piątek, 29 czerwca 2012

Iriomote. Wyspa dzikich kotów - Krzysztof Schmidt, Nozomi Nakanishi

26.40
Tydzień dwudziesty szósty
25.06.2012 - 01.07.2012 

Krzysztof Schmidt, Nozomi Nakanishi  - Iriomote. Wyspa dzikich kotów
Wydawnictwo Zysk i Spółka
Seria Naokoło Świata
eKsiążka - epub
Rozmiar 0,55 MB
Ilość stron - 206 / 8864 / 32760
księgarnia Gandalf

Iriomote - wyspa dzikich kotów epub Naokoło świataJaponia pokazana przez Krzysztofa Schmidta jest zupełnie inna Japonią. Nie ma tu miejskich molochów, zgiełku, rozbuchanej cywilizacji.
Zazwyczaj książki o Japonii traktują ten kraj z perspektywy rozwoju cywilizacyjnego, boomu technicznego bądź dawnych tradycji.
Choć książkę wybrałam sugerując się tytułem, bowiem do kotów czuje słabość, to i tak książka mnie zaskoczyła. Bohaterami książki są  nie tylko dzikie  koty Iriomote, ale mnóstwo stworzeń, które  rzadko można spotkać poza wyspą.
 Z gęsią skórka czytałam o wielkich pająkach Naphila, krabach pustelnikach,  monstrualnych ćmach Attacus Atlas, żukach o długości 6cm. Te wielkie stworzenia  nie są groźne, ale odstraszają swoją wielkością, za to niewielki wąż habu (młode osobniki mierzą 30-40cm) może śmiertelnie ukąsić.

Są też na wyspie ptaki, autor wspomina m.in. o wodniku i dzięciole okinawskim. Niestety, wyspę o powierzchni około 280 km2 zamieszkuje tylko 100 sztuk dzięciołów.
Cała ta różnorodna zwierzęca gromada żyje w subtropikalnym lesie, który zajmuje 83% powierzchni wyspy. Ciekawą rośliną, której autor poświęca dużo miejsca, jest figowiec, który oplata korzeniami wszystko, co napotka na drodze i zdusza śmiertelnym uściskiem.
Oczywiście, najciekawszym zwierzęciem na wyspie, któremu autor poświęca najwięcej uwagi, jest dziki kot Iriomote yamaneko, o którego istnieniu nauka nie wiedziała do połowy XX wieku. Wiedzieli o nim mieszkańcy wyspy, ale obecność kota ich akurat nie dziwiła. Był częścią składową ekosystemu wyspy Iriomote.

Badania nad kotami podjęte zostały w latach siedemdziesiątych przez Centrum Badań Biosfery Tropikalnej Uniwersytetu Riukiu, na którego zaproszenie autor książki mógł dołączyć do badań nad kotami, miał bowiem doświadczenie w takiej pracy, uczestniczył w programie "zarysiania"  Polski.

Wydawałoby się, że książka napisana przez naukowca będzie książką nudną. Nic bardziej mylnego, bo książka porywa entuzjazmem autora dla stworzeń żyjących na Iriomote. Czy przeżyją, czy cywilizacja nie zakłóci ich bytu? Ten niepokój nie opuszcza ani na chwilę autora.
O te unikatowe zwierzęta martwią się też Japończycy. Kot z Iriomote jest narodowym pomnikiem przyrody, na wyspie ze względu na jego bezpieczeństwo, obowiązuje ograniczenie prędkości do 40km/h, o czym informują odpowiednie znaki drogowe. Nie wszyscy się jednak do tego stosują, stąd często zwierzęta giną pod kołami samochodów.

Książka ciekawa, porusza wiele zagadnień dotyczących ginących gatunków, ale także pamięta o ludziach żyjących na wyspie - pamiętających o tradycjach, borykających się z codziennością i utrudnieniami zamieszkiwania w pobliżu Parku Narodowego.

Czytałam książkę w wersji elektronicznej. Nie znam wersji papierowej,więc nie wiem, czy posiada zdjęcia, bo mnie właśnie zdjęć w wersji elektronicznej brakowało. Na szczęście fotki można znaleźć w sieci i obejrzeć to, co tak fascynowało autora podczas pobytu na Iriomote.

Znalezione w sieci:

  Ćma Attacus Atlas



Iriomote yamaneko czyli kot górski z wyspy Iriomote

Pajączek Nephila

Koci znak drogowy

Literatura w Azji, Azja w literaturze
Recenzja - Merlin

wtorek, 26 czerwca 2012

Kości Księżyca - Jonathan Carroll

26.39
Tydzień dwudziesty szósty
25.06.2012 - 01.07.2012


Jonathan Carroll - Kości Księżyca
Wydawnictwo Dom Wydawniczy Rebis
Seria Salamandra
Rok wydania 1997
ISBN 83-7120-435-3
Ilość stron 223 / 8658 / 32760


Nie, nie i jeszcze raz nie. Żadne fantasy, żadne S-F. Nie wiem, skąd u mnie taka awersja do tego typu literatury. Przecież wychowałam się na wszelkiej maści baśniach,  podaniach i legendach i nigdy nie poddawałam w wątpliwość sensu istnienia takiej literatury. A teraz - masz ci babo placek. Brnę z trudem przez świat fantastyki. Czy się kiedyś przełamię?
W zasadzie czytałam trochę Lema swego czasu i nie było to aż tak bolesne, jak czytanie "Kości Księżyca". 


