niedziela, 28 kwietnia 2013

Oczka i druty bez tajemnic - Maria Strzykowska

20.
Maria Strzykowska - Oczka i druty bez tajemnic. Robótki na drutach
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Rok wydania 2013
ISBN 978-83-7506-802-3
Ilość stron 352

To jedna z tych książek, których się... nie czyta. To książka do przeglądania, podczytywania, książka przybywająca z pomocą.Od zawsze zajmowałam się robótkami ręcznymi, zawsze amatorsko, chętnie zatem śledziłam nowości wydawnicze z tej dziedziny.

Chętnie też sięgnęłam po książkę Wydawnictwa Zysk i S-ka. Książka stanowi kompendium wiedzy o robieniu na drutach.
Zawiera podstawy czyli dziewiarskie abc - poczynając od rodzajów włóczek, poprzez podstawowe umiejętności dziewiarskie,  po skomplikowane ściegi i wzory. Zatem książka może być pomocna zarówno dla laika jak i dziewiarki bardziej zaawansowanej, bo zawiera wiele pomysłów na piękne dzianiny.
Zaletą książki są  czytelnie opisane znaki graficzne, diagramy wzorów. Ich wielkość i czytelność pozwala na bezproblemowe odtworzenie splotu. A splotów w książce wielka mnogość.

Nie ustrzegła się jednak autorka niedopatrzeń. Modele, które prezentuje, są rozpisane tylko na jeden rozmiar. Przeliczanie oczek na większe rozmiary jest trudna sztuką i nie zawsze radzą sobie z tym nawet zaawansowane dziewiarki, tym bardziej, że nie zawsze w opisie podany jest rozmiar drutów.  Brak też w opisach graficznego wykroju, który na pierwszy rzut oka daje wyobrażenie o konstrukcji modelu, no i brak fotki efektu finalnego poczynań dziewiarskich, a więc poniekąd pracę wykonuje się w ciemno. Zamieszczone fotografie modeli zdają się być oderwane zupełnie od treści. Nie udało mi się znaleźć opisu sweterka ze strony 134. Przyznam, że innych prób nie podejmowałam.

Szkoda, że tak się stało, bo książka wydana starannie: twarda oprawa, ładna okładka, jak wspominałam wyraziste i dobrze czytelne schematy, skarbnica pięknych splotów.  Polecam wszystkim dziewiarkom, oprócz tych, które szukają gotowych opisów na rozmiar inny niż 38/40, ale inspiracji w książce starczy dla każdego.

Za udostępnienie pozycji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka


sobota, 27 kwietnia 2013

Protest pisarzy polskich

Działalność Wydawnictwa Iskry na fanpagu rozwija się cudnie. Nie tylko na fanpagu, ale warto też zajrzeć na Pinterest. Ale wracam do Facebooka. Dziś Iskry prezentują pewien niewielki artykulik sprzed bez małą pięćdziesięciu lat, artykulik z Nowin Rzeszowskich, organu KWPZPR, zatytułowany "Protest pisarzy polskich", ale cóż ja tu będę opowiadać, sami zerknijcie, bo protestują nazwiska znane i uznane.

                                                                           


środa, 17 kwietnia 2013

Duch starej kamienicy - Anna Onichimowska

19.
Anna Onichimowska - Duch starej kamienicy
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Rok wydania 1986
ISBN 83-10-08646-6
Ilość stron 135
Literatura dziecięca +7
Źródło okładki

Kolejna lektura dla dzieci na mojej liście czytelniczej. Tym razem miało straszyć. Piszę "miało", bo nie straszyło i z tego powodu jestem rozczarowana. Spodziewałam się czegoś w stylu "Wakacji z duchami" a tu duch zamiast straszyć, sam trząsł portkami. Z tymi portkami to się zagalopowałam, bo główny bohater ( Maciek mu było ) sam o sobie powiedział, że nie jest ani dziewczynką, ani chłopczykiem, ale duchem. A swoją drogą, co za imię dla ducha?!

