczy zdradzać nie wolno, ale przy „Niepełnych” potrafią ujawnić zwroty akcji i zakończenie, nie pomijając żadnego szczegółu. A potem napisać, że świetnie im się czytało, bo gryźli palce ze zdenerwowania, nie mogąc przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów. Tego, że pozbawiają tych emocji przyszłych czytelników książki, nie są już w stanie dostrzec. Przy takiej „recenzji” mój netbook musi wysłuchać parę niecenzuralnych słów." 

I tak to, ja - autor notki, znajdujący się po drugiej stronie netbooka autora  boję się usłyszeć, co autor o mnie myśli. Zatem niczego nie zdradzę, albo będę się starała zdradzić jak najmniej.

Otóż zacząć trzeba od genezy powstania powieści. Jak mówi sam autor w tymże samym wywiadzie:
"Gdzie mól i rdza” napisałem, bo chciałem mu (zawodowemu recenzentowi) pokazać, że umiem stworzyć całkowicie klasyczny kryminał."

I chwała autorowi, że się wkurzył, bo kryminał powstał przedni. I klasyczny, i do śmiechu, i z całą przekomiczną galerią postaci. Taki patolog Małecki. Wezwany do nieboszczyka, powiedzmy - powieszonego ( powieszony nie był, ale "nie powiem wam jak zginął", bo mnie autor ze skóry obedrze), no więc ten Małecki zapytany przez prowadzącego śledztwo o przyczynę śmierci denata, odpowiada:
- Utonięcie.
- W wannie? 
- W oceanie. 
Oczywiście, opowiadam z głowy, więc może to nie tak dokładnie szło, w każdym razie w tym guście. A  zaświadczam, że taki dialog mogło autorowi podyktować życie. Niemożliwe? Możliwe!

Otóż pewna moja znajoma kazała się wieźć na pogotowie, bo migrena zatruwała jej żywot. Pomna wcześniejszych doświadczeń z przepędzaniem migreny, kazała sobie zaaplikować określony lek ( nie pierwszy raz miano ją w przybytku Hipokratesa ratować), co lekarza zbulwersowało. Potyczkę słowną przerwało wezwanie medyka do wypadku. Chcąc się pozbyć niewygodnej pacjentki, rzekł:
Niestety, nie mam dla pani czasu, bo mam wezwanie do wisielca. 
Na co pacjentka ze stoickim spokojem odrzekła: Wisielcowi pan już nie pomoże, a mnie jeszcze tak. 

Nie wiem, jak się ów przypadek zakończył, ale wiem jak zakończyła się książka Pawła Pollaka. Na długo przed finałem wydawało mi się, że wszystko wiem. Czy rzeczywiście? Może tak, może nie...
Cóż, powiem krótko: czytać, nie wybrzydzać, bo kryminał pierwsza klasa. 

Przeczytane w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Czytamy polskie kryminały 

czwartek, 18 lipca 2013

Rzeka zimna - Magdalena Kawka

32.
Magdalena Kawka - Rzeka zimna
Wydawnictwo Sol
Ebook - format epub
Rozmiar pliku 1,27 MB
Ilość stron 324
okładka
To moja pierwsza książka autorstwa Magdaleny Kawki. Przygoda z pisarką zaczęła się od niefortunnego wpisu na moim blogu zapowiadającego nową powieść Magdaleny Kawki - "Wyspa z mgły i kamienia". Opowiadać nie będę, o co szło, w każdym razie autorka pod wspomnianym postem  także zabrała głos. Od słowa do słowa i zdecydowałam, że nim zapowiadana powieść dotrze do mnie z wydawnictwa MG, przeczytam "Rzekę zimna", o której napomknęła Momarta
I oto jestem po lekturze. Przyznam, że na początku mnie zemdliło. Oto główna bohaterka Tamara, Polka, której się poszczęściło - Francja, francuski kochający mąż ( wprawdzie czasem coś w tym stadle zgrzyta, ale jednak kocha), własna kwiaciarnia, cudowni teściowie, obiadki, herbatki, przyjęcia, wpływy. Sama słodycz. Na szczęście jestem cierpliwa, czytam wszystko, co ma litery i prę do przodu niczym pług śnieżny ( rzecz dzieje się w mroźną i śnieżną zimę), inaczej w tej Francji  skapitulowałabym.

