Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytamy polskie kryminały. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytamy polskie kryminały. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 1 grudnia 2013

Listopadowe podsumowanie - kryminały polskie

Okazuje się, że zazwyczaj mieścimy się w normie. Miesięczna liczba przeczytanych kryminałów oscyluje pomiędzy liczbami15 a 20. I jak zawsze, każdy biorący udział w wyzwaniu jest na swój sposób zwycięzcą.

Viv
- Sierpniowe kumaki - Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski
 Moleslaw
- Drugi wątek - Joanna Chmielewska
 Melania K.
- Klin - Joanna  Chmielewska
 Wiki
- Kryminalny Wrocław - Marta Guzowska i in.
- Kocie worki - Joanna Chmielewska   
 Anetapzn
- Inspektor Kres - Agnieszka Turzyniecka
- Formacja trójkąta - Mariusz Zielke Gosia B.
- Śmiertelne zlecenie - Katarzyna Rygiel
- Ceremonia - Janusz Koryl 
 Monotema
Straszna noc - Antoni Marczyński
Korzeniec - Zbigniew Białas
 Skrzacik Katarzyna K.
- Wyszedł z domu i nie wrócił - Iwona Mejza
- Kryminalny Wrocław - Marta Guzowska i in. 
- Trup z Nottingham - Sasza Hady 
Aine 
- Wanda Chotomska - Dzień dobry
- Pięć melonów na rękę - Edmund Niziurski 
- Niewiarygodne  przygody Marka Piegusa - Edmund Niziurski
- Nowe przygody marka Piegusa - Edmund Niziurski


Dziś klasyfikację postawiłam na głowie - zwycięzca na końcu. Aine zaskoczyła pod każdym względem - ilości, dostosowaniem kryminałów do rzuconego hasła - trzy powieści Niziurskiego i kreatywnością - niebanalny "kryminał" - Dzień dobry Wandy Chotomskiej.  W hasło przewodnie też "wstrzeliły się" Melania i Moleslaw. Drugie miejsce, biorąc pod uwagę ilość, zajęła Kasia K. - Skrzacik. Cóż mogę powiedzieć jeszcze? Cieszy mnie każdy link do przeczytanej książki, wszystkim uczestniczkom wyzwania bardzo dziękuję za udział i zapraszam do kolejnej, grudniowej edycji. Dziś duże odstępstwo od reguł wyzwania : dodatkowo kryminał z kotem lub psem, niekoniecznie polski i niekoniecznie przeczytany dziś.
Skąd pomysł? Idzie zima, a bezdomnym zwierzakom szykuje się survival. Warto więc pomyśleć o nich i sprawę jakoś unaocznić. Dziś obrazek znaleziony na FB...


Jakieś propozycje literackie?

I jeszcze się pochwalę, z kilkunastu ogłoszeń adopcyjnych zamieszczonych na "Kociaczku", dwa kociaki znalazły stały dom. Niby nic, ale jak mówią: ziarnko do ziarnka...
Kod do kociaczkowego widgetu można pobrać na stronie Kociaczka - Internetowego Kącika Adopcyjnego. Mała rzecz, nie boli, a zamieszczona na blogu - działa cuda. Pozdrawiam wraz z szukającą domu szylkretą Lonią z Głogowa.



  • Piękna Lonia szuka domu! Kochana koteczka o ślicznym, szylkretowym umaszczeniu bardzo chciały mieć własną chatę i swojego człowieka do miziania :) Ma ok. 2-3 lat, jest dosyć spokojną kicią. Zapowiada się na domowego leniucha.
    Jest wysterylizowana, zaszczepiona oraz zaczipowana. Przebywa w schronisku dla zwierząt.

  • Płeć: Kotka, 2 lata
  • Ogłoszenie: 3481
  • Miasto: Głogów (Dolnośląskie)
  • Opiekun: GSPZ AMICUS
  • Osoba kontaktowa: Jagoda Kosmala
  • Numer telefonu: 667 966 567
  • Imię: Lonia
  • Kolor: szylkret
  • Waga: 3-4 kg
  • Po kastracji
  • Aktualne szczepienia
  • Książeczka zdrowia 
Grudniowe dokonania: 
Melania K.