Przyznać muszę, że powieść ma ciekawą konstrukcję. Obok siebie podążają dwa światy - świat rzeczywisty i świat marzeń sennych, które to, w miarę snucia się fabuły, raz po raz ze sobą się splatają.


Bohaterka powieści, Cullen,  po traumatycznych przejściach szuka wsparcia u swojego przyjaciela Danny'ego. Przyjaźń przeradza się w miłość, Cullen i Danny pobierają się, na świat przychodzi córeczka Mae. Jest to udany związek, ale spokój domowego ogniska zakłócają sny nękające Cullen, sny które jak odcinki serialu mają swój ciąg zdarzeń, swoje postacie i głównego bohatera - poronionego świadomie przez Cullen syna. Nie tylko sny zakłócają spokój, także świat rzeczywisty  niesie zagrożenia -  przestępczość, choroby.


Książka Carrolla stanowi swoisty miszmasz - są tu elementy powieści obyczajowej, psychologicznej, fantastyki, sensacji, horroru nawet. I ta mieszanka mi nie przeszkadza, ale wyjęłabym z powieści majaki senne, z których wykroiłabym powieść fantasy z dziwnymi stworzeniami, zwierzętami na dziwnej wyspie Rondua. Fani fantasy byliby zadowoleni, a z pozostałej części stworzyłabym dla siebie powieść obyczajową i myślę, że każdy byłby zadowolony. No tak, ale nie rozbijając powieści na części drobne, też każdy może odkrywać światy, które mu odpowiadają. 


I jeszcze jeden pstryczek. Aborcja. Nie wiem, co autor chciał osiągnąć i nie dociekam, pamiętam bowiem wojny pro i antyaborcyjne. W kraju wrzało, dyskutowali zajadle wszyscy, szczególnie ci, których sprawa nie dotyczyła. W końcu upichcono ustawę, której sprawa zasadności i niezasadności  podlega nieustannej krytyce. Mijam temat z daleka, ale jako, że Carroll napomknął to i ja napomykam, choć nie powinnam, bo sprawa nadal budzi emocje. 
Mam nadzieję, że zagadnienie to nie zdominuje komentarzy pod postem, czego bym sobie po cichu życzyła.




Trójka e-pik wydanie lutowe - fantasy
Z pólki

piątek, 22 czerwca 2012

Mrówka w komputerze - Magdalena Giedrojć

25.38
Tydzień dwudziesty piąty
18.06.2012 - 2406.2012


Magdalena Giedrojć - Mrówka w komputerze
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Seria Mini 
Rok wydania 2005
ISBN 83-7298-231-7
Ilość stron 205 / 8435 /32760


Zacznę od zrzędzenia. Kocham  książki z wydawnictwa Zysk i S-ka, szczególnie Kameleona, ale seria Mini - wydania kieszonkowe jest do bani. Nie wiem, kto i kiedy sobie ubzdurał, że książki nosi się w kieszeni ( no chyba, że ktoś - sztuk jeden na milion jednak nosi, proszę o odzew ). Ja nie noszę, a jak książki potrzebuję poza domem, to jestem w stanie wpakować do torebki kolosa i nie marudzić, że ciężko. 
No to może teraz, dlaczego mam  przeciw owym wydaniom zwanym kieszonkowymi, a serii Mini w szczególności. Otóż wydawca wychodzi z założenia, że wszyscy jesteśmy "hej, hej, hej sokoły", od razu zawiadamiam, że ja jestem ślepa kura.  
W "Mrówce" wydawca starał się wcisnąć pięć stron standard na jedną "ministandard". Chwalić Pana, że pani Magda książkę swą napisała w formie pamiętnika, więc tekst podzielony datami dał się jakoś przyswajać. Gdyby nie te daty, poległabym w przedbiegach. Szczęście, że przetrwałam, bo książka fantastyczna, prześmieszna tak jak lubię, zabawny język; książka o trzydziestoletniej Ance, która to najbardziej w życiu pragnie kochającego faceta. Faceta na dobre i na złe. Najważniejsze, że Anka nie jest kretynką, jest fajną dziewczyną, otoczoną przyjaciółmi, rodziną; dziewczyną, która przezywa wzloty i upadki.


Książkę kupiłam w Matrasie* Wirtualnym, całe szczęście, że fotka nie oddaje wielkości fizycznej dzieła, bo zapewne "Mrówki" nie kupiłabym, bo ja, proszę Was, życzę sobie książek takich, jakie wydaje Drzewo B.( nie będę walić po nazwisku, bo z Drzewem B. nie współpracuję. A co! ) - książka wielkości standardowej, wysokość ok. 21 cm, wielkość liter też w normie, dużo miejsca do czytania między wierszami i co pięć kartek pół, a w porywach półtorej pustej, białej jak śnieg strony, co dla mnie klaustrofobiczki,  jest jak zachłyśnięcie się bezkresną, wolną przestrzenią.