Matka Tamary, mieszkająca w Polsce w niewielkiej miejscowości Grzmoty, ginie bez wieści. Od jakiegoś czasu z nikim się nie kontaktuje, nie odbiera telefonów. Córka rzuca wszystko i leci do Polski, by zająć się poszukiwaniem matki, w czym wspiera ją przyjaciółka matki.  I od tego momentu powieść nabiera rozmachu. Małe miasteczko, wydawałoby się spokojna mieścina, ale niejeden z mieszkańców ma coś za uszami. A i głównym bohaterkom coraz trudniej, im bardziej drążą, tym bardziej czują się niepewnie. Ktoś je nieustanie obserwuje, zastrasza. Chce zmusić do odwrotu. Jak się to wszystko skończy? Ano, zaskakująco. Zapraszam do czytania, książka wciąga, można autorce darować tę Francję.

W zasadzie to nie wiem, dlaczego mi ta Francja wadzi. Wszak żyjemy w zjednoczonej Europie i każde miejsce do zamieszkania jest dobre, ale jakoś wolałabym, żeby Tamara zwiała od matki na drugi kraniec Polski. W końcu przy naszych środkach komunikacji wszędzie mamy daleko, a w zjednoczonej Europie - wszędzie blisko.

Nieważne, w końcu książkę przeczytałam w dwa wieczory. Mam jednak problem, jak określić tę powieść. Kryminał, sensacja, obyczajowa? Jak zwał tak zwał. Czytajcie! Choć w powieści i mróz, i śnieg to na lato lektura jak znalazł.

Pal sześć Francję, ale jednego autorce darować nie mogę. Kota!

Dopisek:
Listonosz doniósł dziś właśnie "Wyspę z mgły i kamienia"

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Czytamy polskie kryminały
Trójka e-pik - powieść z rozbudowanym wątkiem żywiołu

wtorek, 16 lipca 2013

Filiżanka czarnej kawy - Barbara Gordon

31.
Barbara Gordon - Filiżanka czarnej kawy
Seria Ewa Wzywa 07; z.16
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania 1970
okładka

Akcja powieści toczy się w małym miasteczku położonym przy granicy zachodniej. Miasteczko zwie się Kramno i próżno by go szukać na mapie. Nie dlatego, że małe, ale dlatego, że w rzeczywistości nie istnieje. Powieściowe Kramno jest miastem powiatowym. Jest w nim wszystko, co w takim mieście być powinno - sąd, posterunek MO, szpital, dworzec kolejowy i kilka restauracji (!). Wszyscy wszystkich znają, a przynajmniej z widzenia. I w tym cichym spokojnym miasteczku zaczynają się się dziać rzeczy jak... z powieści kryminalnej. Nikomu nieznana kobieta wybiega z domu sędziego i wpada pod samochód, umiera w szpitalu. To Matylda Krychowa. Co ją sprowadziło do sędziego Edwarda Muracha? Ale i życie sędziego dobiega kresu. Próby ratowania kończą się fiaskiem. Serce? Trucizna? Czy obie śmierci mają ze sobą coś wspólnego? A może to przypadek?
Śledztwo prowadzi porucznik Andrzej Socha, z-ca komendanta, tropy wiodą w czasy odległe nawet jak na lata 70te - do czasów wojennych. Przez powieść przewija się korowód barwnych postaci, a każda z nich w większym lub mniejszym stopniu brała udział w wydarzeniach, ale niejedna z tych postaci ma coś na sumieniu. Ale od czego dociekliwość i sumienność organów ścigania. Śledztwo kończy się pełnym sukcesem, jak to w takich powieściach bywa.