W każdym razie strasznie nie było, było zabawnie. Maciek to duch wiekowy. Ma 120 lat, ale swoim zachowaniem nie odbiega od dzieci zamieszkujących kamienicę. Przemieszcza się pomiędzy piętrami zjeżdżając po poręczy. Poza tym boi się, marznie i choruje. Ot, taki sobie "normalny" duszek, pełen współczucia, mieszkający na strychu, otoczony przyjaciółmi. A przyjaciele to niebanalni - kot Prot IV, sroka Wiesława-Joanna, bliźniacy i ich koleżanka Agata.

Jak wspomniałam duch nie straszy, bo jak sam mówi:
"Nigdy nie lubiłem nikogo straszyć, łańcuchy obcierały mi pięty, a kula u nogi wydawała się czymś zbędnym i w najwyższym stopniu kłopotliwym."

Mało więc w opowieści o Maćku strachu, bo duch dziwny i zabawny. Przekomarza się ze sroką, która robi na drutach wdzianka, boi i się mrówek, wyjada powidła u pani Guzdralskiej i zaprzyjaźnia się z Mikołajem, który wprawdzie nie jest święty, ale za to dobroduszny.

Tę sympatyczną postać tak pokochały dzieci, że to właściwie na ich prośbę autorka napisała kolejną książkę o sympatycznym Maćku - "Maciek i pogromcy duchów". Książki doczekały się wielu wznowień. "Ducha..." wydało również wydawnictwo Literatura. Jest to wydanie pogodniejsze graficznie.

Ilustracje i okładkę do wydania Naszej Księgarni wykonał Stanisław Rozwadowski.  Przeważa tu tonacja ciemna w kolorach brązowo-czarnych, przez co autor chciał dodać książce tajemniczości. Bardziej ciekawa jest  oprawa graficzna wydawnictwa Literatura, której autorka jest Aneta Krella-Moch. Okładka jest kolorowa i zabawna, informuje na powitanie czytelnika, że nie będzie strasznie. Czy to dobrze? Nie wiem, bo Stanisław Rozwadowski swoimi kolorami wprowadza niepokój: będziemy się bać.

Cóż by jeszcze... Książka dla każdego, nic tylko czytać i dobrze się bawić. Muszę się rozejrzeć za kolejną częścią, bo jak się bać-śmiać, to na całego.

I jeszcze słówko o kotach
bo jest ich w powieści bez liku. O Procie IV zwanym też Rozczochrańcem wspominałam, ale miał on liczną rodzinę, która mieszkała w piwnicy. Była to rodzina szczęśliwa, nikt ich nie przepędzał, byli pełnoprawnymi lokatorami kamienicy. Jeden z kotów zamieszkał z bliźniakami. Był to wuj Prota IV Fryderyk, który mało widział i zupełnie nie słyszał, ale miał jedną zaletę, nie denerwował się, był kotem nad podziw spokojnym. To nic, że nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Miał się nauczyć liczyć, nie wyszło, bo jak można rozmawiać z niedosłyszącym kotem.

Książka przeczytana w ramach wyzwań czytelniczych:
- Od A do Z
- Odnajdź w sobie dziecko
- Pod Hasłem
- Polacy nie gęsi

wtorek, 16 kwietnia 2013

Charlie i fabryka czekolady - Roald Dahl

18.
Roald Dahl - Charlie i fabryka czekolady
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Rok wydania cop. 2004
ISBN 83-7298-837-4
Ilość stron 190
Literatura dziecięca 9-10 lat
Źródło okładki

Tym razem swoją przygodę z lekturą rozpoczęłam od filmu. Przypadek sprawił, że zobaczyłam film w telewizji. Przyznam, że podchodziłam do niego dwa razy ( na szczęście i nieszczęście telewizja powtarza te same filmy do znudzenia ). Początek filmu był fantastyczny - krzywa chałupinka z dziurawym dachem, czworo staruszków w jednym wielkim łożu ubranych jak do wyjścia na dwór. Biedna, ale  kochająca się rodzina. Kiedy akcja podążała nieubłaganie w stronę niezwykłej słodkiej fabryki, zachwyt mój malał. Tak mają ci, którzy nie lubią fantasy. Drugie podejście do filmu było skuteczniejsze, dałam się porwać fabule ( może bardziej Johnowi Deppowi) i zdecydowałam, że przeczytam również książkę.

