wtorek, 31 stycznia 2012

Płomień śmierci - Adrian K. Antosik (et al)

5.11
30.01.2012 - 05.02.2012
Tydzień piąty


Nina Nowak (red.) - Płomień śmierci 
Wydawnictwo - Bezkartek.pl. Self-Publishing
Rok wydania - brak
ISBN 978-83-62330-53-9
Ilość stron - 85 (PDF)


     Przede wszystkim miałam problem z autorem. Czy tak jak w tytule notki przytoczyć autora stojącego na początku alfabetycznej listy twórców, czy wyróżnić redaktora. Sami autorzy są w tej kwestii niekonsekwentni, raz spis autorów zaczynają od pana Adriana raz od pani Niny.  Jestem  więc niekonsekwentna i ja. 
      Książka to projekt, którego idea powstała na FB. Grupa ludzi skrzyknęła się i napisała książkę. Projekt karkołomny i wydawałoby się, że raczej niemożliwy do zrealizowanie, bo jak można pisać książkę w kawałkach przez różne osobowości, o różnej wyobraźni. Jak zebrać te puzzle w całość? Okazuje się, że jest to możliwe. Książka powstała. A jak do tego doszło? O tym w przedmowie pisze Nina Nowak i chyba ta przedmowa najbardziej do mnie przemówiła.
     Gorzej z resztą. Zraził mnie prolog, zrezygnować miałam, ale jak to u mnie bywa, brnęłam dalej. Przyznam się, że fabuła mnie wciągnęło. Pomijając nieszczęsny prolog:
"Śpij moja piękna... - powiedział, układając jej ciało na ołtarzu. Pocałował jej martwe usta. Po raz kolejny wbił nóż w jej klatkę piersiową i..." 
A potem już bliżej rzeczywistości. Grupa przyjaciół przyjeżdża do Anglii do pracy w hotelu mieszczącym się w starym zamku. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie tajemnicze zniknięcie koleżanki. Wyglądało to na nagły wyjazd, ale czy tak jest w rzeczywistości? Prolog zapowiada złowieszczo mające nastąpić wypadki. Nie jest to zniknięcie pierwsze, ani ostatnie... Trup zaczyna słać się gęsto. Może za gęsto? Kto za tym stoi? Wyjaśnienia zagadki podejmują się koledzy i koleżanki zaginionej Karoliny, wspierani przez policjanta występującego incognito.  Jak się to skończyło? Odnoszę wrażenie, że zakończeń powstało kilka, a że każdy z autorów nie chciał ustąpić pola, spreparowano z tego jedną całość. 
Powiedzieć: dwa grzyby w barszczu - to mało. Powiem tak: barszcz a la zupa grzybowa.
Szkoda, bo pomysł na fabułę całkiem fajny, a pisanie zespołowe książki - zaskakujące, nowatorskie nawet. 
     Może marudzę, bo książka ma swoich fanów na FB, a i na stronie bezkartek.pl zdecydowana przewaga opinii pozytywnych. Książka ma więc niezliczone rzesze entuzjastów, ale ja pozostanę przy Agacie Christie, Maurice Leblancu i Conan Doyle,u. Wolę klasyczny, elegancki kryminał z dawnych czasów. Zamki, wampiry i krwawi dewianci mnie nie bawią. 


Baza recenzji Syndykatu ZwB 

piątek, 27 stycznia 2012

Poirotem z ekranu telewizora

     Raczej nie powinnam się zabierać do pisania o czymś, co znam we fragmentach, a raczej w jednym większym fragmencie. Moje oglądanie telewizji jest przypadkowe i często muszę się przyznawać, że, i owszem, widziałam to i owo, ale nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. Tak było i tym razem. Przypadkiem włączony kanał "Ale kino!" ukazał scenę, kiedy młoda dziewczyna wybiega z krzykiem z domu i wpada w objęcia młodego, przystojnego człowieka. Początkowo nie wiem, w czym rzecz  i zamierzam zrezygnować z oglądania, kiedy pojawia się charakterystyczna postać z misternie uformowanym wąsikiem. No przecież!!! Toż to sam Herkules Poirot.
     Oglądam, zaczynam łapać wątek. Ta dziewczyna to panna Sheila Webb pracująca w firmie zajmującej się przepisywanie dokumentów. Jakiś klient dzwoni do firmy i prosi o przybycie konkretnej maszynistki - Sheili. Kiedy Sheila pojawia się pod wskazanym adresem, dokonuje makabrycznego odkrycia - za kanapą leży trup.  I jak to zwykle u szacownej Agathy - dochodzenie, problemy i na wszystkie kłopoty ... Poirot  (że pozwolę sobie sparafrazować tytuł kultowego serialu polskiego "Na kłopoty Bednarski"). No i plejada postaci, postaci charakterystycznych, bez których żadna powieść Agathy Christie obyć się nie może .