środa, 27 listopada 2013

Straszna noc. Powieść morska - Antoni Marczyński

43.
Antoni Marczyński - Straszna noc. Powieść morska
Towarzystwo Wydawnicze Rój
Rok wydania 1930
Źródło fotografii

Bardziej ciekawostka niż wielka literatura. Książkę oczywiście przeczytałam.  i jak to w powieściach z tamtego okresu, atmosfera  trąci "Znachorem". Wiem, wiem, że to niefortunne porównanie, bo pierwsze wydanie "Znachora" Dołęgi-Mostowicza ukazało się siedem lat po "Strasznej nocy" Marczyńskiego, ale trudno zaprzeczyć, że klimaty podobne, może z tą różnicą, że powieść Marczyńskiego posiada wątek kryminalny i można ją nazwać od biedy powieścią sensacyjną, choć sam autor nadał powieści podtytuł - powieść morska. Jak zwał tak zwał, akcja powieści wartka, zaskakująca, obfitująca w zaskakujące wydarzenia.
Rodziny Owsików i Kohnków nie żyją ze sobą w zgodzie. Stary Khonke zaleca się do Owsikowej wbrew jej woli, za co zostaje pobity przez Owsika. Ale to nie koniec powodów do wrogości. W jednej z akcji ratowniczych ginie syn Khonkego - Tomasz, za co stary Khonke oskarża ukochaną wychowanicę Owsika. Wychowanica Owsiaków też cudem uratowana z topieli morskiej. Jest i trup. Stary Khonke zostaje brutalnie zamordowany. Podejrzani zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale najbardziej podejrzany jest stary Owsik. Czy zabił? Każdy z podejrzanych coś ukrywa, ale morderca zostaje zdemaskowany.

Powieść, która ukazała się w roku 1930, już w roku 1931 doczekała się ekranizacji i nic w tym dziwnego, bo powieść ma wszystko, co się w filmie sprawdza: skonfliktowane rodziny, miłość, morderstwo, a przy tym "okoliczności przyrody" sprzyjające potęgowaniu atmosfery zagrożenia, wszak akcja dzieje się na Helu.

 Kadr z filmu.

Sam Marczyński pisał oprócz powieści scenariusze do filmów. To bardzo ciekawa postać. Pisarz urodził się w Poznaniu. W roku 1917 ukończył  Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów w Chyrowie, studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w roku 1924 uzyskał tytuł doktora. Uczestniczył w walkach o obronę Lwowa (1918), od roku 1920 ochotnik Wojska Polskiego. W roku 1938 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Zmarł w Nowym Jorku w roku 1968.
Był pisarzem bardzo płodnym. napisał kilkadziesiąt scenariuszy,  kilkaset nowel, humoresek i felietonów oraz ponad 40 powieści.  Jego nazwisko cenzura PRLu wymazała skutecznie z literackiej mapy Polski. W roku 1951 wszystkie utwory Marczyńskiego znalazły się na liście książek zakazanych, musiały zniknąć z bibliotek i półek księgarskich, a z czasem i z pamięci ludzkiej.


Pisząc o powieści Marczyńskiego zastanawiałam się, czy ta trącąca myszką powieść, trochę ckliwa, nie jest lepsza od produkowanych masowo współczesnych powieściach? Tu przynajmniej możemy podziwiać piękny język, bez neologizmów i slangu. Książka powstała bowiem w czasach, kiedy miano "pisarz" do czegoś zobowiązywało. Nie do pomyślenia było, by książka zawierała błędy, choć technologia wydawania książek była bardziej skomplikowana. Powieść polecam, bo to doskonała rozrywka i obowiązkowa lektura, choć rodem z lamusa.

Kto czytał powieści Marczyńskiego? Ręka do góry;)

Przeczytana w ramach wyzwania:
Czytamy polskie kryminały
Polacy nie gęsi
Trójka e-pik - edycja kwiecień 2013 - powieść, która została zekranizowana

środa, 21 sierpnia 2013

Gdzie mól i rdza - Paweł Pollak

33.
Paweł Pollak - Gdzie mól i rdza
Seria ABC
Wydawnictwo Oficynka
Rok wydania 2012
ISBN 978-83-62465-35-4

Mam dylemat. Co napisać o tej książce? Skąd dylemat? Jakiś czas temat Aneta opublikowała na swoim blogu wywiad z Pawłem Pollakiem. Na pytanie o blogosferę autor powiedział m.in.:

"...blogowisko to całe spektrum i opinii beznadziejnie napisanych nie brakuje. Mnie do rozpaczy (też jako czytelnika) doprowadza spoilerowanie. W przypadku kryminałów blogerzy mają jeszcze świadomość, że pewnych rzeczy zdradzać nie wolno, ale przy „Niepełnych” potrafią ujawnić zwroty akcji i zakończenie, nie pomijając żadnego szczegółu. A potem napisać, że świetnie im się czytało, bo gryźli palce ze zdenerwowania, nie mogąc przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów. Tego, że pozbawiają tych emocji przyszłych czytelników książki, nie są już w stanie dostrzec. Przy takiej „recenzji” mój netbook musi wysłuchać parę niecenzuralnych słów." 

I tak to, ja - autor notki, znajdujący się po drugiej stronie netbooka autora  boję się usłyszeć, co autor o mnie myśli. Zatem niczego nie zdradzę, albo będę się starała zdradzić jak najmniej.

Otóż zacząć trzeba od genezy powstania powieści. Jak mówi sam autor w tymże samym wywiadzie:
"Gdzie mól i rdza” napisałem, bo chciałem mu (zawodowemu recenzentowi) pokazać, że umiem stworzyć całkowicie klasyczny kryminał."

I chwała autorowi, że się wkurzył, bo kryminał powstał przedni. I klasyczny, i do śmiechu, i z całą przekomiczną galerią postaci. Taki patolog Małecki. Wezwany do nieboszczyka, powiedzmy - powieszonego ( powieszony nie był, ale "nie powiem wam jak zginął", bo mnie autor ze skóry obedrze), no więc ten Małecki zapytany przez prowadzącego śledztwo o przyczynę śmierci denata, odpowiada:
- Utonięcie.
- W wannie? 
- W oceanie. 
Oczywiście, opowiadam z głowy, więc może to nie tak dokładnie szło, w każdym razie w tym guście. A  zaświadczam, że taki dialog mogło autorowi podyktować życie. Niemożliwe? Możliwe!

Otóż pewna moja znajoma kazała się wieźć na pogotowie, bo migrena zatruwała jej żywot. Pomna wcześniejszych doświadczeń z przepędzaniem migreny, kazała sobie zaaplikować określony lek ( nie pierwszy raz miano ją w przybytku Hipokratesa ratować), co lekarza zbulwersowało. Potyczkę słowną przerwało wezwanie medyka do wypadku. Chcąc się pozbyć niewygodnej pacjentki, rzekł:
Niestety, nie mam dla pani czasu, bo mam wezwanie do wisielca. 
Na co pacjentka ze stoickim spokojem odrzekła: Wisielcowi pan już nie pomoże, a mnie jeszcze tak. 

Nie wiem, jak się ów przypadek zakończył, ale wiem jak zakończyła się książka Pawła Pollaka. Na długo przed finałem wydawało mi się, że wszystko wiem. Czy rzeczywiście? Może tak, może nie...
Cóż, powiem krótko: czytać, nie wybrzydzać, bo kryminał pierwsza klasa. 

Przeczytane w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Czytamy polskie kryminały 

czwartek, 18 lipca 2013

Rzeka zimna - Magdalena Kawka

32.
Magdalena Kawka - Rzeka zimna
Wydawnictwo Sol
Ebook - format epub
Rozmiar pliku 1,27 MB
Ilość stron 324
okładka
To moja pierwsza książka autorstwa Magdaleny Kawki. Przygoda z pisarką zaczęła się od niefortunnego wpisu na moim blogu zapowiadającego nową powieść Magdaleny Kawki - "Wyspa z mgły i kamienia". Opowiadać nie będę, o co szło, w każdym razie autorka pod wspomnianym postem  także zabrała głos. Od słowa do słowa i zdecydowałam, że nim zapowiadana powieść dotrze do mnie z wydawnictwa MG, przeczytam "Rzekę zimna", o której napomknęła Momarta
I oto jestem po lekturze. Przyznam, że na początku mnie zemdliło. Oto główna bohaterka Tamara, Polka, której się poszczęściło - Francja, francuski kochający mąż ( wprawdzie czasem coś w tym stadle zgrzyta, ale jednak kocha), własna kwiaciarnia, cudowni teściowie, obiadki, herbatki, przyjęcia, wpływy. Sama słodycz. Na szczęście jestem cierpliwa, czytam wszystko, co ma litery i prę do przodu niczym pług śnieżny ( rzecz dzieje się w mroźną i śnieżną zimę), inaczej w tej Francji  skapitulowałabym.