No szkoda, że Pani Magdalena przystała na takie wydanie, bo książka zalega księgarnie, choć cena książki drastycznie spada I przypominają  mi się słowa fachowca od bibliotek ( nie pomnę nazwiska ): Jeżeli nie sprzedasz książki za 10 zł, to tym bardziej nie sprzedasz jej za złotówkę. Oczywiście,, słowa te nie dotyczą mnie, bo kupuję chętnie za grosze na wyprzedażach w Matrasie*, tudzież na allegro, poluję na ebooki, które tanie jak barszcz można dopaść na "okazjach dnia"  dziś np "Tunel" za 7,80. I tyle darmowej reklamy...




* Z Matrasem też nie współpracuję, ale lubię tę księgarnię, choć napisali do mnie razu pewnego: "odezwiemy się najprędzej, jak to będzie możliwe" a czas płynie nieubłaganie, księgarnio miła. Ale cóż, w tym współczesnym galopie nie jedna mrówka przepada w niepamięci.


Trójka e-pik - wyzwanie lutowe - literatura obyczajowa
Z półki

środa, 20 czerwca 2012

Steinbeck


Poczytałabym coś rodem od Steinbecka, ale póki co tylko fotka znaleziona na Pinterest.
Czasu brak, a fotka piękna.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Śmiercionośny jacht - Bernard Cornwell

25.37
Tydzień dwudziesty piąty
18.06.2012 - 2406.2012 


Bernard Cornwell - Śmiercionośny jacht
Wydawnictwo Amber
Seria Sensacja
Rok wydania cop. 1995
ISBN 83-7082-952-X
Ilość stron 278/8230/32760


Weteran wojny o Falklandy - Nick Sandman, ciężko ranny w plecy, walczy o to, by wrócić  do zdrowia i móc wypłynąć w rejs swoim jachtem, który czeka na niego na wybrzeżu. Lekarze nie dają mu nadziei, że kiedykolwiek odzyska sprawność i będzie chodził. Ale Nick jest twardym facetem, nie porzuca marzeń, staje na nogi i wraca do domu, by zająć się przygotowaniem jachtu do rejsu. Kiedy zjawia się na nabrzeżu, jacht znajduje porzucony na brzegu, zniszczony i ograbiony ze wszystkiego, co dało się z jachtu wymontować. Okazuje się, że za tym stoi sławny gwiazdor telewizyjny, który nie może sobie pozwolić na żaden skandal, tym bardziej, że Nick jest bohaterem odznaczonym Krzyżem Wiktorii. Obiecuje zatem Nickowi pomoc w odbudowie jachtu w zamian za zgodę na nakręcenie filmu o nim.
Kiedy Nick wyraża zgodę, wokół niego zaczynają się zbierać czarne chmury. Robi się niebezpiecznie. On sam zostaje wplątany w sprawę śmierci żony gwiazdora. Wypadek to czy morderstwo?


Książka czyta się dobrze, wartka i intrygująca akcja, ciekawe postacie i bohater nie do końca bez skazy. Są też piękne kobiety, a jak kobiety to i romanse. Największą moją sympatię wzbudził inspektor Abbott - bystry, bezkompromisowy, dowcipny. Choć to postać drugoplanowa, to jednak zwracająca uwagę i bijąca na głowę postać pierwszoplanową - Nicka Sandmana.  Harry Abbott jest prześmieszny, a takich bohaterów uwielbiam.
Książka pewnie spodoba się także miłośnikom jachtingu, bo akcja rozgrywa się wśród żeglarzy, w tle rozszalałe morze i tragiczne zajścia.
Książka wywarła we mnie pozytywne wrażenie, choć w książce napięcie nierówne, ale za to jest... kot, kot żeglarz, który świetnie radzi sobie na jachcie i nie straszne mu sztormy, ni burze.


Nie znałam do tej pory twórczości Bernarda Cornwella. I na tę książkę trafiłam raczej przypadkiem. Sądziłam, że Cornwell pisze tylko i wyłącznie powieści historyczne i z takim przekonaniem sięgnęłam po "Śmiercionośny jacht". Okazało się, że to sprytnie skonstruowany  crime thriller z żaglami w tle. 
Czy się rozczarowałam? Na pewno nie i niewątpliwie do Cornwella wrócę.