W zasadzie miałam czytanie książki w planach, bo tytuł był na liście BBC krążącej wśród blogerów, liście w wersji polskiej, niekoniecznie prawdziwej. W każdym razie do książki dotarłam i to, że obejrzałam film, wcale w lekturze mi nie przeszkadzało.

Jak wspomniałam, rodzina Bucketów, to rodzina biedna, wielopokoleniowa. Pod jednym dachem mieszkają pan i pani Bucket z synem Charlie'm i swoimi rodzicami. Wiedzie im się marnie, ale jest szansa, że coś się może w ich życiu zmienić. Oto zamknięta przed laty fabryka czekolady, podjęła produkcje słodkości i wśród czekolad na rynek trafiło pięć ze złotym talonem, który upoważniał do zwiedzenia fabryki, po której miał oprowadzać szczęśliwców sam właściciel Willy Wonka. Jednego ze szczęśliwców czekała dodatkowa niespodzianka i oto określonego dnia pod bramą fabryki stają szczęśliwcy - cztery rozwydrzone bachory i wśród nich pokorny i grzeczny Charlie.
I tak zaczyna się pełne przygód zwiedzanie fabryki. A potem już akcja, jak w kryminale Agathy Christie "Dziesięciu małych murzynków" - wprawdzie rozwydrzone bachory nie giną, ale zostają wyeliminowane z pretendowania do niespodzianki. Komu przypadła w udziale? To raczej pytanie retoryczne, bo jak to w baśniach bywa dobro zwycięża zło.

Książka to niezła gratka dla każdego łasucha. Przynajmniej w wyobraźni może się przenieść do krainy słodkości, bo kto z nas nie marzył, by kupić sobie mnóstwo ulubionych słodyczy i zjeść za jednym zamachem. Wprawdzie pomysły pana Wonki nie bardzo mi przypadły do gustu, ale dzieci miałyby radość pochłaniając cukierki wiercipięty, toffi włosiane ( a fu! ) świecące lizaki, tęczowe dropsy, że o różnych odmianach i rodzajach czekolad nie wspomnę.

Maniakom słodkości polecam i film i książkę. Film niewiele odbiega od pierwowzoru, a Johny Deep jest jak zwykle cudny. Nie mniejszą zasługę dla filmu mają inni aktorzy. Ekipa dziadków jest nieziemsko przekonywująca, że o Freddie'm Highmore w roli Charlie'go nie wspomnę. Film reżyserował  Tim Burton, scenariusz napisał  John August.
Na okładce książki zamieszczono fotos pochodzący z filmu, na którym możemy podziwiać pana Wonkę, Charliego i pozostałą czwórkę ekipy szczęśliwców.
Kto chce wierzyć, że świat jest usłany różami, tj słodyczami, koniecznie musi się przenieść w świat Roalda Dahla, czy to w formie papierowej,  czy wesprzeć się srebrnym ekranem. Obojętnie, bo opowieść jest naprawdę słodka.


