22.32
Tydzień dwudziesty drugi
28.05.2012 - 3.06.2012
Janusz Głowacki - Z głowy
Wydawnictwo Świat Książki
Rok wydania 2004
ISBN 83-7391-830-2
Ilość stron 270/7255
Moim czytaniem rządzi przypadek. Książkę jakoś tak zoczyłam kątem oka na półce w bibliotece, wzięłam, bo szmat czasu temu przymierzałam się do lektury książek Głowackiego. Wydawało mi się, że należałoby coś wiedzieć o człowieku, którego dramaty robiły zawrotna karierę na świecie , choćby "Antygona w Nowym Jorku".
Trafiłam dobrze ( o książce mówię), bo "Z głowy" śmiało nazwać można autobiografią, a autobiografie i biografie lubię. Nie powinnam się do tego otwarcie przyznawać, bo mogę być posądzana o to, że moim ulubionym zajęciem jest podglądanie ludzi przez dziurkę od klucza. Chociaż coś w tym jest, Głowackiego podglądałam chętnie, bo życie ma barwne i prześmieszne, potrafi na siebie i swoich przyjaciół patrzeć z dystansem.
Proza Głowackiego to proza mocna momentami, powiedziałabym męska, nie dziw że matka pana Janusza odmawiała mu często przepisywania tekstów.
W roku 1981 Głowacki wyjeżdża do Londynu, gdzie miała się odbyć premiera jego sztuki - "Kopciuch". Tam zastaje go stan wojenny. Notowania Głowackiego rosną, bo jest to pisarz z reżimowego kraju, dostaje propozycje wywiadów, ale waha się. Jak sam pisze, nie wie, jak się zachować, bo w kraju została przyjaciółka, mała córeczka i matka, nie chce zamykać sobie drogi powrotu do kraju. Z Wielkiej Brytanii rusza Głowacki do Ameryki, dostaje bowiem zaproszenie do wygłoszenia cyklu wykładów na jednej z amerykańskich uczelni.
Głowacki uprawia twórczość bardzo różnorodną - felietony, scenariusze, krytyka teatralna, ale największy rozgłos, rozgłos światowy przynoszą mu dramaty. I właśnie o tym - swojej emigracji, twórczości, życiu prywatnym i ciepło o swojej matce pisze w książce "Z głowy".
Książka ta ani ckliwa, ani sentymentalna - to książka tryskająca humorem i radością życia, książka pełna znanych postaci ze świata teatru, dziesiątej muzy i literatury. I tak jak wspomniałam na FB: są takie książki, jak ta Głowackiego, po których każda następna nie daje się czytać i jest nijaka. Polecam tym, którzy lubią się pośmiać a i czasem zadumać nad polskim przełomem dziejów.
Tydzień dwudziesty drugi
28.05.2012 - 3.06.2012
Janusz Głowacki - Z głowy
Wydawnictwo Świat Książki
Rok wydania 2004
ISBN 83-7391-830-2
Ilość stron 270/7255
Moim czytaniem rządzi przypadek. Książkę jakoś tak zoczyłam kątem oka na półce w bibliotece, wzięłam, bo szmat czasu temu przymierzałam się do lektury książek Głowackiego. Wydawało mi się, że należałoby coś wiedzieć o człowieku, którego dramaty robiły zawrotna karierę na świecie , choćby "Antygona w Nowym Jorku".
Trafiłam dobrze ( o książce mówię), bo "Z głowy" śmiało nazwać można autobiografią, a autobiografie i biografie lubię. Nie powinnam się do tego otwarcie przyznawać, bo mogę być posądzana o to, że moim ulubionym zajęciem jest podglądanie ludzi przez dziurkę od klucza. Chociaż coś w tym jest, Głowackiego podglądałam chętnie, bo życie ma barwne i prześmieszne, potrafi na siebie i swoich przyjaciół patrzeć z dystansem.
Proza Głowackiego to proza mocna momentami, powiedziałabym męska, nie dziw że matka pana Janusza odmawiała mu często przepisywania tekstów.
W roku 1981 Głowacki wyjeżdża do Londynu, gdzie miała się odbyć premiera jego sztuki - "Kopciuch". Tam zastaje go stan wojenny. Notowania Głowackiego rosną, bo jest to pisarz z reżimowego kraju, dostaje propozycje wywiadów, ale waha się. Jak sam pisze, nie wie, jak się zachować, bo w kraju została przyjaciółka, mała córeczka i matka, nie chce zamykać sobie drogi powrotu do kraju. Z Wielkiej Brytanii rusza Głowacki do Ameryki, dostaje bowiem zaproszenie do wygłoszenia cyklu wykładów na jednej z amerykańskich uczelni.
Głowacki uprawia twórczość bardzo różnorodną - felietony, scenariusze, krytyka teatralna, ale największy rozgłos, rozgłos światowy przynoszą mu dramaty. I właśnie o tym - swojej emigracji, twórczości, życiu prywatnym i ciepło o swojej matce pisze w książce "Z głowy".
Książka ta ani ckliwa, ani sentymentalna - to książka tryskająca humorem i radością życia, książka pełna znanych postaci ze świata teatru, dziesiątej muzy i literatury. I tak jak wspomniałam na FB: są takie książki, jak ta Głowackiego, po których każda następna nie daje się czytać i jest nijaka. Polecam tym, którzy lubią się pośmiać a i czasem zadumać nad polskim przełomem dziejów.
Ciekawa książka o ciekawym człowieku. :)))
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam Głowackiego, bo facet niebanalny, teraz pora na "Good night, Dżerzi", już raz zaczynałam, ale jakoś nie miałąm wtedy ochoty na czytanie o Kosińskim. Może teraz się przełamię?
OdpowiedzUsuńPrzestraszyłam się trochę tego, że - jak piszesz - każda następna nie daje się czytać i jest nijaka" :-) A tak serio to brzmi zachęcająco. Pozdrowienia :-)
OdpowiedzUsuńOdczekałam tydzień, bo co zaczynałam to było jakieś takie bez szaleństw, ale teraz już ok. :-)
OdpowiedzUsuń