Trójka e-pik  - edycja lutowa  - thriller

Koty. Podręcznik użytkownika - Tomasz Majeran

25.36
Tydzień dwudziesty piąty
18.06.2012 - 2406.2012 

Tomasz Majeran - Koty
Wydawnictwo Biuro Literackie 
Seria Port Legnica 
Rok wydania 2002
ISBN 83-88515-24-1
Ilość stron 40/7952/32760

Kto ty jesteś?
Kotek mały.
Jaki znak twój?
Lew.*

Książka utknięta gdzieś tam przetrwała lat bez mała dziesięć. To dowód na to, że wszystko ma swój czas. 
"Koty" to niewielka książeczka i nietypowa lektura, jak dla mnie. Do poezji mało zaglądam, bo jakoś przestało mnie bawić dociekanie, co autor miał na myśli. A i na koronkowej robocie poetów zwyczajnie się nie znam. 
A to poezja właśnie i poezja też, że tak nazwę, "zgrzytająca". Wyobraźcie sobie kiciusia, który mówi o sobie ( to że mówi, to pół biedy, bo zdarza się, że zwierzęta mówią ludzkim głosem ) używając nieparlamentarnych słów. 
Tu kot zmienia swoje oblicze, jest niekoniecznie kotem milusim, sympatycznym, jakim chcemy go widzieć, ale jakże elokwentnym wredotą. Przemawia do czytelnika w tonacji Władysława Bełzy, Kochanowskiego czy Szymborskiej właśnie. 
Jako że książka została nazwana podręcznikiem, tak i jej zawartość podzielona została na 19 lekcji. Może czytelnik niekoniecznie się dowie, jak kota używać, ale na pewno, kiedy kotu schodzić z drogi. No i oczywiście pora sobie wreszcie uświadomić, że ten milusi kotek, bywa też kociskiem.

Wydanie tomiku  ascetyczne, czarno-białe, z ilustracjami Adama Wiedemanna. Polemizowałabym z takim portretem kota (często o ludzkiej twarzy), choć sama używam określenia, że kot też człowiek.

*Tomasz Majeran: Koty. Podręcznik użytkownika, Legnica 2002, s. 5


T. Majeran i A. Wiedemann


Wyzwania:
Z półki
Papierowy Zwierzyniec
Na Kanapie - recenzja
opublikowane - biblionetka 

niedziela, 17 czerwca 2012

Moja biblioteka - książki i ludzie

Tytuł zapożyczony z cyklu wywiadów, jakie Barbara Łopieńska przeprowadziła ze znanymi ludźmi, publikowanych w miesięczniku Res Publica Nowa w latach  1994 - 1996. Potem ukazało się wydanie książkowe, które szybko znikło z półek księgarskich. Moje poszukiwania książki spełzły na niczym, ale trafiłam na kilka tekstów w sieci, z których skwapliwie skorzystałam. Książki szukać będę nadal, może szczęście mi dopisze?


Ale teraz słów parę o mojej bibliotece. Nie jest uporządkowana, żadnej systematyki w ustawieniu, książki wędrują po całym mieszkaniu, nie posiadam tzw biblioteczki czy regału. Są po prostu wyposażeniem mojego  mieszkania. Nigdy specjalnie czegoś nie poszukuję, czytam co mi w rękę wpadnie, choć przyznam, że ostatnio trochę naprzewracałam się książek, bo szukałam odpowiednich lektur do wyzwania Trójka e-pik. Ponadto u BZwL przeczytałam, że jest szczęśliwym posiadaczem około 300 nieprzeczytanych książek. Wydawało mi się, że to dużo, ale postanowiłam zrobić sobie spis jednego stosiku-donosiku* (program biblioteczka domowa) i wyszło mi, że tylko w tym jednym miejscu jest  57 książek do przeczytania (minus 18 poradników typu kuchnia, robótki). Nie powiem, ile miejsc takich w domu posiadam, by czytelników , a w szczególności siebie, o zawał nie przyprawić, ale blisko stanu niedoczytania BZwL. Czułam się lepiej, kiedy sobie tego nie uświadamiałam. Jednak niewiedza jest słodka.
Oto mój stosik-donosik nr 1**


*    stale donoszę i dokładam, stąd nazwa ( w drodze trzy następne książki )
**  na fotce m.in. książka, o którą pytałam w "zimnym konkursie". Można jeszcze
      wystartować, mamy czas do godziny 20tej.

sobota, 16 czerwca 2012

Trójka e-pik czyli zastanawiam się

Akces do wyzwania zgłosiłam trochę spóźniona, bo Trójka wystartowała w lutym, a ja dołączyłam w maju. Już wspominałam na blogu, że  to wyzwanie naprawdę mobilizuje mnie do czytania i nie pozwala na kurczowe trzymanie się utartych szlaków. Zadanie czerwcowe zrealizowałam, zostało trochę czasu, więc może cofnąć się w czasie i sięgnąć po lutowe lektury?
Lutowe zadanie to:
- thriller
- powieść obyczajowa
- fantastyka
Miałam poważne kłopoty z wyborem, bo granica np między sensacją, a thrillerem jest płynna, powieść Carrolla to pomieszanie gatunków - powieść grozy, powieść obyczajowa, psychologiczna, fantastyka, ale coś wybrać należało. Wybór mój padł odpowiednio na:

- Bernard Cornwell - Śmiercionośny jacht - thriller















- Magdalena Giedrojć - Mrówka w komputerze - obyczajowa















- Jonathan Carroll - Kości Księżyca - fantastyka















Czy dobrze trafiłam? Nie dowiem się, jeżeli nie przeczytam. 