Charlie ze złotym biletem


Rodzina Charlie'go

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
- Odnajdź w sobie dziecko
- Trójka e-pik - sfilmowana powieść
- Pod Hasłem - słodkości


sobota, 13 kwietnia 2013

Ćmy - Barbara Gordon

17.
Barbara Gordon - Ćmy
Wydawnictwo Iskry 
Seria Klub Srebrnego Klucza - 173
Rok wydania 1976
Ilość stron 264
Źródło okładki                                      

Przyznam, że książkę znam od dawna, ale z widzenia. Stała zawsze w zaprzyjaźnionej bibliotece na półce z kryminałami, gdzie mieszały się "srebrne kluczyki" z "jamnikami", "ewa 07" z serią kryminalną KAW. "Ćmy" brania nie miały. I ja nigdy na dobre powieścią Barbary Gordon nie zainteresowałam się. Co mnie odstraszało? Pewnie niepokojąca okładka. Ciem nigdy nie lubiłam, wzbudzały we mnie jakiś irracjonalny strach, a powiedzieć o ćmie, że jest piękna, było dla mnie nie do przejścia. Co się stało, że książkę przeczytałam? Zainteresowanie seriami kryminalnymi z czasów PRL, które okazały się skarbnicą wiedzy o tamtych czasach. Jest to oczywiście obraz wyidealizowany, ale przecież każdy czytelnik swoje wie, a jeśli nie wie, to pewnie bawi go dziwaczność tamtych czasów, choć nie zawsze było do śmiechu. 


Akcja powieści dzieje się w środowisku filmowców... Nie do końca. W zasadzie konstrukcja kryminału przypomina trochę powieść szkatułkową. Autorka kryminału Barbara Gordon udaje się na spotkanie do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie. Umówiona jest z kapitanem Sebastianem Chmurą, liczy na ciekawą opowieść, którą chce wykorzystać w swojej twórczości. Kapitan Chmura jest osobą mocno zajęta, nie ma chwili czasu, więc i tym razem ważna narada przerywa spotkanie. Autorka nie zostaje jednak z niczym. Na biurku pojawia się różowa teczka (jakoś bardzo zdziwił mnie ten kolor: różowa?!), która zawiera protokóły przesłuchań, prywatne notatki i przemyślenia kapitana, fotografie, ekspertyzy. 
Autorka przegląda teczkę, poznaje etapy dochodzenia w sprawie morderstwa. Kogo zamordowano? Czytelnik nieprędko się dowie, ale za to dogłębnie pozna środowisko filmowców związanych z grupą filmową "Wir" i to od tej gorszej strony. Choć spotykają się na organizowanych przez sławnego filmowca "przyjątkach" to nie są dla siebie przyjaciółmi. Zawiści, plotkom, intrygom nie ma końca . Nic jednak nie stanie na przeszkodzie, by Kapitan Chmura doszedł prawdy. Dziwnej prawdy, bo i książka dziwna, ze skomplikowaną  fabułą, meandrami, niedopowiedzeniami.  Prawdę poznaje i czytelnik, ale nie jest to finał "kryminału". Autorka postanawia osobiście poznać bohaterów. Wybiera się do Spatifu, bo tam krzyżują się drogi wszystkich artystów. Nie wszystkich bohaterów dochodzenia tam spotyka. Ich drogi się rozeszły. Część wyjechała, inni potracili swoje intratne stanowiska, a inni wiodą spokojne rodzinne życie. 

 I słowo o ćmach, bo w powieści są i ćmy, które stanowią bogatą kolekcję jednej z postaci kryminału - Barsa, o której on sam opowiada, że zgromadził ją podróżując po świecie. Ale czy to prawda? Co innego mówi profesor - właściciel sklepu zoologicznego. Opowiada nie tylko o kolekcji, ale interesująco o zwyczajach ciem, w tym ćmy korowódki, której gąsienice stosunkowo niedawno miały zagrozić przebiegowi Igrzysk Olimpijskich w Londynie.


Tak wędrują, stąd nazwa korowódki

Podsumowując, rzekłabym, że kryminał nietypowy. Może czasem nużący, ale na pewno zaskakujący. Sama konstrukcja i rozwiązanie zagadki niebanalne. Nie znaczy to, że dla każdego do przyjęcia, bo i u mnie pojawiły się wątpliwości, czy taki przebieg wypadków jest możliwy? 
Nie znam innych powieści Barbary Gordon, więc trudno ocenić wartość jej "kryminału", ale śmiało można rzec, że opowieść o ćmach jest zupełnie inna niż powieści milicyjne, które do tej pory poznałam. Autorka bowiem nie trzyma się kurczowo szablonu: morderstwo, dochodzenia i wyjaśnienie i robi to wg zupełnie innej metody, mam nadzieję - autorskiej. Czy wybryk to jednorazowy?  Nie wiem.