Film powstał w 2009 roku ( The Clocks) w reżyserii Charlesa Palmera. Rolę Herkulesa Poirot zagrał David Suchet, wybrany do odtwarzania tej roli przez spadkobierców Agathy Christie. Nie pałam do niego sympatią, ale przyznać muszę, że sprawdza się w tej roli znakomicie, choć odtwórcom innych ról odmówić talentu nie można. Wszyscy mieszkańcy ulicy Wilbraham kolorytem nie ustępują panu Herkulesowi, szczególnie zaś krewka staruszka Millicent Pebmarsh.  Fantastyczna jest też "kociara" i jej cudne koty, trudno też nie wspomnieć o rozbestwionych siostrach , celujących z procy do wszystkiego, co się rusza, ale które mają swój znaczny udział w śledztwie.
 I cóż dalej? Zakończenia... nie znam, bo kiedy Poirot zebrał wszystkich zainteresowanych, by wskazać mordercę i wyjaśnić okoliczności bestialskiego mordu, zadzwonił telefon, mój telefon. Odebrałam i kiedy skończyłam pogaduszki, było po filmie. Nawet się ucieszyłam. Spokojnie mogę się zabrać za czytanie książki "Przyjdź i zgiń", na podstawie której powstał film. Trochę to zapewne potrwa, ale przyjdzie i na tę książkę kolej.
(foto z Canal+)


czwartek, 26 stycznia 2012

Tajemnicza historia w Styles - Agatha Christie

4.10
23.01.2012 - 29.01.2012
Tydzień czwarty


Agatha Christie - Tajemnicza historia w Styles
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Rok wydania 1998
ISBN 83-7337- 432-9
Ilość stron 164


Książka tym razem również niejako pierwsza z brzegu, a raczej pierwsza z listy wikipedii, w której to tytuły ułożono wg roku pierwszego wydania. A więc rok1920 - Tajemnicza historia w Styles. Powieśc ukazała się w dwa lata po I.Wojnie Światowej, więc i w powieści pobrzmiewają jej echa. Do Styles na zaproszenie Johna Cavendisha przybywa kapitan Artur Hastings. To weteran I. Wojny Światowej, przyjaciel Johna i przyjaciel, rzecz oczywista, Herkulesa Poirot. 
Tu w posiadłościStyles silną ręką rządzi pani Emilia Inglethorp primo voto Cavendish. Obecnego męża pani Emilii, młodszego o lat około dwadzieścia, nie akceptuje nikt z mieszkańców Styles. A jest ich sporo: dwaj pasierbowie Emilii - John i Lawrance Cavendish, dama do towarzystwa - Evie Howard, Mary Cavendish - żona Johna, Cyntia Murdoch - sierota przygarnięta pod dach rezydencji Cavendishów, Cyntia pracuje w aptece szpitalnej, co w dalszym rozwoju wypadków jest sprawą nie bez znaczenia. Wszyscy oskarżają "drogiego Alfreda" o to, że poluje na spadek po "drogiej Emilii" i pragnie jej śmierci, ba, podejrzewany jest o planowanie zbrodni. Podejrzenia te pewnej nocy się sprawdzają. I chciałoby się powiedzieć, że trup słał się gęsto. Niestety (dla czytelnika żądnego krwi, oczywista), trup jest jeden. W nocy, w konwulsjach, które wskazują na otrucie, ze świata żywych odchodzi szacowna dama, "droga" Emilia Inglethorp primo voto Cavendish. Wszystkie oczy zwracają się na "drogiego Alfreda" . Ale czy na pewno to Alfred jest mordercą, a może to Cyntia mająca dostęp do trucizn w szpitalnej aptece i dlaczego Lawrance, choć z wykształcenia lekarz, upiera się, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych? 
Ale od czego jest Poirot? Rozwiązuje zagadkę, nie bez problemów, bo jasnowidzem nie jest, wspiera go w tym nieodłączny Hastings, Hastings, któremu się marzy być detektywem na miarę Sherlocka Holmesa
     Jakie są moje wrażenia? Sympatyczne. Bardzo podoba mi się atmosfera : herbatki, obiadki, spacery , rozmowy, co Agatha Christie odmalowuje starannie. Jest tu i pomruk wojny: ranny Hastngs, oszczędności, zbiórka wszelkich surowców wtórnych, ograniczanie ilości posiłków w  myśl zasady, że cały naród oszczędza. 
     Może intryga niezbyt zawiła, choć sposób zgładzenia starszej pani, że tak powiem, wyrafinowany. Może Poirot czasem denerwujący, ale klimat książki i język, jakim posługuje się autorka, na pewno urzeka.


