sobota, 15 grudnia 2012

W klinczu - Stanisław Sygnarski

50.78

Tydzień pięćdziesiąty
10.12.2012 - 16.12.2012

Stanisław Sygnarski - W klinczu
Wydawnictwo Nowy Świat
Rok wydania 2012
ISBN 978-83-7386-462-7
Ilość stron 343


"W klinczu" to debiut powieściowy autora. Przyznam, że debiutów nie lubię. Raczej tak na wyrost, bo nie wiadomo, czego się po debiucie spodziewać. Ale w końcu każdy w czymś debiutuje i powinnam się swoich uprzedzeń wyzbyć, bowiem nastawienie zawsze w jakimś sensie rzutuje na odbiór. 

Sam autor o książce pisze:
"Karol Żarski - wrażliwy, inteligentny mężczyzna ma na pozór wszelkie powody do zadowolenia: układa mu się i w biznesie i w relacjach damsko-męskich. Ma jednak pewne podejrzenia co do nowego kontrahenta z Ukrainy i żeby go sprawdzić odświeża dawne kontakty w służbach specjalnych. Nieoczekiwanie zaczyna się on wplątywać się w ciąg wypadków, które stawiają jego ustabilizowany świat na głowie. A w jego życiu oprócz wielu niespodziewanych zdarzeń… pojawia się też  Hana. „W klinczu” to kryminał, romans, książka szpiegowska i trochę obyczajowa. Ale chociaż połączyłem w niej wszystkie powyższe gatunki, to starałem się prowadzić czytelnika nieco innymi ścieżkami. Ścieżkami, w których kryminał nie jest krwawą serią zabójstw, romans nie jest banałem, watek szpiegowski nie jest gonitwą agentów, a temat obyczajowy nie przypomina mydlanej opery.

Mam nadzieję, że mi się to udało."

 Gdybym miała określić, jaka to powieść, miałabym problem, bo - nawiązując do wypowiedzi samego autora, ani to kryminał, ani to powieść szpiegowska, ani romans, ani powieść obyczajowa. Dla lubiących wartkie akcje, książka sprawi zawód, bowiem akcja rozwija się powoli, pojawiają się postacie, których znaczenie dla wydarzeń jest małe albo żadne.  Po co to komu? Nie wiem, ale ten sposób pisania nie jest mi obcy. Nie, żebym sama pisała, ale podobne odczucia odniosłam czytając Marininę. I tam akcja niespieszna, tocząca się niczym nurt leniwej rzeki, a wątek kryminalny jakby pojawił się tam, ot, przypadkiem.

Ale przyznam szczerze, że czyta się to dobrze. Sama powieść ustawia czytelnika tak, że w zasadzie nawet nie bardzo czeka na rozwikłanie zagadek, które autor w książce zamieszcza. Jakoś wszystko, co autor w powieści napisał ma jednakowy ciężar gatunkowy, przez co narracja jest spokojna, czasem zbyt spokojna.  Najbardziej chyba zainteresował mnie w książce fragment o Łemkach, bo temat to mało znany, przynajmniej dla mnie. 

Co mnie w książce denerwowało. Nieskazitelny bohater - wszystko mu się udaje, no może oprócz małżeństwa, ale cała reszta - owszem: inteligentny, oczytany, przystojny, z dobrym gustem, a i fachman w swojej branży.  Kocha ludzi, ma do nich zaufanie, nawet jak używa "brzydkich" słów, to autor je sumiennie "wypipcza".  "Pipczenie" rozpraszało mnie okrutnie, bo jak się nie chce brzydko mówić, to lepiej z formy pośredniej zrezygnować. Więc niech ten Karol  wcale nie bluźni, albo niech robi to tak, jak to mamy zakorzenione w tradycji.  I ciekawostka jeszcze na temat:  jeden z policjantów używa czegoś, co ma być przekleństwem: Wa mać! Podoba się Wam? Mnie nie, wolę wyrażenie w oryginale. 

Czytać? Czytać, jeżeli ktoś ma dużo czasu i z cierpliwości anielskiej i spieszyć się nie lubi i nie lubi brzydkich słów.











Dopisek:
Książka do przygarnięcia. Stan naruszony nieco przez miesięczne noszenie w torebce damskiej i namiętne przeglądanie przez szesnatomiesięczne dziecię. 

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Konkurs z Podpalaczem













Był jakiś czas temu na Portalu Kryminalnym. Dość często biorę udział w konkursach organizowanych przez tę stronę, ale po raz pierwszy dopisało mi szczęście. Dziś dotarła do mnie przesyłka. O konkursie dawno zapomniałam, dzwoniłam więc po rodzinie dopytując, czy przypadkiem nie jest to mikołajkowa niespodzianka. Rodzina energicznie zaprzeczała, aż ... olśnienie. Konkurs, konkurs był. Konkurs z Podpalaczem i oto przybył do mnie "Podpalacz" Wojciecha Chmielarza. Ucieszyłam się bardzo, bo ostatnio miałam szaloną ochotę poznać coś z serii Ze Strachem.