I dla miłośników kotów - jest i kot syjamski, którego rola jest niebanalna i niestety tragiczna. Kot wabi się Yogi, dziwne imię dla kota, prawda? Tym bardziej, że kot powieściowy nie przejawia cech poczciwej misiowatości.

Książka przeczytana w ramach wyzwań czytelniczych:
- Polacy nie gęsi 
- Trójka e-pik - kryminał autorstwa kobiety
- Z literą w tle - G
- Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni

piątek, 12 kwietnia 2013

Zakupowe szaleństwo

Dziś znalazłam w skrzynce maila z Publio. Lema dają prawie darmo. Jakiś czas temu zgłosiłam akces do wyzwania czytelniczego LEMoriada  ogłoszonego na blogu Fragmentownik. Autorki bloga dawno nie widziano, ale cóż szkodzi spróbować zmierzyć się z Lemem ( nie po raz pierwszy ), tym bardziej, że - jak rzekłam - w Publio dają ebooki Lema darmo prawie. Promocja trwa do 18 kwietnia i dla fanów  i niekoniecznie fanów Lema to niebywała okazja.
Ze sklepu wyniosłam trzy pozycje nietypowe raczej dla twórczości Lema, ale cóż począć, że fanka fantastyki ze mnie żadna.
A oto moje zakupy:
1. Sex-Wars 

Nowe odkrycia, technologie, media – nieprzebrany gąszcz informacji i jedno życie wybitnego pisarza. Zapisem tej konfrontacji jest fascynujący zbiór prywatnych zapisków „Sex Wars”.
Przez dziesięć lat jeden z najpopularniejszych polskich twórców SF obserwował scenę polityczną, wydarzenia w światowej nauce, kulturze i osiągnięcia technologiczne. Był świadkiem rozwoju świata rzeczywistego, a nie tego kosmicznego, pojawiającego się w kolejnych jego powieściach. Ten pierwszy – prawdziwy, realny, dostępny nam wszystkim – staje się głównym bohaterem zgromadzonych w tomie „Sex Wars” zapisków.
Lem bez zahamowań korzysta z większej swobody pisarskiej, jaką daje mu pamiętnikarska forma. Opisuje zagrożenia związane z biotechnologią i nowymi mediami ogłupiającymi ludzi, a zaraz potem wykonuje wieloodcinkową analizę poezji Leśmiana. Pisze o paradoksach futurologii, aby za chwilę przejść do tematu nowinek antropologicznych. Pisze o tym, w jaki sposób on sam odczuwa upływ czasu, a tym samym ukazuje nam pewną bardzo prywatną część swojej codzienności. (źródło)


2. Wizja lokalna 

Ijon Tichy znów w podróży międzyplanetarnej, która wzbogaci wiedzę zarówno dociekliwego kosmonauty, jak i nie mniej dociekliwych czytelników.
„Wizja lokalna” jest jedną z najoryginalniejszych powieści Stanisława Lema: zróżnicowana wewnętrznie, pisana przeróżnymi stylami, będąca niezwykle szczegółową wizją rozwoju cywilizacji. Trochę satyra polityczna, trochę traktat o tym, jak zapewnić przyszłemu światu równowagę i bezpieczeństwo.
Autor stworzył dwie krainy, rządzące się zupełnie innymi prawami. Kurlandia jest zacofana, biedna, przypomina państwa totalitarne typu maoistycznych Chin. Ludzie podporządkowani władzy reżimu żyją w niewyobrażalnej biedzie i w zniewoleniu. Natomiast Luzania jest stworzona na podobieństwo typowego państwa zachodniego, rozwijającego się, nowoczesnego, demokratycznego. Zaawansowany system, który ma dbać o komfort życia mieszkańców, jednak uszczęśliwia ich na siłę, zawczasu powstrzymując przed czynieniem nawet najmniejszego zła... (źródło)

