Wszystkie moje noworoczne postanowienia zazwyczaj biorą w łeb. Nie robię ich wiele, w tym roku było jedno, ale i tak je złamałam. A o co chodziło w tym postanowieniu? Jedna nowa książka po przeczytaniu 10 "półkowników". Otóż w tym roku przeczytałam niewielkie cztery książczyny a i to pożyczone. Ale jak mam się powstrzymywać od kupna, kiedy moją skrzynkę mailową atakują ze wszystkich stron księgarnie. Oczywiście, na moje własne życzenie. Dziś wiadomość od Virtualo. Nowość, promocja, premiera 23.01.2013 z ukochaną Audrey Hepburn na okładce. Pamiętacie "Śniadanie u Tiffany'ego"? Tak? To już wiadomo, o co chodzi. Książkę zatem musiałam mieć natychmiast, więc zdecydowałam się na wydanie ebookowe, bo to z tych, co to mówisz i masz. I oto mam - świeżutkie, wirtualne ale namacalne (prawie)
Nie wiem, co książka warta, ale czy to w tej chwili ma znaczenie? Mam nadzieję, że się nie zawiodę, a epub będzie jak należy, że spacjami tam gdzie trzeba.
Nie wiem, co książka warta, ale czy to w tej chwili ma znaczenie? Mam nadzieję, że się nie zawiodę, a epub będzie jak należy, że spacjami tam gdzie trzeba.
W tym przypadku to ja bym wolała jednak wersje papierową z tą boską okładką:)
OdpowiedzUsuńTeż zastanawiałam się nad formą tradycyjną, bo promocje przedpremierowe, ale brak miejsca skutecznie mnie zniechęcił.
UsuńO tak, też bym brała papierową, ale ja w ogóle póki co nadal gustuję w tradycyjnych wersjach.
OdpowiedzUsuńJakoś miałam opory przed kupowaniem ebooków, ale się przełamałam, mam czytnik więc go wykorzystuję.
UsuńJa też pomału eksperymentuję z e-bookami, ale wolę już audiobooki, bo mogę wykorzystać czas na stepperze, co jest zajęciem ogromnie nudnym, jeśli czegoś nie słucham. Książka wygląda obiecująco:)
OdpowiedzUsuńRównież używam audiobooków, ostatnio były to "Trociny", teraz przymierzam się do "Czarnobylskiej modlitwy". Ebooki kupuje nie tylko ze względu na brak miejsca na półkach, ale i na fajne promocje.
UsuńCha, cha, cha! Się obśmiałam. Z Twojego postanowienia.
OdpowiedzUsuńTy tak naprawdę serio myślałaś, że się uda?
Może gdyby proporcje były odwrotne, to miałabyś jakieś szanse, a tak?
I żeby nie było, że jestem wredna i złośliwa: to jest śmiech przez łzy. Mnie niewątpliwie czeka śmierć przez zasypanie książkami. Własnymi.
PS. A Hepburn cudowna. Aż żałuję, że mam w domu "Śniadanie..." bez niej na okładce, bo natychmiast bym nabyła:))
Tak myślałam właśnie :-)) Ale już wczoraj kręciłam się, jakie wykombinować wytłumaczenie, by kupić "Lepperiadę". Pomyślałam jednak, że może w przyszłym miesiącu, bo jak tak raz na miesiąc się wyłamię, to będzie to 12 książek w roku kupionych, a nie 100.
OdpowiedzUsuńI tak sobie myślę, kombinuję i znów myślę :D
Zważywszy na to, że dziś jedenasty dzień stycznia, a Ty już nerwowo się kręcisz, jedyny sposób abyś dotrwała do lutego (tylko po to, aby 1-go nabyć"Lepperiadę", albo co tam nowego wynajdziesz), to zapaść w sen zimowy:)
UsuńJa na razie od początku roku jeszcze nic nie kupiłam, ale u mnie to przychodzi falami. Nic, nic (i radość, że taka dzielna jestem), a potem sru i nagle problem, gdzie tu upchać dziesięć nowych książek. Mój koszyk w jednej z internetowych księgarni już dziś robi wrażenie jakby spuchł...
Próbowałam zapaść w sen zimowy, bo zastanawianie się, co by tu przeczytać, zmogło mnie niemożebnie. Sen zaś przyprawił mnie o ból głowy, więc z czytania nici. O spaniu do 1-ego więc mowy nie ma. Zastanawiam się, jak te miśki sobie ze spaniem długim radzą. No ale do spania, jak się okazuje, też trzeba mieć łeb.
OdpowiedzUsuńU mnie na Gandalfie książki wypadają z przechowalni, a i w Matrasie schowek w szwach trzeszczy. Staram się więc na razie nie bywać i nie wgapiać się.
Ach te postanowienia:D U mnie tyle polkowych ksiazek sie nazbieralo ze nie wiem kiedy wszystkie ogarne;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie z tego względu staram się ograniczyć kupowanie, bo jaki sens posiadać, a nie czytać?
OdpowiedzUsuń