O powieściach z "Ew" pisać trzeba z przymrużeniem oka, ale była to seria, która miała swoich fanów i do dziś ma. Może dziś z innych pobudek, bo dziś może nie jest to dokument epoki, a barwny obrazek czasów minionych. Jak już wcześniej pisałam - peerelowski folklor. Opowiastki milicyjne czyta się się szybko i, oczywiście, z podziwem dla pracy MO. Wykrywalność przestępstw - 100%, a wszystko delikatnie, inteligentnie, bez przemocy, ale jakże skutecznie.

Przeczytane w ramach wyzwań:
Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni
Czytamy kryminały
Czytamy ksiązki wydane przed rokiem 1990
Czytamy polskie kryminały
Czytamy serie wydawnicze
Polacy nie gęsi

poniedziałek, 1 lipca 2013

Co to było za dziecko... - Jan Żabiński

29.
Jan Żabiński - Co to było za dziecko
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Rok wydania 1960
Ilość stron 156
foto źródło
Ta książka dotyczy głównie wspomnień z dzieciństwa. Zawiera siedem opowiadań, w których autor snuje opowieść o rodzinie, wczesnej edukacji szkolnej, pasjach, studiach.
Nic z tej opowiastki nie wskazuje na to, że autor to człowiek o niebanalnej biografii i bardzo rozległych zainteresowaniach. Jego życiorys z powodzeniem może stanowić kanwę  interesującej powieści,  a jego działalność podczas wojny na rzecz Żydów jest znana i doceniana na całym świecie. Przez warszawskie zoo przewinęły się setki uciekinierów z warszawskiego getta. Tu, w warszawskim zoo, Żydzi mogli liczyć na pomoc i wsparcie ze strony państwa Żabińskich. W 1965 roku Żabińscy uhonorowani zostali za swą działalność tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Po wojnie oddał się Jan Żabiński popularyzacji nauki, prowadził pogadanki w radiu, był ulubieńcem słuchaczy.
Jakim był pisarzem? Nie wiem, bo to pierwsza książka Jana Żabińskiego, jaką przeczytałam, choć napisał ich wiele. I ta książka, niestety, nie przypadła mi do gustu. Jest nierówna. Wspaniałe są fragmenty dotyczące życia w domu państwa Żabińskich, ale zupełnie mnie zaskoczyły upodobania Jana Żabińskiego do polowań. Zastrzelić myszołowa?! I nie był to wypadek odosobniony, bo potem w pracy w zoo zasadzał się na wrony. A ja lubię wrony...

Los im dolę zgotował nieletką;
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie
- a ja je lubię.

...że za Młynarskim powtórzę.

Chwalić Boga, że Żabiński do polowań talentu nie miał, a kiedy skradał się ze strzelbą, by strzelać do wron, one wyczuwały jego zamiary z daleka. Na nic zdało się skrywanie strzelby pod płaszczem. Wiały na inne drzewa, by potem wrócić i wyjadać "z talerza" rezydentów zoo.

"Co to było za dziecko..." jest adresowane do młodego czytelnika, a ja nie bardzo już pamiętam upodobania z młodości. Może młody czytelnik inaczej odbierze te opowieści? Chociaż, panie Żabiński, z opisem swoich snów, to pan przesadził. Najeżam się, kiedy słyszę: A wiesz, śniło mi się...
Książkę, mimo moich utyskiwań, polecam, bo było, nie było, jest to cenne źródło  informacji o człowieku, który wiódł życie fascynujące i pożyteczne, pełne empatii dla zwierząt (wybaczam mu te wrony) i dla ludzi.

I słów parę jeszcze na koniec:
Dotarłam do książki Diane Ackerman - Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawski ZOO.
Brnę z trudem, bowiem styl pani Ackerman jest tak gęsty, że z trudem przedzieram się przez słowne chaszcze. Nie wiem, czy wytrwam.


środa, 19 czerwca 2013

Prowincja pełna smaków - Katarzyna Enerlich

27.
Katarzyna Enerlich - Prowincja pełna smaków
Wydawnictwo MG
Rok wydania 2013
ISBN 978-83-7779-123-3
Ilość stron 249
okładka

Nie nadążam z pisaniem. Czytam ale z pisaniem zalegam. Leży więc lista książek przeczytanych przede mną i upomina się o moją uwagę.
Dziś zatem będzie  o "Prowincji pełnej smaków" Katarzyny Enerlich. Katarzyny z Mrągowa. Zestaw "prowincjonalnych" książek posiadam od dawna, ale jakoś nie mogły się doczekać mojej uwagi. I oto dotarły do mnie "Smaki" z wydawnictwa MG i cykl zaczęłam czytać od końca. Oj szkoda, że  czytanie "Prowincji" odkładałam na czas nieokreślony, bo to przecież książki o regionie, w którym przyszło mi mieszkać i które ogromnie lubię. Kiedyś były to książki Turkowskiego i Paukszty. Dziś urokliwe Mazury opisuje Katarzyna Enerlich.

Życie Ludmiły, bohaterki opowieści, związane jest z Mrągowem, miasteczkiem na Mazurach. Tu mieszka, pracuje, uprawia przydomowy ogródek, pisze książkę i opiekuje się córką. Rozstaje się z mężem, ale stara się, by ich kontakty były poprawne, pozbawione niechęci. Mają przecież córkę. Stara się tez ułożyć na nowo życie. Kocha i jest kochana. I tyle fabuły, bo fabuła książki jest tylko pretekstem do opowieści o Mazurach - o przyrodzie, barwach, smakach, ludziach, ich burzliwej przeszłości, ale i tradycjach, o skomplikowanych relacjach polsko-niemieckich.

Zastanawiałam się, co mnie w tej książce urzekło? Nie fabuła, nie dzieje Ludmiły, a klimat . Ciepło, spokój płynący z kart książki. Celowo nie używam określenia powieść, bo chyba nie powieść to, a raczej...recepta na szczęście.  Stabilne życie , przydomowy ogródek, dobre jedzenie z własnej kuchni, grzybobranie, dobre stosunki z bliźnimi - to stanowi treść mazurskiej opowieści. W niej splata się fikcja i autentyczne wydarzenia, współczesność i historia. I jestem pewna, drogi czytelniku, że jeśli wstąpisz na mrągowski ryneczek, spotkasz na pewno Ludmiłę kupującą truskawki, wszak sezon w pełni.
Polecam, bo książka warta uwagi.




Leśniczówka Pranie

Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG
Przeczytane w ramach wyzwania:
- Polacy nie gęsi

niedziela, 16 czerwca 2013

Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu - Joanna Chełstowska, Ludwik Kozłowski

26.
J. Chełstowska, Ludwik Kozłowski - Riko i my
Wydawnictwo Pierwsze
Rok wydania 2013
Ilość stron - 223

Na okładce wojowniczy kot z marsową miną. Nie jest to tytułowy Rico, choć dla mnie -  jest, bo dopiero po przeczytaniu książki zaczęłam doczytywać, kto do okładki pozował. Okazało, że to Doka z hodowli Suberian Dream.  Kiedy otrzymałam propozycję recenzji książki nie wahałam się. Tak mają kociarze, niczego kociego nie przepuszczą. Nie zawsze jest to literatura przyjemna, więc zawsze odczuwam lęk, że natknę się na nieszczęścia kocie, przez które nie będę w stanie przebrnąć.

Tym razem opowieści kocie o wydźwięku pozytywnym, choć i w tym przypadku  życie nie jest usłane... myszami.  Riko, wraz z towarzyszką życia  Szarosrebrną mieszka przy rodzinie, na podwórku. Koty same muszą się troszczyć o siebie, potem o przychówek, choć czasem kobieta podrzuci coś do zjedzenia. Riko, kot wolny, patroluje okolicę, swoja łąkę w poszukiwaniu pożywienia. Los jednak potrafi być łaskawy, na sąsiedniej posesji wyrasta dom, do którego sprowadzają się nowi mieszkańcy. Na tarasie Riko znajduje miseczki z jedzeniem, od których nikt go nie odgania. Sprowadza więc rodzinę, a na działce wkrótce pojawia się domek, w którym może zamieszkać. Ludzie dbają o kocią gromadkę, dbają o jej zdrowie, pożywienie, ciepły kąt. W domu, u ludzi mieszka inny kot. To kot po przejściach, śpi na poduszkach, nie wychodzi do ogrodu, Riko mu zazdrości. Powoli pojawiają się inne koty, które zawsze mogą liczyć na wsparcie. Ale nieszczęścia zdarzają się i w takich szczęśliwych stadłach. Zwierzęta chorują, odchodzą, przepadają bez wieści. Mimo tego opowieść ma wydźwięk pozytywny, opowiada o kocich losach, kociej mądrości, wielkim przywiązaniu.

To książka mądra, wyważona, z pozytywnym przesłaniem. Opowiada o kotach, ale jest uniwersalna. Każe zastanowić się nad bezdomnym zwierzęciem, wesprzeć ,  udzielić pomocy w potrzebie, przygarnąć. Książka też uczy. Uczy kontaktu ze  zwierzęciem, rozmowy, odkrywania potrzeb, a przede wszystkim szanowania go. Kocie opowieści o Riko i jego stadku mogą być wspaniałą rodzinną lekturą.

Dziękuję wydawnictwu, za możliwość przeczytania tej naprawdę fantastycznej książki.


Towarzyszyły  mi przy lekturze - Rysia i Krecia.





Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
- Polacy nie gęsi

sobota, 15 czerwca 2013

Zaradna - Beata Kępińska

25.
Beata Kępińska - Zaradna
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Rok wydania cop. 2012
ISBN 978-83-7785-054-1
Ilość stron 398

To  opowieść Marty, bo to ona jest główna bohaterką . Opowieść jest wielowątkowa i biegnie na dwóch płaszczyznach czasowych. Rozpoczyna się przy wybudzaniu się bohaterki z narkozy po mastektomii. Choroba zmienia jej dotychczasowe życie, każe się zastanowić nad przyszłością, bo zaradność, którą się wykazywała, zawiodła w obliczu choroby. Marta potrzebuje pomocy innych, a tego pragnie najmniej. Zawsze radziła sobie sama, teraz musi zdać się na córkę, z którą łączyły ją raczej luźne kontakty.

 Choroba skłania bohaterkę do rozliczeń z samą sobą, bo tytułowa zaradność jest w tym przypadku cechą negatywną, zaradność to współpraca z komunistycznym systemem, do której wciąga męża, skądinąd uczciwego człowieka. W szpitalu Marta poznaje Halinkę, skromną kobietę ze wsi, też doświadczoną chorobą, ale pełną empatii. Mimo choroby Halinka stara się być pomocna swoim współtowarzyszkom niedoli. Marta zaskoczona postępowaniem  Halinki, która obarczona dziećmi, chorą teściową, gospodarstwem  najmniej myśli o sobie. Nie wykazuje tej zaradności, którą wykazywała w celu wygodnego ustawienia się w życiu, Marta.  Dziwi to Martę, ale i każde jej się zastanowić nad swoim postępowaniem. Zaczyna dostrzegać potrzeby innych, pomagać.

Przyznam, że książka zaskoczyła mnie pozytywnie. Nie ma w niej epatowania nieszczęściem, graniu na emocjach. Autorka porusza w sposób niezwykle wyważony problemy, w tym tak drażliwy i wywołujący emocje, jak współpraca z reżimem. Każe się zastanowić, czy wszystkich należy mierzyć jedną miarą?  Żadna lustracja nawet najlepsza nie przyniesie ostatecznych rozwiązań, a żaden człowiek nie jest tak do końca zły. Marta dokonuje rozliczenia, stara się naprawić to co zniszczyła, wspomóc tych, którzy  tej pomocy potrzebują, a "zaradni" nie są.