3. Wysoki zamek





Jeden z piękniejszych w naszej literaturze portretów międzywojennego Lwowa oraz dzieciństwa, które dopełniało się na jego terenie. Literacki autoportret znakomitego pisarza SF.
„Wysoki Zamek” to pozycja oryginalna na tle powieści science fiction Stanisława Lema. Mimo iż był pisany w czasach największych triumfów pisarza jako autora prozy fantastycznonaukowej, osadzony jest w zupełnie innej konwencji. Lem postanowił bowiem spojrzeć wstecz, wrócić do czasów swojego dzieciństwa i na nowo je opowiedzieć.
Początkowo wydawało mu się, że możliwe jest zrekonstruowanie siebie-dziecka, spisanie wspomnień, jak gdyby był małym chłopcem, który z powrotem poznaje świat. Okazało się, że wbrew poczynionemu założeniu zaczyna tworzyć sztuczną, wielowarstwową konstrukcję. Ostatecznie uświadomienie sobie tego odstępstwa było dla pisarza momentem przełomowym. Lem w sposób wyjątkowy opowiadał swoją młodość, przypominając sobie kolejne jej elementy takie jak mieszczański dom rodziców przy Brajerowskiej we Lwowie, gmach gimnazjum, materiały do majsterkowania i cuda, które potrafił za ich pomocą stworzyć. Wszystko to działo się na tle panoramy międzywojennego Lwowa. (źródło

_____________________________
Wiem, wiem, miałam ograniczyć zakupy. Robię, co mogę, ale jakoś nie zawsze udaje mi się trwać w postanowieniu.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Śmierć w Żlebie Kirkora - Janusz Osęka

16.
Janusz Osęka - Śmierć w Żlebie Kirkora
Wydawnictwo Iskry
Seria Ewa Wzywa 07
Zeszyt nr 59
Rok wydania 1973
Ilość stron 60
Kolejny kryminał górski, rodem z PRL. Kolejna głośna i popularna swego czasu seria - Ewa Wzywa 07. Pewnie nigdy bym ponownie do niej nie zajrzała, gdyby nie  Honorata, która przypomniała mi o istnieniu serii. Wydanie było  jakościowo marne, gazetowe, format też dziwaczny, no i ilość stron niewielka.
Ale za to ta niewielka broszurka to lektura wielce wciągająca, trzymająca czytelnika w napięciu, na dokładkę kopalnia wiedzy o czasach dawnych, o peerelowskiej krainie szczęśliwości. I zapewniam, że nie jest to książka fantasy, bo w czasach tamtych było rzeczywiście "cudnie".
Każdy obywatel mógł odpocząć w atrakcyjnej miejscowości wypoczynkowej, wystarczyło uzyskać skierowanie w zakładzie pracy, a pensjonaty zakopiańskie takie jak Krokus, Hyrne, Złocień stały otworem.

Milicja obywatelska był miła, kulturalna, wykształcona, każdy funkcjonariusz po studiach prawniczych, nierzadko w trakcie pisania doktoratu, a po szkole oficerskiej w Szczytnie - obowiązkowo. Sprawy kryminalne rozwiązywano migiem.

Wczasowicz korzystając z wypoczynku letniego, bądź zimowego nie tylko mógł zaszaleć w lokalach zakopiańskich, popić kawy marago podlewanej mocniejszą procentowo Złotą Jesienią, ale także miał zapewnione bezpieczeństwo przez funkcjonariuszy MO, choć niestety, zdarzały się przykre wypadki.