"Tortilla Flat" - John Steinbeck

24.35
Tydzień dwudziesty czwarty
11.06.2012 - 17.06.2012 


John Steinbeck - Tortilla Flat
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA
Seria Galeria
Rok wydania 2001
ISBN - 83-7200-754-3
Ilość stron 220/7912/32760


"Jest to opowieść o Dannym, o przyjaciołach Danny'ego, jest to również opowieść o tym, jak Danny, jego  przyjaciele i jego dom stali się nierozerwalną całością..."
Krótko mówiąc: Danny i drużyna w jednym stali domu. 
Domów było dwa, ale zanim Danny stał się ich posiadaczem, żył jak się dało. Mieszkał w lesie, na plaży pod łodzią, żywił się tym, co udało mu się "wykombinować". Miał swoich przyjaciół, którzy wiedli żywot podobny i cały ich żywot zajmowało staranie, podobnie jak u Danny'ego, o zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, w których naczelną potrzebą życiową był galon wina. 
Życie Danny'ego i jego przyjaciół zmieniło się diametralnie, kiedy to Danny odziedziczył po dziadku dwa domy. W jednym zamieszkał on,  drugi stopniowo zagęszczali jego przyjaciele i przyjaciele przyjaciół. Na skutek nieszczęśliwych okoliczności - dom spłonął, więc przyjaciele wprowadzili się do Danny'ego. Stan liczebny domowników stale się powiększał, choćby o Pirata i jego pięć psów i chyba Pirat w tej ludzkiej menażerii był najsympatyczniejsza osobą - pracowity, kochający swoje zwierzaki, ciułający pieniądze na lichtarza dla św. Franciszka


Paczka owa stanowiła swoistą, barwną grupę, której to członkowie prześcigali się w pomysłach, by nie pracując, zapewnić sobie w miarę wygodny żywot. Ba, byli wrażliwi na krzywdę i nędzę ludzką, pomagali potrzebującym, kradnąc posiadającym w nadmiarze. Mieli swój niepisany kodeks etyczny, za którego łamanie srogo karano.


"Tortilla Flat" to powieść, która przyniosła Steinbeckowi sławę. W zasadzie Steinbeck nie miał szczęścia do krytyki. Nawet nagroda Nobla tego nie zmieniła. I dziś przeglądając recenzje dotyczące "Tortilli..." często spotykam się z negatywnymi ocenami. Dla mnie powieść jest genialna - choć fabuły tu prawie żadnej, powieść trzyma w napięciu, pomysły grupy lumpów są godne Nobla, bo wyobraźnia Steinbecka jest nieobliczalna.
Powieść nie kończy się happy endem, ale przez cały czas pisarz puszcza do czytelnika oko. Ileż to razy podczas czytania łapałam się na tym, że  zazdroszczę tym lumpom życia, życia beztroskiego, barwnego, nieskażonego troską o dobra doczesne, no może troską o łyk wina. 


Piękny jest fragment powieści, kiedy to odświeżony przez kamratów Pirat rusza w otoczeniu sfory psów do kościoła, by obejrzeć zafundowany św. Franciszkowi  lichtarz za uciułane przez siebie pieniądze. Lichtarz jest podziękowaniem za ocalenie życia psiemu przyjacielowi, który i tak wkrótce ginie pod kołami samochodu, ale przecież słowo się rzekło. 
I właśnie dla tej choćby jednej sceny książkę warto przeczytać, choć powieść się kończy... w punkcie wyjścia. 


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania czytelniczego:
Trójka e-pik
Z półki
Projekt Nobliści

piątek, 15 czerwca 2012

Podpatrzone na Biblionetce - polska lista dla Guardiana

Dawno tam nie zaglądałam, ale FB to potęga i mogłam w porę dostrzec, to co trzeba czyli "Najlepsze polskie książki wg Jamesa Hopkina", którą to listę wypatrzyła i udostępniła Hania Brrr.

Oto lista, na której nie zaznaczę tłustym drukiem tego, co przeczytałam, bo marnie to wygląda, ale może u innych literatura polska z górnej półki wygląda lepiej niż u mnie:

1.  Zbigniew Herbert - Wiersze zebrane (a5)
2.  Tadeusz Konwicki - Mała apokalipsa
3.  Witold Gombrowicz - Pornografia
4.  Andrzej Szczypiorski - Początek
5.  Bruno Schulz - Sanatorium pod Klepsydra
6.  Olga Tokarczuk - Dom dzienny, dom nocny
7.  Tadeusz Różewicz - Słowo po słowie. Nowy wybór wierszy
8.  Opowieści galicyjskie - Andrzej Stasiuk
9.  Paweł Huelle - Castorp
10. Stefan Chwin - Hanemann

No cóż, powinnam się wziąć ostro za nadrabianie braków, bowiem ani Szczypiorskiego, ani Konwickiego, ani też Schulza za moich czasów nie było w kanonie lektur obowiązkowych. Ciekawa jestem jak wypadacie w konfrontacji z listą, ja - marnie.

czwartek, 14 czerwca 2012

Książka z wydawnictwa Otwarte

Dziś otrzymałam książkę z wydawnictwa Otwarte. Za zapisanie się na newsy z wydawnictwa można otrzymać książkę "Mistrz" Andy'ego Andrewsa. Szczegóły na stronie wydawnictwa Otwarte.
Akcja trwa do 30 czerwca, więc kto ma ochotę na książkę, niech zajrzy do wydawnictwa. Książki jeszcze nie przeczytałam, ale za jakiś czas zostawię na blogu jakąś notkę.