Rok temu...
Baza recenzji Syndykatu ZwB 

poniedziałek, 23 stycznia 2012

A.B.C - Agatha Christie

4.9
23.01.2012 - 29.01.2012
Tydzień czwarty


Agatha Christie - A.B.C
Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania 2010
Klasyka Kryminału
ISBN 978-83-245-8952-4
Ilość stron 183


Kiedy autor płodny, staję przed dylematem, od czego zacząć? Co wybrać?
"Autobiografia"? W końcu decyduję się na książkę z brzegu, a że książki ustawione... alfabetycznie, pada na "A.B.C"


Seryjny morderca morduje według klucza, którym jest alfabet. Zastanawiam się już na początku, ile tych ofiar będzie? Ponad dwadzieścia? Bo i jak się nie zastanawiać, kiedy w Andover ginie pani Ascher, właścicielka małego sklepiku; w Bexhill - młoda kelnerka panna Barnard, w Churston  ofiarą mordercy pada sir Cecil Clark, a to wciąż nie koniec. W Doncaster podczas seansu filmowego zostaje zabity fryzjer... Earlsfield?! Czyżby morderca się pomylił? Czyżby ofiara była przypadkowa? 
Policja prowadzi intensywne śledztwo.Przy wsparciu Herkulesa Poirota, bo to on dostaje od mordercy listy zapowiadające zbrodnie i podpisane A.B.C. Przy każdej ofierze morderca zostawia rozkład jazdy pociągów, który nazywany jest tak jak podpisuje się tajemniczy osobnik - ABC, bo zawiera alfabetycznie ułożone miejscowości  
Jak to w śledztwie, bywają wzloty i upadki. Jest też główny podejrzany, który to nazywa się nomen omen - Aleksander Bonaparte Cust. Czy ma coś wspólnego z morderstwami? Nie powiem, ale polecić tę książkę mogę. To dobry kryminał, szczególnie dla miłośników tradycyjnych intryg i poczucia humoru pani Aghaty. 


Jednak zmienię system czytania książek Aghaty Christie. Zamiast wybierać alfabetycznie, zacznę brać pod uwagę kolejność powstawania powieści. Tak będzie bezpieczniej.

Rok temu...



Baza recenzji Syndykatu ZwB 

niedziela, 22 stycznia 2012

Barani Kożuszek - Józef Ignacy Kraszewski

3.8
16.01.2012 - 22.01.2012
Tydzień trzeci  


Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek
Wydawnictwo LSW
Rok wydania 1986
Ilość stron 196


Zacznę od ostrzeżenia. Nie należy czytać Kraszewskiego po... Kraszewskim. Kraszewski jest strawny w małych dawkach i w niezbyt dużej częstotliwości. No ale jakoś tak mi się trafiło - książka po książce i to taki zestaw, że niechybnie przyjdzie mi sięgnąć po antydepresanty.
I "Budnik", i "Barani Kożuszek" tragiczności w sobie zawiera dostatek.
     Ale od początku. Okazuje się, że  tytułowy Barani Kożuszek, to postać historyczna, na temat której wiadomo niewiele. Prawdopodobnie był to młody człowiek, który siadywał w Warszawie na ulicy Miodowej i małą gilotynką ścinał głowy lalkom, które wyobrażały wielkich ówczesnych  , uważanych za zdrajców ojczyzny.   Wyśmiewał możnych, damy, ale i przekupki. Słynął z ciętego języka. Można go uważać za sumienie narodu. Zmarł  w roku 1806 w fortecy Spandau w wieku trzydziestu lat. 
Barani Kożuszek w wydaniu Kraszewskiego, to stary żebrak. Mieszka w Warszawie, życie prowadzi podwójne, o czym wiedzą tylko nieliczni. Nikt nie wie, skąd pochodzi, jakie losy przywiodły go do Warszawy, nikt nie zna prawdziwego nazwiska. Kraszewski odkrywa przed czytelnikiem stopniowo tajemnice Kożuszka - jego smutne dzieje, które splatają się z losem pięknej Loizki, damy wątpliwego autoramentu, prowadzącej dom otwarty w Warszawie, przyjmującej u siebie co znaczniejsze postacie życia towarzyskiego. Dama za nic sobie miała adoratorów, aż poznała pięknego starostę, którego to pokochała bez pamięci. Miłość ta nie przynosi  szczęścia Loizce, ale daje jej szansę rehabilitacji swojego imienia w oczach znajomych i ukochanego.
        Akcję powieści Kraszewski doskonale wplótł w tło historyczne, które stanowią czasy Sejmu Czteroletniego. Obok postaci fikcyjnych odnajdujemy w powieści również postacie historyczne z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim na czele, którego to przed uprowadzeniem piękna Loizka ochroniła.
        Trzeba przyznać, że Kraszewski bardzo zręcznie splótł fikcję z historią, powieść przez to staje się bardzo atrakcyjna, interesująca, prowokująca do poszukiwań w literaturze  historycznej dotyczącej XVIII wieku, czasów tak ważnych dla Polski. Sama postać Baraniego Kożuszka jest postacią intrygującą, o czym świadczy popularność tej postaci wśród pisarzy. Do postaci tej sięgnął Walery Przyborowski w "Oblężeniu Warszawy" i Władysław Reymont w powieści "Rok 1794".   A i Juliusz Wiktor Gomulicki poświęcił dużo uwagi sławetnemu Kożuszkowi. W roku 1960 w czasopiśmie "Stolica" nr 51/52 ukazał się artykuł "Legenda i prawda o Baranim Kożuszku" , który to uwadze fanom historii i Kraszewskiego szczerze polecam.

wtorek, 17 stycznia 2012

Budnik - Józef Ignacy Kraszewski

3.7
16.01.2012 - 22.01.2012
Tydzień trzeci 


J.I.Kraszewski - Budnik
Cykl: Powieści Ludowe
Wydawnictwo LSW
Rok wydania 1989
ISBN 83-205-4192-1
Ilość stron 110


To kolejna powieść z cyklu powieści ludowych Kraszewskiego. Powieść "Budnik" drukowano w roku 1848 w miesięczniku literacko-naukowym "Biblioteka Warszawska" ukazującym się w Warszawie w latach 1841 - 1914.
Kimże był ów budnik - tytułowy bohater? Budnikami na Litwie i Rusi nazywano Mazurów, którzy osiedlali się w puszczy, karczowali ją, wytwarzali smołę, klepki, gonty, terpentynę. W lesie stawiali budy (stąd nazwa budnik), które służyły za mieszkania.
Takie życie wiódł budnik Bartosz. Mieszkał w skromnej, leśnej chacie wraz z synem Mackiem, ukochaną córką Justusią i wdową po bracie - panią Pawłową. Żywot ich był ciężki, zwłaszcza na przednówku, kiedy brakowało jedzenia. Bartosz wraz z Maciejem często polowali, by zapewnić rodzinie choć skromne pożywienie. Justusia zaś, piękna dziewczyna, zajmowała się wraz z Pawłową domem. Rodzina wiodła wprawdzie żywot skromny, ale w miarę szczęśliwy, nie buntowała się, nie szukała pomocy. Nie pozwalał na to honor budnika Bartosza.
Nie godziła się jednak z takim życiem Pawłowa. Znała życie dworskie, a i widziała słabość panicza Jaśka do Justusi i starała się to wykorzystać. I jak to u Kraszewskiego bywa, jest sprytna intryga, jest nieszczęśliwa miłość, jest tragedia, jest i zemsta.
Wiodącą postacią jest Bartosz i choć mało uczestniczy w akcji, wciąż jest postacią najważniejszą. Dziwna to postać, wyobcowana, nie wiążąca się ze swoim środowiskiem, ale mająca autorytet, żyjąca wg swoich niewzruszonych zasad i te zasady stara się wpoić rodzinie - honor, prawość, uczciwość. Prawość głównego bohatera nie uchroni jednak jego rodziny przed tragedią, ale i w obliczu tragedii Bartosz nie porzuca swoich zasad.

To jedna z ciekawszych powieści ludowych Kraszewskiego. Doskonale zarysowany obraz życia budników, których autor mógł na co dzień obserwować. Powieść ta zapewne mniej znana, ale zdecydowanie jedna z lepszych z ludowego cyklu. Bardzo starannie zarysowane postacie, wartka akcja, sprawiają, że powieść czyta się z przyjemnością,

sobota, 14 stycznia 2012

Tysiąc wspaniałych słońc - Khaled Hosseini

2.6
9.01.2012 - 15.01.2012
Tydzień drugi 


Khaled Hosseini - Tysiąc wspaniałych słońc
Wydawnictwo Albatros
Rok wydania 2008
ISBN 978-83-7359-734-1
Ilość stron 432


Afganistan, Kabul. To miejsce, w którym toczy się akcja książki. Idę za ciosem, niedawno czytałam "Chicken Street". Szukam lektur związanych z Afganistanem i okazuje się, że jest ich całkiem sporo. 
Więc wybór pada na głośną książkę Khaleda Hosseiniego "Tysiąc wspaniałych słońc". 
Bohaterka powieści Mariam, odrzucona przez ojca, osierocona przez matkę, zmuszona zostaje do poślubienia szewca Rasheeda z Kabulu. Po kilku niedonoszonych ciążach jej życie zmienia się w piekło. Jest katowana i  poniżana przez swojego despotycznego męża. I wtedy do ich domu trafia ranna Laila, której rodzice giną od wybuchu bomby.  Mariam opiekuje się dziewczyną, a Rasheed zapewnia leki i utrzymanie. W końcu poślubia dziewczynę, która na ślub wyraża zgodę, by ukryć swoją "hańbę", o której nie wie też i Rasheed. Początkowo Miriam jest wrogo nastawiona do Laili, choć Laila usiłuje nawiązać z pierwszą żoną Rasheeda przyjazne kontakty. Kiedy sadyzm Rasheeda dosięga w końcu i Lailę, obie kobiety jednoczą się przeciwko oprawcy, co doprowadza do tragedii. 
Powieść ma bogatą w wydarzenia fabułę,trzymającą w napięciu, ale wg mnie nie to jest główną zaletą książki. Autor, dzieje obu kobiet przedstawia na tle historii Afganistanu. Akcja powieści toczy się od lat 70tych, kiedy to do władzy dochodzą komuniści, poprzez wojnę z Rosją, wkroczenie talibów, po zamach na WTC. Dużo uwagi poświęca kobietom afgańskim, ich ograniczonym prawom bez względu na sytuację polityczną w kraju. Do dziś kobiety Islamu chodzą w burkach, które zasłaniają twarz i postać, muszą być bezwzględnie posłuszne mężowi, nie mogą same pokazywać się w miejscach publicznych. Czytając powieść, łapałam się na tym, że wydarzenia widziałam w jakichś zamierzchłych czasach i każda data podawana przez autora wciąż wprawiała mnie w zdziwienie. Jak to możliwe , że w czasach cywilizacji XXI wieku istnieją takie kultury i takie reżimy, w których człowiek jest istotą ubezwłasnowolnioną. 
A jednak istnieją: Afganistan, Kuba, Chiny, Korea ...I długo by tak można...
Korea Północna

A tak wyobrażałam sobie dom Mariam i jej matki. Zdjęcie pochodzi ze strony 990px.pl 



czwartek, 12 stycznia 2012

Smoleńsk 10 kwietnia 2010 - Piotr Kraśko

2.5
9.01.2012 - 15.01.2012
Tydzień drugi


Piotr Kraśko - Smoleńsk 10 kwietnia 2010
Wydawnictwo GJ
Rok wydania cop. 2010
ISBN 978-83-62343-79-9
Ilość stron 163


Nigdy nie pomyślałam, że czytać będę cokolwiek o Smoleńsku. A jednak...  To była ciekawość, jak Kraśko poradzi sobie z takim tematem, tematem, który do dziś wzbudza ostre emocje.

Pamiętam tamte dni,  pamiętam jak się o tragedii dowiedziałam, pamiętam przerażone twarze na jednym z kanałów informacyjnych, Beaty Tadli, Piotra Olejniczaka... I swoje niedowierzanie. 


A potem już tylko  było gorzej. 
Docierały szczegóły tragedii, precyzowano listę ofiar, z Moskwy przylatywały samoloty, które witane były przez rodziny ofiar i przedstawicieli rządu.


A potem...
Potem to już chciałam pamiętać tylko te pierwsze kilkanaście dni, od dnia tragedii po ostatnie uroczystości żałobne. 


I o tych dniach jest książka Kraśki, o solidarności, jaka nas wtedy połączyła, o wsparciu Świata, o niedowierzaniu, z jakim obserwowaliśmy  kolejne, i kolejne powroty ofiar tragedii. 
Oprócz dziennikarskiej relacji są i ciepłe wspomnienia dotyczące ofiar - Aleksandry Natalli-Świat, Izabeli Jarugi-Nowackiej, Jolanty Szymanek-Deresz i Sebastiana Kapiniuka, którego samochód czekał na parkingu lotniczym w Goleniowie, zawsze go tu zostawiał... 


Śledzimy dzień po dniu: od 10 kwietnia 2010 roku do 18 kwietnia 2010. Śledzimy wydarzenia i ludzi i to, co w nich najlepsze.  Kraśko unika wypowiadania się o sprawach,  które już w tamtych dniach zaczynały nas dzielić, skupia się na ludzkiej życzliwości. W sposób wyważony wspomina o protestach w Krakowie. 
Książka zawiera to i tylko to, o czym ja pamiętam i chcę pamiętać, bo...


...bo potem było jeszcze gorzej. Uparcie na myśl mi przychodzi histeryczny krzyk starszego człowieka na Krakowskim Przedmieściu: Bo ja ich nienawidzę! I na myśl ciśnie się odpowiedź: Kochaj bliźniego swego...

wtorek, 10 stycznia 2012

Król z żelaza - Maurice Druon

2.4
9.01.2012 - 15.01.2012
Tydzień drugi


Maurice Druon - Król z żelaza
Cykl: Królowie Przeklęci
Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania 2010
ISBN 978-83-7515-116-9
Ilość stron 352


 Nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym cyklem. Cykl "Krolowie Przeklęci" ukazał się w Polsce wieki temu i budził wielkie zainteresowanie. Wszystkie siedem tomów  kiedyś przeczytałam, było to wydanie z  roku 1974 może z 1977, nie wiem, ale na pewno wydanie starusieńkie. Jak wspomniałam cykl obejmuje siedem powieści:
1. Król z żelaza
2. zamordowana królowa
3. Trucizna królewska
4. Prawo mężczyzn 
5. Wilczyca z Francji
6. Lew i lilie
7. Kiedy król gubi kraj


Pierwszy tom - "Król z żelaza" dotyczy rządów króla Francji Filipa Pięknego. Filip Piękny rządzi mocną ręką, a zasłynął głównie z walk z papiestwem i likwidacji Zakonu Templariuszy. Wielki Mistrz Zakonu ginie na stosie. Zdążył jednak rzucić klątwę na króla i jego zaufanych. Klątwa (niekoniecznie przy pomocy sił nadprzyrodzonych) zaczyna się wypełniać. Umiera papież Klemens V, który wyraża zgodę na proces Templariuszy. Wkrótce umiera w dziwnych okolicznościach strażnik pieczęci, zostaje tez odkryta niewierność małżeńska synowych królewskich, a w końcu na polowaniu umiera sam król.  
Żywa i wartka akcja powieści porywa, intryguje. Bohaterowie to postacie barwne, choć tak naprawdę historycznie Filip Piękny jest postacią mało znaną, stanowi wciąż zagadkę dla historyków. 
Sporo w powieści scen drastycznych, kto mało odporny - uprzedzam, że opisy kaźni dla mnie były trudne do przebrnięcia, choć już raz powieść czytałam. 


Cykl ten polecam i tym, którzy historię lubią i tym, którzy jej nie cierpią, bo i jedni i drudzy na pewno będą doczytywać w podręcznikach lub choćby  w wikipedii, kim był ów Filip Piękny. 
Ja polecam podręcznik: Historia Powszechna. Średniowiecze Tadeusza Manteuffela - rozdział dwudziesty: Zatargi Francji z papiestwem.





niedziela, 8 stycznia 2012

Chicken Street - Amanda Sthers

1.3
2.01.2012 - 8.01.2012
Tydzień pierwszy


Amanda Sthers - Checken Street
Wydawnictwo Noir Sur Blanc
Rok wydania cop. 2010
ISBN 978-83-7392-313-3
Ilość stron 166
Afganistan, Kabul, Chicken Street. i daleki Nowy Jork, Manhattan, gdzie jak na scenie w teatrze pojawiają się jedna za drugą postacie - Alfred, Żyd rumuński, miejscowy pisarz znający kilka języków, powiernik ludzkich tajemnic;
Szymon, Żyd z Iranu, gdzie ożeniony z aktorka wiódł dostatnie życie, w Afganistanie - szewc naprawiający zdarte obuwie. Obaj mieszkają na jednej ulicy, są jedynymi Żydami w Kabulu, bezustannie się kłócą, wszystko wydaje się ich dzielić, nic łączyć. 
Jest i młoda Afganka Naema z głupkowatym bratem, która spotyka na swojej drodze amerykańskiego  korespondenta wojennego Petera. W Nowym Jorku na Petera czeka żona Jenny. Jedna noc podczas bombardowania Kabulu, chwila zapomnienia Petera i Naemi i losy wszystkich tych osób tragicznie się splatają. Peter wyjeżdża. Nie wie, że Naema oczekuje dziecka. Dla Afgańskiej kobiety jest to wyrok śmierci, ale nie tylko dla niej. O niewierności męża dowiaduje się Jenny, jej świat także legnie w gruzach.
Ale czy taki przelotny romans między Afganką a amerykańskim dziennikarzem jest możliwy? Nie wiem, raczej chyba nie, ale książka w wymowie tragiczna, zdaje się być protestem przeciw sytuacji kobiet afgańskich, osaczonych, bez prawa do stanowienia o sobie, aż trudno uwierzyć, że wszystko to dzieje się współcześnie.