W takich to okolicznościach znalezione zostają w górach zwłoki wczasowiczki Anny Zemanek. Miejsce znalezienia zwłok wskazuje na to, że nie mógł to być wypadek. Ktoś Annie pomógł przy upadku. Po kilku dniach zostają odkryte kolejne zwłoki. Nieżywego  Szymona Wrzosa odnajduje sąsiad. Czy łączy coś obie ofiary, skoro nawet się nie znały? Milicja wkracza do akcji, a szybko i sprawnie prowadzone przez porucznika Dudziaka i kapitana Szareckiego dochodzenie, prowadzi do rozwikłania zagadki.

Lektura tej książki miała być moim jednorazowym wybrykiem czytelniczym, ale tak mnie zauroczyła folklorem PRLu, że chętnie zajrzę do innych powiastek z tej serii. Zapewne niektóre znam, a to za sprawa porucznika Borewicza, którego do dziś telewizja maniacko serwuje telewidzom, bohatera serialu dla którego pomysł zaczerpnięto z zeszytów "Ewa Wzywa 07". Swoją drogą ciekawe nazwiska sygnują te niewielkie opowiadania, ale o tym innym razem.
Miejsce zbrodni - Żleb Kirkora

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
- Czytamy Kryminały
- Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni
- Czytanie po Polsce czyli czytanie miejskie
- Polacy nie gęsi


piątek, 5 kwietnia 2013

"Drewniak" czyli...dostała w spadku domek po dziadku

15.
Dorota Combrzyńska-Nogala - Drewniak
Wydawnictwo MG
Rok wydania 2012
ISBN 978-83-7779-096-0
Ilość stron 262
Oczywiście,  nie cała prawda tkwi w tytule posta, bo i owszem, jest spadkobierczyni, jest spadek, jest domek - tytułowy drewniak, ale nie ma dziadka. Jest, a raczej był wujek
Otóż Łucja zwana Łućką dostaje spadek. Kłopotliwy, bo wpisany na listę zabytków, ale szkaradny i nadwyrężony znakiem czasu. Tknąć go w celach renowacyjnych, ani zrównać z ziemią nie wolno. Mało tego. W "drewniaku" zadomowił się dziki lokator, blokując lepszą część chałupiny, część wyposażoną w łazienkę. Łucji to nie zraża. Rozpoczyna życie od nowa. Rzuca narzeczonego i po cichu wyprowadza się do odziedziczonych czterech ścian, by pracować twórczo nad komiksem. W ciszy i spokoju. Życie jednak płata figle. Tu, gdzie się instaluje, nie jest ani cicho, ani spokojnie, a raczej rozrywkowo, wybuchowo, a w końcu tragicznie. Niemożliwy taki zestaw? Możliwy, bo okazuje się, że w wydaniu Doroty Combrzyńskiej-Nogali powieść może być i zabawna i tragicznie-przejmująca.

A i towarzystwo w nowym miejscu niebanalne, żyją niczym rodzina, wspierają się wzajemnie. Żyją w symbiozie sześćdziesięciolatki z dwudziestolatkami, świetnie się rozumieją:  karlica Marlenka, samotna matka z trójką dzieci - Basia, Władek Szuszfelak - handlarz od antyków, Janusz Poniewieski - amator filmowiec pokręcony psychicznie. Do tej barwnej i sympatycznej grupy dołącza Łućka, jej przyjaciel "dres" o wdzięcznej ksywce Balero i przypadkiem poznany w teatrze lalek - aktor Walery. A wszyscy z zacięciem artystycznym, ekscentryczni. Pojawia się także tajemniczy klaun.

Lektura początkowo wydaje się być zabawna, choć każdy z bohaterów po przejściach. Opowiadają jednak zabawne anegdotki, wspólnie się bawią, przeżywają romansowe wzloty i upadki, pragną miłości. Wydawałoby się, że wydarzenia dziejące się w powieści są mało realne, zupełnie oderwane od rzeczywistości, wyssane z palca przez autorkę o bogatej wyobraźni. Ale czy tak jest? Okazuje się, że wszystko ma swoje uzasadnienie, wszystko jest bardziej realne niż wydawać się może. Wszystko może się zdarzyć tu i teraz.