Wprawdzie moja książka ma okładkę w tonacji rudej, ale zapewniam Was, że też piękna, a nawet piękniejsza. Ciekawa jestem zawartości, ale najpierw Tortilla Flat Steinbecka.

wtorek, 12 czerwca 2012

Konkurs zimowy letnią porą

Skoro zajmują nas zmagania sportowe, postanowiłam zaproponować mały konkurs z małej literatury. Na tekst trafiłam zupełnie przypadkiem na "cmentarzysku książek". Tak nazywam księgozbiór wiejski, w domu na wsi uzbierały się książki porzucone przez byłych właścicieli, niechciane, zapomniane.  Zapomniane nie do końca, bo za każdym pobytem zerkam w półki i wynajduję coś frapującego. Czasem zaintryguje tytuł, autor, czasem fragment tekstu z książki otwartej na chybił-trafił. I taki tekst,  który mnie trafił, chciałabym zaprezentować. Kiedy przeczytałam go córce, stwierdziła:
Chyba się facet ostro naćpał. 
Nie był to facet, nie sądzę, by tekst powstał pod wpływem, ale piękny jest, a że zimowy - nie szkodzi:

Zadymka śnieżna rozszalała się nad światem. Wicher północny dmie zajadle, miotając z pełnych worów kurzawę śniegów i z piekielnym gwizdem niesie ją po przestworzu, rozczochraną jak mietlica czarownicy; wiejka przewala się z brzegu w brzeg horyzontu, niby opętana. Rwie kupy śniegu, tarmosi je zawzięcie. Wielkie wiry falą lecą na siebie, tłuką się zjeżonymi łbami, prą w górę, spadają w dół, by znów za chwilę drzeć się wściekle w przepędy z wiatrem. Pojedyncze listki śniegu są tak duże, jakby kto niewidzialną garścią sypał niezliczone mnóstwo drobno ciętej, białej bibułki, lub poskrobane futro kóz angorskich. 
Lawina niebieska, zmielona w puch, runęła na ziemię. Maziste chmury wyładowują się z rosnącą siłą. Zwisły ciężko jak okap komina i miotą, sypią bez opamiętania.

Pytanie?
Kto wykazał się taką wrażliwością na zimowe piękno  i w jakiej książce?
Pod postem zgłaszamy  udział w konkursie, odpowiedzi nadsyłamy drogą mailową - temat: Zamieć.
Na odpowiedzi czekam do niedzieli do godziny dwudziestej.
Nagroda zupełnie z innej beczki: - Nie ma Pauliny Jana Tomkowskiego.


Mała podpowiedź na prośbę kibiców :-))  
1. Pierwsze zdanie zawiera niewielką informację.
2. Pisarka urodziła się w wieku XIX w., tworzyć zaczęła tuż na początku XX.
3. Ma na swoim koncie przeboje, niejednokrotnie filmowane.
4. Literatura polska

Prawidłowej odpowiedzi już udzieliła:
- Zula
Czekam na inne zgłoszenia - czas do niedzieli :-) Brawo Zula :-)

I Zula otrzymuje książkę Tomkowskiego. Gratulacje! Proszę o kontakt na maila lub wiadomość na FB


sobota, 9 czerwca 2012

"Przekład" - Pablo De Santis

23.34
Tydzień dwudziesty trzeci
04.06.2012 - 10.06.2012 


Pablo De Santis - Przekład
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA
Rok wydania 2006
ISBN 83-7495-022-6
Ilość stron 148/7692/32760


Kilkakrotnie zabierałam się za sklecenie notki dotyczące "Przekładu" i szło mi to opornie. Książka w przyswajaniu cięzka, bo akcja toczy się w środowisku tłumaczy, którzy zostali zaproszeni na kongres i wygłaszają odczyty na tematy, o których to ja nie mam pojęcia.
Okazuje się, że kongres odbywa się w małej mieścinie nad morzem, a jego uczestniczy zostają zakwaterowani w hotelu, którego budowa nie została zakończona. Biedna nauka nie ma finansów na lepsze warunki.
Uczestniczy kongresu w jakiś sposób się znają - studia, dawne miłości, kontakty naukowe. Kongres, jak każde takie spotkanie, zapowiada się nudnie - martwe języki, mitologia, numerologia, ezoteryka;
ale i dziwnie - tłumaczenie oryginału, którego nie ma, albo wymowa ciszy, bo oto dowiadujemy się, że inaczej milczy nieboszczyk a inaczej człek żywy.
Nudno jednak nie jest. Atmosfera się zagęszcza - dziwne wypadki śmiertelne wśród uczestników, moneta w ustach denata, dziwna epidemia wśród fok, które martwe zalegają na plaży. Trwa śledztwo.
Mam co do książki mieszane uczucia. Czy przebrnęłabym przez powieść, gdyby nie to, że powiastka to  niewielka? Pewnie tak, bo jakaś aura tajemniczości zmusza, by trwać do końca, by się dowiedzieć, kto komu i za co? Nie popadam w zachwyt, ale i nie narzekam.
Na okładce książki napisano - mistrzowski thriller erudycyjny. Chyba przesada - może to thriller, może erudycyjny, bo dokładnie zamieszał mi w głowie problemami tłumaczy, ale czy mistrzowski? Nie wiem.
Kiedy zapytałam o wrażenia osobę, która "Przekład" przeczytała, odparła: książka taka sobie. A ja dalej nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem, jakie są moje odczucia. Póki co, odkładam na półkę i za jakiś czas zajrzę, może coś innego spostrzegę?

Baza recenzji Syndykatu ZwB 
Trójka e-pik

środa, 6 czerwca 2012

Zielony trabant - Gacek & Szczepańska

23.33
Tydzień dwudziesty trzeci
04.06.2012 - 10.06.2012 


Gacek & Szczepańska - Zielony trabant
Wydawnictwo Nowy Świat
Rok wydania 2008
ISBN 978-837386-312-5
Ilość stron 319/7544/32760


Postanowiłam iść za ciosem. Przeczytałam kolejną książkę tandemu pisarskiego Gacek & Szczepańska. Jako że pierwsza książka nie sprawiła mi przykrości, mniemałam i słusznie, że druga nie powinna być gorsza. Może fabuła nie wymyślna, bo jest spadek, w spadku hotel i nowe właścicielki, które nie mają bladego pojęcia o prowadzeniu hotelarskiego interesu. Na dokładkę nie jest to Hotel 52, a siermiężny przybytek z czasów słusznie minionych, mało tego - usytuowany daleko od Boga i ludzi. 


Obdarowane siostry Ewelina i Lilka, a w zasadzie sama Lilka postanawia prowadzić ów hotel-pensjonat, bo akurat jest na życiowym zakręcie. Jest zdecydowana wszystko w swoim życiu radykalnie zmienić. Siostra Ewelina nie ma nic przeciwko temu, nie prze do sprzedaży hotelu, wspiera siostrę. Nieoczekiwane wsparcie Lilka otrzymuje  od  serdecznej przyjaciółki Jagody, której mąż wybył na kontrakt do Brazylii i tak zaczyna się się kręcić mocno kulejący interes. 


Nie jest jednak różowo, raz że hotel ma kłopoty finansowe, to i mocno doskwiera brak kadry, a najbardziej kucharza. Mimo że jest źle, to robi się jeszcze gorzej. Pojawiają się ciemne typy - obleśny koleś w czerwonej bejsbolówce, banda dziwnych typów zajmująca się działalnością na pewno nie charytatywną, wystraszony kucharz bez dokumentów  i pani Stefa, która do najjaśniejszych gwiazd w powieści tej nie należy. 


Krótko mówiąc, książka wciąga nie wiedzieć kiedy. Może nie jest najśmieszniej, bo jednak trafia się nieboszczyk, a nawet dwa, ale wszystko zmierza we właściwym kierunku. I tak, jak poprzednią książkę połknęłam w jeden dzień, tak i tej czytanie nie zajęło mi więcej czasu. W zasadzie rzadko czytam książki jednego autora seryjnie, ale nie mam nic przeciwko temu, by zajrzeć do kolejnych książek tandemu Gacek&Szczepańska.


Za książkę dziękuję wydawnictwu Nowy Świat 




Baza recenzji Syndykatu ZwB
Trójka e-pik

wtorek, 5 czerwca 2012

Z głowy - Janusz Głowacki

22.32
Tydzień dwudziesty drugi
28.05.2012 - 3.06.2012 

Janusz Głowacki - Z głowy
Wydawnictwo Świat Książki
Rok wydania 2004
ISBN 83-7391-830-2
Ilość stron 270/7255

Moim czytaniem rządzi przypadek. Książkę jakoś tak zoczyłam kątem oka na półce w bibliotece, wzięłam, bo szmat czasu temu przymierzałam się do  lektury książek Głowackiego.  Wydawało mi się, że należałoby coś wiedzieć o człowieku, którego dramaty robiły zawrotna karierę na świecie , choćby "Antygona w Nowym Jorku".

Trafiłam dobrze ( o książce mówię), bo "Z głowy" śmiało nazwać można autobiografią, a autobiografie i biografie lubię. Nie powinnam się do tego otwarcie przyznawać, bo mogę być posądzana o to, że moim ulubionym zajęciem jest podglądanie ludzi przez dziurkę od klucza. Chociaż coś w tym jest, Głowackiego podglądałam chętnie, bo życie ma barwne i prześmieszne,  potrafi na siebie i swoich przyjaciół patrzeć z dystansem.

Proza Głowackiego to proza mocna momentami, powiedziałabym męska, nie dziw że matka pana Janusza odmawiała mu często przepisywania tekstów. 