Książka doskonała, napisana oszczędnie, jakby poskładana z drobnych elementów w spójną i logiczną całość. 
Szukam książek o Kabulu, w schowku na czytay.pl "Księgarz z Kabulu"





sobota, 7 stycznia 2012

Niedzielny klub filozoficzny - Alexander McCall Smith

1.2
2.01.2012 - 8.01.2012
Tydzień pierwszy


Alexander McCall Smith - Niedzielny klub filozoficzny
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Rok wydania 2005
ISBN 83-7469-005-4
Seria Z Fotelem
Ilość stron 232
Autora tejże powieści znają wszyscy, oprócz mnie. Stoją u mnie od jakiegoś czasu na półce jego książki, ale wciąż odpychane na później. Nie wiem, dlaczego akurat ta powieść na dzień dobry. Ot, tak, wpadła mi w ręce i przeczytałam. Z przyjemnością. "Kryminały" lubię, bez przesady, ale czytanie ich, szczególnie tych tradycyjnie skonstruowanych, nie sprawia mi przykrości. I do tego filozofia. Nie jest to kryminał w całym tego słowa znaczeniu, a i nie jest to rozprawa filozoficzna na temat etyki, choć w niej dużo etycznych wywodów. 
Bohaterka powieści Isabel Dalhousie jest świadkiem tragicznego wydarzenia, do którego dochodzi w sali koncertowej Usher Hall. Z balkonu spada młody człowiek i ginie na miejscu. 
Rzecz dzieje się w Edynburgu. Isabel - dama w każdym calu, z wykształcenia filozof, niezależna finansowo, singielka, redaktorka "Przeglądu Etyki Stosowanej",erudytka, miłośniczka krzyżówek, nie bardzo wierzy w nieszczęśliwy wypadek, ani samobójstwo. Wrodzona dociekliwość, której bliżej raczej do wścibstwa, każe jej dążyć tropem osób związanych z człowiekiem, który zginął. Tropi skutecznie, choć momentami sprawa zdaje się być przegrana. Koniec końców - zabójca zostaje odkryty. Bo jakże inaczej?  
Ale nie tylko śledztwo stanowi treść powieści. I filozofii tu moc - rozważania na temat moralności, etyki, jak wcześniej rzekłam. Stąd tytuł książki - Niedzielny klub filozoficzny. Do spotkania członków klubu nigdy w powieści nie dochodzi, ale czy to przypadkiem nie my,czytelnicy jesteśmy członkami owego klubu, a autor, w osobie głównej bohaterki, nie podrzuca zagadnień filozoficznych do przemyślenia?  


Z różnymi ocenami dotyczącymi książki się spotykałam, mnie czytało się dobrze i parafrazując Gombrowicza powiem:
Koniec i bomba, a kto nie czytał, ten trąba


I jeszcze jedno zdanko. 
Ta Isabel to nie dama, jak sugeruje autor, a zwykły wścibski babsztyl, ot co! (ale sympatyczny)


Baza recenzji Syndykatu ZwB 

wtorek, 3 stycznia 2012

Z półki

Nowy rok, nowe wyzwania czytelnicze - tym razem Z półki. Zainteresowanych odsyłam na blog Wrota Wyobraźni, by poznać zasady wyzwania, a nieskomplikowane są, wystarczy wybrać sobie poziom i czytać to, co zalega na naszych półkach. Wybrałam asekurancko poziom drugi: 6-10 "półkowników" do przeczytania w ciągu roku . Pomyślałam sobie, że jedna książka miesięcznie, to będzie akurat, ale teraz myślę, że to śmieszne. Powinnam wybrać poziom 4 i czytać w miesiącu dwie książki, ale i tak jak na moje zbiory to mało. Powinnam czytać książkę dziennie, a i to nie wyczerpałoby moich zapasów czytelniczych, bo oprócz tej półki namacalnej, realnej jest i półka wirtualna w czytniku. Po prawdzie, na pomysł odnotowywania osobnego dzieł zalegających moje prywatne zbiory, wpadłam w ubiegłym roku około maja, zakładka nazywała się Półka, dziś zmieniłam jej nazwę na tytuł z wyzwania, ale książki przeczytane w ubiegłym roku pozostawiłam ku pamięci.
Cóż, a teraz,  miast marudzić, do dzieła!