Nie wiem, jakie autorka ma plany twórcze, ale kończąc czytać powieść odniosłam wrażenie, że planuje kontynuowanie dziejów Marty, jej rodziny i przyjaciółki Halinki. Wątki do końca nie zostają rozsupłane, jakby zawieszone. A może autorka w ten sposób wzmacnia poczucie, że ważne jest postępowanie "tu i teraz" bez względu na finał?  Jakie by plany autorki nie były, po książkę sięgnąć warto, bez względu na to jak ją nazwiemy. Jeśli to nawet babska literatura, to naprawdę interesująca, poruszająca problemy, które nurtują nas na co dzień i wzbudzają obawy,  to jednak ma  wydźwięk pozytywny.

Autorka debiutowała w roku 2011 powieścią "Sielsko i diabelsko". "Zaradna" to druga powieść, ale jak sama twierdzi, w planach ma ich co najmniej pięć. Czekam zatem niecierpliwie nadzieję mając, że nie będzie to książka gorsza.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka


Przeczytane w ramach wyzwania czytelniczego:
Polacy nie gęsi


wtorek, 11 czerwca 2013

Romański krzyż - Kazimierz Sławiński

24.
Kazimierz Sławiński - Romański krzyż
Seria Ewa wzywa 07; z.84
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania 1975
Ilość stron 41
Okładka - Klub Mord

Kolejny milicyjna powieść z serii Ewa Wzywa 07. Zaczyna się uprowadzeniem samolotu startującego z Wrocławia. Porywacze zmuszają pilotów do lotu do Wiednia. Pilotom jednak udaje się zmylić porywaczy i samolot ląduje w Berlinie.  Tam porywacze zostają obezwładnieni i przy pomocy policji NRD zatrzymani. Wydawać by się mogło, że akcja kręcić się będzie wokół porwanego samolotu, ale to dopiero początek wydarzeń,. Na pokładzie samolotu zostaje znaleziony neseser, do którego nikt się nie przyznaje. Nic dziwnego, zawiera bowiem podejrzane przedmioty - zabytki sztuki złotniczej, w tym niezwykle cenny krzyż romański. Znalezione rzeczy pochodzą z włamania do jednego z dolnośląskich muzeów, w sprawie tej już toczy się śledztwo, ale krzyż jest niewiadomego pochodzenia. Wartość jego - niebagatelna, bo jak określił rzeczoznawca , jego wartość wynosi około miliona złotych.

W sprawie  włamania do muzeum śledztwo prowadzi już stołeczna milicja. Natychmiast rozpoczynają się działania na szeroką skalę. Przedmioty znalezione na pokładzie samolotu, to tylko część łupu zrabowanego w muzeum. Gdzie reszta? Co wspólnego z porwaniem samolotu ma wypadek pod Sochaczewem? Akcja rozwija się nieprzerwanie, dochodzą zabójstwa, nowe tropy. Milicja ściga przestępców po całej Polsce. Tropy prowadzą poprzez Sochaczew, małe wioski, do Wrocławia.

I w tej powieści milicja staje na wysokości zadania, zagadka zostaje wyjaśniona, a działania MO mocno osadzone w realiach PRLu. Mimo niezawodnej działalności organów ścigania przestępców wciąż nie brakuje. Milicja wpada na trop nielegalnej wytwórni... damskich sweterków. Prywatna inicjatywa pod przykrywką legalnej działalności kawiarni, prowadzi nielegalne interesy. Na szczęście jest MO z młodą, inteligentną i wykształconą kadrą, która skutecznie walczy nie tylko z kryminalistami, ale i szujami okradającymi państwo. Nic bardziej odrażającego niż przestępstwa godzące w gospodarkę Ludowej Ojczyzny.

Przyznam, że z czytania "milicyjnych produkcyjniaków",  jak je zwie Barańczak, mam "radochy po pachy", jak mawiają moje dzieci.  Kto lubi peerelowski folklor, musi koniecznie czytać serię "Ewa Wzywa 07".
Choćby dla takich pytań , jaki zadaje w powieści jeden z funkcjonariuszy MO:

- A jakie jest jego morale?
- Kowalski, Jan Kowalski, panie kapitanie.*

I tym radosnym akcentem do czytania zachęcam.

--------------------
* Tej odpowiedzi w książce nie było, ale przyznacie, że brzmi jak stary kawał o milicjantach.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
- Kapitan Żbik na topie 
- Polacy nie gęsi
- Wyzwanie miejskie



wtorek, 4 czerwca 2013

Książki najgorsze - Stanisław Barańczak

23.
Stanisław Barańczak - Książki najgorsze
Wydawnictwo Znak 
Rok wydania 2009
ISBN 978-83-240-1083-7
Ilość stron 198

Nie pamiętam, co mną powodowało, ze kupiłam Barańczaka.  Najprawdopodobniej  peany na cześć książki. Książka swoje odleżała czy odstała. Jak kto woli. Przypomniałam sobie o niej z okazji wyzwania czytelniczego z kapitanem  Żbikiem. Pamiętałam, że Barańczak vel   Feliks Trzymałko i Szczęsny Dzierżankiewicz ( tak, tak - dwa w jednym ) pastwił się nad literaturą masową, zwaną przez autora produkcyjniakami milicyjnymi, okolicznościowymi broszurami wspomagającymi głoszenie ideologii sukcesu, nie zapomniał  też o poezji. Sam autor wszak praktykiem i teoretykiem tejże dziedziny literatury jest.
  Przyznam, że początkowo książka bawiła mnie do łez. Potem to już było mniej zabawnie, że tak powiem, prawdziwie nawet i smutno. . Ale na koniec znów autor się rozkręcił. Zważywszy, że książkę czytałam w nocy i śmiałam się w głos, dziś postanowiłam z domu nie wychodzić, by nie widzieć współczujących spojrzeń sąsiadów..

Dostało się w książce takim nazwiskom, które pisały dla Serii z Jamnikiem, Ewa Wzywa 07 ( autor nazywa serię: Co miesiąc powieść ) W każdym razie oberwało się m.in. Zygmuntowi Zeydler-Zborowskiemu, Helenie Sekule, Andrzejowi K. Bogusławskiemu czy Annie Kłodzińskiej. Autor bezlitośnie wytyka błędy, naiwność fabuły, wręcz głupotę twórców. Dostało się też naczelnemu reżyserowi PRLu, - Wowo Bielickiemu, Sipińskiej, Rodowicz, zespołowi Gawęda, ale wszystkich na głowę pobił swoją twórczością niejaki Wacław Kuglin - poeta, którego za autorem zacytuję. Wiersz pochodzi ze "znamienitego" tomu "P. Bogu, Marii i Ojczyźnie"

A oto wiersz poświęcony Ojczyźnie:

[ Miłość ] tak mnie upaja
Jak szampan i wino
Jak pieśń o bohaterach
Spod Monte Casino.
Jak hymn państwowy
Narodu mojego -
- Bo przecież jestem -
 Synem Narodu Polskiego.

I jeszcze wiersz poświęcony tajemniczej Marii:

Cóż biedny poeta
Może dać kobiecie
Jedynie miłość wielką
Ewentualnie dziecię.

Chyba wolę jednak produkcyjniaki milicyjne niż przepełnioną miłością i  patriotyzmem poezję pana Wacława Kuglina, a popełnił on niejeden zbiorek. Uszczęśliwił był rymowanym słowem Najsłynniejszego Polaka Pielgrzyma. Nadzieję mam cichą, że wiersze do adresata nie dotarły.

-------
Wyzwania czytelnicze 
Polacy nie gęsi
Z literą w tle
Z półki