W roku 1981 Głowacki wyjeżdża do Londynu, gdzie miała się odbyć premiera jego sztuki - "Kopciuch". Tam zastaje go stan wojenny. Notowania Głowackiego rosną, bo jest to pisarz z reżimowego kraju, dostaje propozycje wywiadów, ale waha się. Jak sam pisze, nie wie, jak się zachować, bo w kraju została przyjaciółka, mała córeczka i matka, nie chce zamykać sobie drogi powrotu do kraju. Z Wielkiej Brytanii rusza Głowacki do Ameryki, dostaje bowiem zaproszenie do wygłoszenia cyklu wykładów na jednej z amerykańskich uczelni.
Głowacki uprawia twórczość bardzo różnorodną - felietony, scenariusze, krytyka teatralna, ale największy rozgłos, rozgłos światowy  przynoszą mu dramaty. I właśnie o tym - swojej emigracji, twórczości, życiu prywatnym i ciepło o swojej matce pisze w książce "Z głowy". 

Książka ta ani ckliwa, ani sentymentalna  - to książka tryskająca humorem i radością życia, książka pełna znanych postaci ze świata teatru, dziesiątej muzy i literatury. I tak jak wspomniałam na FB: są takie książki, jak ta Głowackiego, po których każda następna nie daje się czytać i jest nijaka. Polecam tym, którzy lubią się pośmiać a i czasem zadumać nad polskim przełomem dziejów.

sobota, 2 czerwca 2012

Ogłaszam, że "Koty" pojadą do...

   
Ale po kolei!
Losować miała moja kocurka Krecia, uwielbia bowiem wszelkiej maści papierki, każdy szelest wprowadzał ją w stan euforii, ale losować musiałam ja. Kocurka podczas wyczyniania przedziwnych gonitw i akrobacji uszkodziła sobie łapkę i teraz od kilku dni zalega w odosobnionych miejscach i nie w głowie jej papierki. Zatem w losowaniu udział wzięło 15 osób, którym serdecznie dziękuję za udział w zabawie, a w roli sierotki wystąpiłam ja.


Oto lista:
1. Zula
2. Nataliya
3. Sabinka.t1
4. Roma
5. OliwkaEwka
6. Sardegna
7. Ju-styśka
8. Zulka
9. Kingasweet
10. Silwercross
11. Hanna
12. Barbaratoja
13. Pimposhka
14. Magdalena
15. Basia
i ... Krecia na dokładkę.


Uwaga, uwaga! Wylosowany numer to czwórka czyli książka z kotami pojedzie do Romy. Oczywiście, z kotami książkowymi, Krecia i Tymon zostają ze mną. Romę proszę o kontakt mailowy.
Szkoda, że mam tylko jedną taką książkę, a nie piętnaście. Myślę, że nie będzie to ostatnia "rozdawajaka" i niebawem coś wymyślę.Wybaczcie, że nie mam dokumentacji  foto, ale sprawy techniczne zawiodły na całej linii.

                               Zgodny (czasem) tandem - Krecia i Tymon

Jeszcze raz serdecznie dziękuję wszystkim za udział w zabawie, a Romie gratuluję szczęścia.

Foto kotów: r.weinerowski

piątek, 1 czerwca 2012

O tym i owym

Dziś nie zupełnie literacko, choć może jednak, a więc:
- czerwcowe wydanie wyzwania Trójka e-pik
- rozdawajka

Trójka e-pik

W  wyzwaniu biorę udział od marca - jakoś tak z głupia frant, bo dołączyłam w trakcie trwania, ale przyznam, że żadne wyzwanie czytelnicze nie sprawiło mi tyle frajdy, bo:
- pozwala przy okazji realizować inne zaległe wyzwanie
- zmusza do czytania tego, co omijamy szerokim łukiem
- odkurzania stojącego na półce księgozbioru i wyszukiwania zapomnianych książek, które od lat czekają na
   "potem".
Przyznam szczerze, że na majowy zestaw lektur straszliwie psioczyłam. Była to:
- klasyka polska
- literatura azjatycka
- powieść historyczna
I co? Baaardzo podobały mi się przeczytane książki, a na pewno w najbliższym czasie, a nawet bardzo dalekim, nie zajrzałabym do tych książek. A do Nałkowskiej? Nigdy w życiu, bo zawsze uważałam że kilkakrotnie przeczytane "Medaliony" i "Granica" wystarczą. Dzięki, Sardegno, za świetny pomysł.
W tym miesiącu czytam:
- kobiece czytadło - Gacek&Szczepańska "Zielony trabant"

- literatura ibero-amerykańska - Pablo de Santis "Przekład"


- powieść Noblisty - John Steinbeck "Tortilla Flat"

Mam nadzieję, że moje plany nie ulegną zmianie, tym bardziej, że wszystkie tytuły mam na półce.

I jeszcze przypomnienie o Rozdawajce.
Do jutra do godziny 20 tej można wpisać się pod POD TYM POSTEM i wziąć udział w losowaniu książki Andżeliki Piechowiak " Koty i ich sławni ludzie" . Zapraszam miłośników kotów i nie tylko :-)