A na nocnym stoliku: Chicken Street


poniedziałek, 2 stycznia 2012

Świat według reportera. Szwecja - Piotr Kraśko

1.1
2.01.2012 - 8.01.2012
Tydzień pierwszy

Piotr Kraśko - Świat według reportera. Szwecja
Wydawnictwo National Geographic
Rok wydania - cop. 2011
ISBN 978-83-7596-252-1
Ilość stron - 93 s.

To druga z książek Kraśki na mojej liście i choć mnie uprzedzano, że mało w niej ciekawostek, a dużo marudzenia o dworze szwedzkim, książkę przeczytałam z niekłamaną przyjemnością. Okazało się, że ciekawostek dość, a historia monarchii jest naprawdę ciekawa. Może nie monarchii, ale pewnego napoleońskiego marszałka, który to, ni z gruszki, ni z pietruszki, z dnia na dzień został królem Szwecji i założycielem
dynastii szwedzkiej, choć pochodzenie miał zupełnie nie szlacheckie.
Co do pozostałych ciekawostek szwedzkich. Że tak powiem, jest ich co niemiara, a poza tym wszelakiej różnorodności ( kulinaria, muzyka, społeczeństwo-bezpieczeństwo), z których to najbardziej zafascynowały mnie śledzie, co to śmierdzą jak sto diabłów i sposób na zamykanie mieszkania - podpieranie drzwi miotłą. Co kraj to obyczaj, co kraj to zaufanie, które jakoś w czasach globalizacji, mieszania się kultur, topnieje. Po zamachu na Olafa Palmego w Szwecji czy masakrze  na wyspie Utoya w Norwegii, Skandynawowie zapewne drzwi miotłą już nie podpierają. A szkoda, bo to piękny zwyczaj, bo pod nieobecność gospodarzy można było wpaść i zrobić sobie ciepłej herbatki.

I jeszcze słówko na koniec. Niewielka to książka, taka akurat do kieszeni. Napisana niewydumanym, ładnym językiem, interesująca opowiastka, o tym co u Szwedów w trawie piszczy. Zapewne, z serii kraśkowych książek, u mnie nie ostatnia.


niedziela, 1 stycznia 2012

Coś się kończy, coś zaczyna

Ale nie o Sapkowskim będzie.
Koniec starego roku czy początek nowego, to pora na podsumowania. Dziś zastanawiałam się: dlaczego? Jest to jakaś cezura, która zmusza do zastanowienia nad tym, co za nami, chociaż jakoś zbytnio się nie zastanawiałam nad minionym rokiem, odpowiednich postanowień na nowy rok też nie poczyniłam, ale w listę przeczytanych w ubiegłym roku książek, zajrzałam. Chciałam wybrać te najlepsze, ale jakoś nie wyszło. Przejrzałam miesiąc po miesiącu i w końcu doszłam do wniosku, że jednak chyba najbardziej przypadły mi do gustu książki, o których pomyślałam przed analizą listy: "Domek trzech kotów" Marka Nowakowskiego i "Gesty" Ignacego Karpowicza. Ale to wiem od dłuższego czasu. Koty lubię, towarzyszą mi w każdej minucie, w najmniej nieoczekiwanych sytuacjach. Krecia namolnie sterczy w zlewozmywaku podczas zmywania garów. Nie przeszkadza jej woda lecąca na głowę. Dziwne to zwierzaki. Stąd miłość do kocich książek, a było ich trochę. Najbardziej ciepła, to "Domek" właśnie, a najbardziej dziwna kocia to "Wędrówka Murriego" Ilji Bojaszowa. Dlaczego dziwna? Bo koty zawsze kojarzą się sympatycznie, a bośniacki kocur z "Wędrówki" to cwaniak, nic z sympatycznego kiciusia. Ale książkę przeczytałam z przyjemnością. No ba, wszystkie książki czytało mi się przyjemnie. szczególnie zaś dwie wymienione na początku. "Gesty" - najbardziej zaskakująca, wszystkiego bym się spodziewała, ale nie takiego zakończenia. Ostatni rozdział zaczynałam dwa razy, by w końcu zrozumieć, skąd ta zmiana narratora. Nie wiem, czy przeczytam coś jeszcze Karpowicza. Dlaczego? Boję się, by książki następne, wybrane przeze mnie, nie były gorsze. Chcę Karpowicza wielbić za "Gesty".
I tyle. Co w Nowym Roku? Nic, a w zasadzie to samo co w starym, żadnych zmian, bo dobrze mi z tym co mam.
Czego i Wam życzę