10.01.2011 - 16.01.2011
Ryszard Kapuściński - Busz po polsku
Wydawnictwo: Agora
Rok wydania: 2008
ISBN 978-83-7552-113-9
Książkę nieraz miałam w ręku i odkładałam na półkę. Jakoś nie pociągał mnie ten "Busz..." Książka ta kojarzyła mi się nieodparcie ze starymi wydaniami reportarzy, których nikt nie czytał, propagandą sukcesu, siermiężnością życia w Polsce Ludowej. Książkę wpisałam jednak na listę lektur. Dlaczego? Bo skoro ukazuje się siódme wydanie ( rok 2008 ), to coś w tej książce być musi. Zabieram się niechętnie i w zasadzie kończę zniesmaczona. Niechęć mija szybko po pierwszym reportarzu - wojna w odczuciu dziecka, zaskakuje mnie stwierdzenie, że dla tegoż dziecka wojna to normalność, dziecko nie zna innej sytuacji. Im dalej, tym różniej. Są reportarze, które poruszają - Wydma, Piątek pod Grunwaldem, Reklama pasty do zębów, ale są takie, które niecierpliwią, nudzą, denerwują napuszeniem - Dom, Drzewa przeciw nam, Busz po polsku. Z reportarzy wyziera siermiężność, mozół życia, tragizm, stagnacja, ale i pochwała socjalistycznego budownictwa - ten przytaczany przeze mnie "Dom", aż się prosi by zaśpiewać: "Zbudujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom, Warszawo! Niech się mury pną do góry..."Cóż, trzeba na reportarze owe patrzeć przez pryzmat epoki , w jakiej powstały, a powstawały w latach 50. i 60. Publikowano je w Polityce. W wersji książkowej ukazały się pierwszy raz w roku 1962. Nie potępiam w czambuł, bo Kapuściński jest mistrzem we władaniu słowem. A pisze pięknie:. Oto fragment z "Piatka pod Grunwaldem":
Okolica gorzała jeszcze gdzieniegdzie, czerniła się zgliszczami, cuchnęła wystałą spalenizną, (...) szczęk oręża odebrzmiał już i zacichł, a w miejsce tego kląskały skowronki i w jeziorze woda pluskała niebuńczucznie.
Piekny to język i pięknie brzmią słowa - odebrzmieć, zacichnąć, niebuńczucznie. Bohater reportarzu nie zachorował, nie zaniemógł, ale "zaszwankował cieleśnie". W "Wydmie" kilkakrotnie, jak refren, jak mantrę powtarza zdanie: Wiatr trącał piasek, piasek drżał i śpiewał. Czytałam więc te reportarze nie dla treści, a dla takich perełek językowych. I mimo tej nieszczęsnej Ghany na końcu zbioru, która nieodparcie na myśl nasuwa wierszyk z dzieciństwa: "murzynek Bambo w Afryce mieszka", dobrze, że przez "Busz..." ,choć z niejakim mozołem, przedarłam się jednak.
Suma przeczytanych stron: 1559 + 123 = 1682
Ryszard Kapuściński - Busz po polsku
Wydawnictwo: Agora
Rok wydania: 2008
ISBN 978-83-7552-113-9
Książkę nieraz miałam w ręku i odkładałam na półkę. Jakoś nie pociągał mnie ten "Busz..." Książka ta kojarzyła mi się nieodparcie ze starymi wydaniami reportarzy, których nikt nie czytał, propagandą sukcesu, siermiężnością życia w Polsce Ludowej. Książkę wpisałam jednak na listę lektur. Dlaczego? Bo skoro ukazuje się siódme wydanie ( rok 2008 ), to coś w tej książce być musi. Zabieram się niechętnie i w zasadzie kończę zniesmaczona. Niechęć mija szybko po pierwszym reportarzu - wojna w odczuciu dziecka, zaskakuje mnie stwierdzenie, że dla tegoż dziecka wojna to normalność, dziecko nie zna innej sytuacji. Im dalej, tym różniej. Są reportarze, które poruszają - Wydma, Piątek pod Grunwaldem, Reklama pasty do zębów, ale są takie, które niecierpliwią, nudzą, denerwują napuszeniem - Dom, Drzewa przeciw nam, Busz po polsku. Z reportarzy wyziera siermiężność, mozół życia, tragizm, stagnacja, ale i pochwała socjalistycznego budownictwa - ten przytaczany przeze mnie "Dom", aż się prosi by zaśpiewać: "Zbudujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom, Warszawo! Niech się mury pną do góry..."Cóż, trzeba na reportarze owe patrzeć przez pryzmat epoki , w jakiej powstały, a powstawały w latach 50. i 60. Publikowano je w Polityce. W wersji książkowej ukazały się pierwszy raz w roku 1962. Nie potępiam w czambuł, bo Kapuściński jest mistrzem we władaniu słowem. A pisze pięknie:. Oto fragment z "Piatka pod Grunwaldem":
Okolica gorzała jeszcze gdzieniegdzie, czerniła się zgliszczami, cuchnęła wystałą spalenizną, (...) szczęk oręża odebrzmiał już i zacichł, a w miejsce tego kląskały skowronki i w jeziorze woda pluskała niebuńczucznie.
Piekny to język i pięknie brzmią słowa - odebrzmieć, zacichnąć, niebuńczucznie. Bohater reportarzu nie zachorował, nie zaniemógł, ale "zaszwankował cieleśnie". W "Wydmie" kilkakrotnie, jak refren, jak mantrę powtarza zdanie: Wiatr trącał piasek, piasek drżał i śpiewał. Czytałam więc te reportarze nie dla treści, a dla takich perełek językowych. I mimo tej nieszczęsnej Ghany na końcu zbioru, która nieodparcie na myśl nasuwa wierszyk z dzieciństwa: "murzynek Bambo w Afryce mieszka", dobrze, że przez "Busz..." ,choć z niejakim mozołem, przedarłam się jednak.
Suma przeczytanych stron: 1559 + 123 = 1682
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Wskutek złych rozmów psują się dobre obyczaje" - Menander