Powieść zaskoczyła mnie pozytywnie, szczególnie fantastycznie zarysowanymi postaciami, bo choć niepozbawione wad, to jednak ciepłe, empatyczne, wzbudzające sympatię. Nieprzewidywalność zdarzeń, tajemniczość powieści też robi swoje. Książkę polecam, sama rozglądam się za następna lekturą pani Doroty, mając nadzieję, że będzie równie dobra.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MG

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
- Polacy nie gęsi
- Pod hasłem
- Od A do Z

środa, 3 kwietnia 2013

Zbrodnia na Cyrhli Toporowej - Zygmunt Zeydler-Zborowski


14.
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Zbrodnia na Cyrhli Toporowej
Seria Z Jamnikiem
Wydawnictwo Czytelnik
Rok wydania 1970
Ilość stron 135

Zazwyczaj każde wyzwanie czytelnicze w blogosferze owocuje nowymi odkryciami. Tym razem szło o kryminał z akcją w górach. Okazuje się, że tego typu literaturę mamy również w polskiej literaturze, a informacje o niej można znaleźć nie tylko na portalach literackich, ale i krajoznawczych. O "Zbrodni na Cyhrli Toporowej" dowiedziałam się z portalu
  "Tatry dla każdego"
Po odesłaniu ewentualnych czytelników mojego bloga do powyższej strony nie zostało mi chyba nic do powiedzenia. Autor artykułu o "kryminałach" z akcją pod Tatrami, a konkretnie w Zakopanem, dość szczegółowo zaznajamia czytelnika z miejscami, w których mają miejsca wydarzenia - pensjonatem Halama, kawiarnią "Orbis" czy restauracją "Jędruś" . Autor artykułu podaje historię lokali i wymienia historyczne nazwiska związane z tymi miejscami.

Książkę Zeydlera-Zborowskiego można potraktować jako dokument minionej epoki. Milicja Obywatelska przemieszcza się samochodem marki Warszawa, literat librecista jeździ zdezelowaną Syrenką, gajowy na obiad jada kiełbasę parówkową z ziemniakami, a elegancka kolacja u literata i pani adwokat to cudem zdobyta polędwica, jajka na twardo i butelka "Soplicy", a największą zbrodnią PRL jest handel zachodnią walutą.

I może jeszcze słów kilka o stosunku autora do kobiet. Po Krupówkach włóczył się sam przeterminowany towar, a w pociągu główny bohater dzielił przedział z kobietami przypominającymi stare, spasione papugi. Dziś pewnie nie uszłyby takie określenia panu Zeydlerowi-Zborowskiemu na sucho. A może? W każdym razie eleganckie teksty to nie były. Określenia przytaczam z pamięci, nie są zapewne cytatami, bo brak mi talentu  Trumana Capote, który zapamiętywał bezbłędnie ponad 90% rozmów, a kwiecistych tekstów nie zaznaczyłam.

Przeczytać książkę trzeba, bo to swoisty zabytek piśmiennictwa kryminalnego PRLu, poniekąd kronika minionej epoki, ale że akcja kryminału toczy się w górach to przesada, bo nie ma żadnego wpływu na przebieg wypadków umiejscowienie akcji w Zakopanem. Mogłaby to być każda inna miejscowość nad morzem czy na Mazurach, albo gdziekolwiek bądź. Książkę spokojnie można określić mianem czytadła, czyta się to migiem w parę godzin. Kto czuje przesyt czytania, koniecznie niech na odtrutkę przeczyta Zeydlera.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
- Czytamy Kryminały
- Polacy nie gęsi
- Czytanie po Polsce, czyli czytanie miejskie
- Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni

Cyrhla Toporowa
Najniżej położona dzielnica Zakopanego na trasie Zakopane - Morskie Oko. Dawniej Cyrhla była niewielkim osiedlem, którego granice określał dokument z roku 1632. Słynęło z masowo zakwitającego krokusa spiskiego.

Cyrhla Toporowa dziś: