Jako że zastój czytelniczy dopadł mnie w poprzednim roku, to wciąż łudziłam się nadzieją, że Nowy Rok wszystko zmieni. Nie zmienił nic, jak zastój był, tak niechęć do czytania nieustającym elementem mojego życia. W stan "nieczytaniapermanentnego" wtrąciła mnie pewna książka, nie napiszę jaka, bo z wydawnictwa, które lubię i poważam. W każdym razie tak mnie zraziła, że litery układane w literaturę albo w "literaturę"zaczęły mnie napawać wstrętem. Szukam na to rady, nie powiem, że nie. Lekiem miały być książki słuchane, które nie zdały egzaminu przy tzw. słuchaniu do poduszki. Usypiają dokumentnie. Dobre są przy wszelkich robotach domowych, zwłaszcza gotowaniu, zmywaniu i tzw. ogarnianiu mieszkania, ale bez użycia odkurzacza i innej warczącej maszyny. W każdym razie audiobookom nie powiedziałam "nie", ale dalej szukałam czegoś, co by mnie uleczyło.
I eureka! Legimi! Powiecie, że reklama? Niech będzie, ale może nie do końca samo Legimi zadziałało, ale za jego sprawą właśnie czytam. Za przestarzałego samsunga dostałam darmowe trzy miesiące czytania, a takich podarunków się nie odrzuca. Błądząc po Legimi natknęłam się na "Pypcie na języku" Michała Rusinka. Czytam, czytam i śmieję się w głos. Prawda, że denerwują mnie powoli ładujące się strony. Myślałam, że to taki urok mojego sprzętu, ale na innym jest to samo. Mam nadzieję, że ten mankament nie obrzydzi mi ponownie czytania. Więc na koniec: Kto nie czytał Rusinka, a lubi się śmiać, to polecam!
Jeszcze jedno, czytanie Rusinka to naprawdę przyjemność, ale oglądanie okładki nie wzbudza pozytywnych odczuć, choć o wyborze książki zadecydował okładkowy kot. Przyznacie, że okładka paskudna.
I eureka! Legimi! Powiecie, że reklama? Niech będzie, ale może nie do końca samo Legimi zadziałało, ale za jego sprawą właśnie czytam. Za przestarzałego samsunga dostałam darmowe trzy miesiące czytania, a takich podarunków się nie odrzuca. Błądząc po Legimi natknęłam się na "Pypcie na języku" Michała Rusinka. Czytam, czytam i śmieję się w głos. Prawda, że denerwują mnie powoli ładujące się strony. Myślałam, że to taki urok mojego sprzętu, ale na innym jest to samo. Mam nadzieję, że ten mankament nie obrzydzi mi ponownie czytania. Więc na koniec: Kto nie czytał Rusinka, a lubi się śmiać, to polecam!
Jeszcze jedno, czytanie Rusinka to naprawdę przyjemność, ale oglądanie okładki nie wzbudza pozytywnych odczuć, choć o wyborze książki zadecydował okładkowy kot. Przyznacie, że okładka paskudna.