Dziękuję PK i wydawnictwu Czarne

niedziela, 2 grudnia 2012

Opowieści wigilijne - Olga Tokarczuk, Jerzy Pilch, Andrzej Stasiuk

47.77

Tydzień czterdziesty ósmy
26.11.2012 - 2.12.2012

Tokarczuk, Pilch, Stasiuk - Opowieści wigilijne
Wydawnictwo Czarna Ruta
Rok wydania 2000
ISBN 83-91286-57-6
Ilość stron 64


"Trzy opowiadania pod choinkę pióra polskich znanych prozaików. Wspólne przedsięwzięcie z wydawnictwem Ruta"

Tyle na temat książeczki można znaleźć na stronie wydawnictwa Czarne, z adnotacją - nakład wyczerpany.

Swój egzemplarz posiadam od dawna, kupiłam go w roku ukazania się i tak przeleżał nieczytany do dziś. W zasadzie przeczytałam kiedyś pierwsze opowiadanie z tego mikrozbiorku - opowiadanie Jerzego Pilcha "Pastorałka Don Juana".  Chyba nawet nie raz, a kilka, a to usiłując zasiąść do książeczki na dobre, a to trafiając na nie w powieści "Pod Mocnym Aniołem".  Akcja opowiadania toczy się w wigilię Bożego Narodzenia w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przy wigilijnym stole, zorganizowanym własnym sumptem ( jest i chińska zupka) zbierają się pacjenci - alkoholicy, samobójcy, skrzywieni psychicznie  i personel. Smutna to wigilia i choć pobrzmiewają kolędy, brak tu radości, rodzinnego ciepła.

Następne w kolejności opowiadanie - to opowiadanie Olgi Tokarczuk "Profesor Andrews w Warszawie". Do Warszawy przyjeżdża znany angielski psycholog. Jego pobyt w Polsce zaczyna się pechowo. Gubi bagaż , a kiedy budzi się rano, zaskakuje go dziwny widok z okna. Na ulicy stoi czołg, wokół niego kręcą się żołnierze. Telefon milczy, umówiona z profesorem opiekunka nie pojawia się. Zagubiony, przerażony, bez możliwości kontaktu z napotkanymi ludźmi, usiłuje dostać się do Ambasady Brytyjskiej.  Przyznam szczerze, że nigdy nie zastanawiałam się nad sytuacją cudzoziemców, którzy utknęli w Polsce w czasie ogłoszenia stanu wojennego.  Jak sobie radzili bez możliwości kontaktu z kimkolwiek, kto by im pomógł zrozumieć, co dzieje się w tym dziwnym kraju. Byli tak zagubieni jak prof. Andrews?

I ostatnie opowiadanie "Opowieść wigilijna" .  Jak to u Stasiuka bywa - nostalgiczne,   o detalach, które mało kto dziś kojarzy - popularne w tamtych czasach nazwy kawy selekt i orient, o lokalach, których dziś nie ma. W takiej scenerii spotykają się ze sobą w wigilię  obcy sobie ludzie: pan Jan z panem Waldkiem w Cafe Niespodzianka. Pan Jan nie bardzo wie, co ma ze sobą zrobić, bo wyrzuciła go z domu żona. Pan Waldek mu zazdrości, bo on dopiero zostanie wyrzucony. Pani Jadwiga krążąca w rozpaczy po ulicach, spotyka szeregowego Wiesława Pokropka, który to nielegalnie "urwał się" z jednostki. Każdy z tych ludzi potrzebuje towarzystwa, to przecież święta, święta rodzinne.   Wszystko się jednak dobrze kończy, jest choinka i stół wigilijny nakryty białym obrusem, choć pan Jan zmożony alkoholem w tradycyjnej kolacji nie uczestniczy.

Święta opisane tu przez trzech różnych autorów, notabene moich ulubionych, nie są świętami radosnymi.  To jeszcze Polska z czasów komunizmu, stanu wojennego i smutnych, samotnych ludzi. Inna to książka, różniąca się od lukrowanych bożonarodzeniowych powiastek. To książka zmuszająca do zadumy nad samotnością, wyobcowaniem. 

Wyzwania czytelnicze:
Polacy nie gęsi
Trójka e-pik
Tydzień bez Nowości
Z półki

Dopisek:
Książka do oddania, proszę wyrazić chęć posiadania pod postem ( do środy - godz.24)

Dopisek raz jeszcze:
W roli sierotki wystąpiła moja kocia Krecia, która uwielbia aportować papierowe kulki. Z trzech, jako pierwszą, wybrała Agnesto. Proszę zatem Agnesto o kontakt .