Matka Tamary, mieszkająca w Polsce w niewielkiej miejscowości Grzmoty, ginie bez wieści. Od jakiegoś czasu z nikim się nie kontaktuje, nie odbiera telefonów. Córka rzuca wszystko i leci do Polski, by zająć się poszukiwaniem matki, w czym wspiera ją przyjaciółka matki.  I od tego momentu powieść nabiera rozmachu. Małe miasteczko, wydawałoby się spokojna mieścina, ale niejeden z mieszkańców ma coś za uszami. A i głównym bohaterkom coraz trudniej, im bardziej drążą, tym bardziej czują się niepewnie. Ktoś je nieustanie obserwuje, zastrasza. Chce zmusić do odwrotu. Jak się to wszystko skończy? Ano, zaskakująco. Zapraszam do czytania, książka wciąga, można autorce darować tę Francję.

W zasadzie to nie wiem, dlaczego mi ta Francja wadzi. Wszak żyjemy w zjednoczonej Europie i każde miejsce do zamieszkania jest dobre, ale jakoś wolałabym, żeby Tamara zwiała od matki na drugi kraniec Polski. W końcu przy naszych środkach komunikacji wszędzie mamy daleko, a w zjednoczonej Europie - wszędzie blisko.

Nieważne, w końcu książkę przeczytałam w dwa wieczory. Mam jednak problem, jak określić tę powieść. Kryminał, sensacja, obyczajowa? Jak zwał tak zwał. Czytajcie! Choć w powieści i mróz, i śnieg to na lato lektura jak znalazł.

Pal sześć Francję, ale jednego autorce darować nie mogę. Kota!

Dopisek:
Listonosz doniósł dziś właśnie "Wyspę z mgły i kamienia"

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Czytamy polskie kryminały
Trójka e-pik - powieść z rozbudowanym wątkiem żywiołu

wtorek, 16 lipca 2013

Filiżanka czarnej kawy - Barbara Gordon

31.
Barbara Gordon - Filiżanka czarnej kawy
Seria Ewa Wzywa 07; z.16
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania 1970
okładka

Akcja powieści toczy się w małym miasteczku położonym przy granicy zachodniej. Miasteczko zwie się Kramno i próżno by go szukać na mapie. Nie dlatego, że małe, ale dlatego, że w rzeczywistości nie istnieje. Powieściowe Kramno jest miastem powiatowym. Jest w nim wszystko, co w takim mieście być powinno - sąd, posterunek MO, szpital, dworzec kolejowy i kilka restauracji (!). Wszyscy wszystkich znają, a przynajmniej z widzenia. I w tym cichym spokojnym miasteczku zaczynają się się dziać rzeczy jak... z powieści kryminalnej. Nikomu nieznana kobieta wybiega z domu sędziego i wpada pod samochód, umiera w szpitalu. To Matylda Krychowa. Co ją sprowadziło do sędziego Edwarda Muracha? Ale i życie sędziego dobiega kresu. Próby ratowania kończą się fiaskiem. Serce? Trucizna? Czy obie śmierci mają ze sobą coś wspólnego? A może to przypadek?
Śledztwo prowadzi porucznik Andrzej Socha, z-ca komendanta, tropy wiodą w czasy odległe nawet jak na lata 70te - do czasów wojennych. Przez powieść przewija się korowód barwnych postaci, a każda z nich w większym lub mniejszym stopniu brała udział w wydarzeniach, ale niejedna z tych postaci ma coś na sumieniu. Ale od czego dociekliwość i sumienność organów ścigania. Śledztwo kończy się pełnym sukcesem, jak to w takich powieściach bywa.

O powieściach z "Ew" pisać trzeba z przymrużeniem oka, ale była to seria, która miała swoich fanów i do dziś ma. Może dziś z innych pobudek, bo dziś może nie jest to dokument epoki, a barwny obrazek czasów minionych. Jak już wcześniej pisałam - peerelowski folklor. Opowiastki milicyjne czyta się się szybko i, oczywiście, z podziwem dla pracy MO. Wykrywalność przestępstw - 100%, a wszystko delikatnie, inteligentnie, bez przemocy, ale jakże skutecznie.

Przeczytane w ramach wyzwań:
Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni
Czytamy kryminały
Czytamy ksiązki wydane przed rokiem 1990
Czytamy polskie kryminały
Czytamy serie wydawnicze
Polacy nie gęsi

poniedziałek, 27 maja 2013

Pętla bieszczadzka - Marian Łohutko

22.
Marian Łohutko - Pętla bieszczadzka
Wydawnictwo Iskry
Seria - Ewa Wzywa 07; z. 96
Rok wydania 1977
Ilość stron 37

Kolejna książka z serii. Przyznam, że zainspirowała mnie Honorata, która jest fanką powieści milicyjnej i lekturę "Pętli" ma już poza sobą. I ja mogę siebie nazwać fanką solidnego klasycznego kryminału polskiego. Im starszy, tym lepszy, chętnie stare kryminały zgłębiam.

I oto "Pętla bieszczadzka" autorstwa Mariana Łohutki. Autora wcześniej nie znałam. Któż to taki Marian Łohutko? Szukam w niezawodnym źródle wiedzy, w wikipedii. Otóż Marian Łohutko urodził się w roku 1942. Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w  roku 1955 na łamach Almanachu Iskier. Popełnił kilka powieści, w dorobku ma też zbiory opowiadań.
Trzy mini powieści ukazały się w serii Ewa Wzywa 07. Są to:
Czarno na ulicy Błękitnej, Odwołać poszukiwania i Pętla bieszczadzka. 

Grupa pracowników z jednego z zakładów pracy wyruszyła na wycieczkę w Bieszczady. Pogoda była marna, nie sprzyjała żadnym krajoznawczym eskapadom, więc ulokowane na prywatnej kwaterze towarzystwo szybko rozpoczęło radosny alkoholowy wieczór. Z towarzystwa wyłamał się Kubiak, inżynier zakładowy, wyruszając na podbój miejscowego lokalu. Jakież było zaskoczenie wycieczkowiczów, kiedy na drugi dzień zauważono, że inżyniera Kubiaka nie ma na kwaterze. Podjęte poszukiwania nie przynoszą rezultatu i grupa rusza w drogę powrotną bez jednego uczestnika. Ale Kubiak nie zgłasza się także w poniedziałek do pracy i sprawa zaginięcia zdaje się być poważna. Przewidywania się sprawdzają. W Bieszczadach, w miejscowości, gdzie rezydowała grupa, zostaje znalezione wiszące na drzewie ciało Kubiaka. W Bieszczady podąża grupa operacyjna z Komendy Wojewódzkiej, by na miejscu przeprowadzić oględziny.
Nie jest to samobójstwo, ktoś inżynierowi pomógł. Śledztwo rusza pełną parą.

Muszę przyznać, że te "kryminałki" mnie zaskakują. W tej krótkiej formie zawarte są obszerne treści, moc wydarzeń,  trup ściele się gęsto, a czytelnik poznaje szczegóły śledztwa i metody postępowania ekipy dochodzeniowej MO, a  wszystko to osadzone solidnie w realiach PRL. Krok za krokiem podąża czytelnik tropem mordercy, poznaje szwindle i nieprawidłowości, jakich dokonują przestępcy gospodarczy, przejawy niegospodarności. I w końcu poznaje mordercę.

Przyznać trzeba, że lektura to interesująca, rzetelna  jak milicyjna praca. Wciąga, czytelnik z niecierpliwością oczekuje rozwiązania zagadki. Serię tę stworzono, by przybliżyć zwykłemu obywatelowi ciężką i odpowiedzialną, często niewdzięczną pracę milicji. Czy seria ta na pewno  spełniała swoje zadania, czy funkcjonariusz MO był kimś, komu ufano? W każdym razie ku rozrywce służyła na pewno i miała stałych czytelników. Dziś jest dokumentem minionej epoki i to jest chyba największym atutem dla współczesnego czytelnika.

Fragment Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej. Trasa, którą w powieści miała się udać grupa  wycieczkowa do Ustrzyk Górnych. Foto

Przeczytane w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi
Czytamy polskie kryminały
Od A do Z
Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni