47.76
Tydzień czterdziesty szósty
19.11.2012 - 25.11.2012
Małgorzata Żurakowska - Muchy w zupie
Wydawnictwo Grasshopper
Rok wydania 2009
ISBN 978-83-61725-01-5
Ilość stron 352
To kolejna nauczka. Kiedy czuję przesyt czytania, łapię za coś "lekkie, łatwe i przyjemne" a najchętniej śmieszne. Najczęściej moje poszukiwania takiej literatury ponoszę klapę. Co ma mnie rozerwać, zazwyczaj zniechęca. Tym razem nie wybrałam książki w ciemno, tym razem poczytałam recenzje, notki na portalach książkowych i blogach.
A wszystko brzmiało mniej więcej tak:
"Przezabawne opowieści o życiu rodziny – rodziców, trójki dzieci i psa, którym w codziennych zmaganiach towarzyszą przyjaciele. Rytm życia bije razem z porami roku, a zwykłym zdarzeniom towarzyszy dziecięcy śmiech i ciepło domowego ogniska.
Historie wprost z życia przeplatają się z fikcją, tworząc zwariowany świat, w którym czytelnik odnajduje siebie – bo komu nie zepsuła się choć raz lodówka albo czyj pies nie zjadł kiedyś ciasteczek chwilę przed przybyciem gości?..."
Nic z tych rzeczy. To gehenna matki Polki, która nie jest w stanie zapanować nad rodzinną. Nieznośne, z dzikimi pomysłami, dzieci, mąż wiecznie śpiący albo domagający się jedzenia, szurnięta koleżanka. I nieustająco serwowany bigos - trzy razy w domu, raz w restauracji, a to, jak na jedną powieść (?), aż nadto. Nie śmieszy książka wcale, ale frustruje i przestrzega: żadnych facetów, dzieci, domowych obowiązków, bo szanowne kobiety zginiecie marnie. Koniec z aspiracjami zawodowymi, naukowymi - jedno was czeka - miano kury domowej terroryzowanej przez rozwydrzone bachory, bez wsparcia żadnego, bo się ma gamoniowatego męża.
Pal sześć treści zawarte w książce, miało być śmiesznie, nie było. A może było, a ja nie mam już poczucia humoru? Sam sposób pisania książki mnie rozkojarzał. Książka to zlepek różnych dowcipów, obiegowych anegdot z życia rodzinnego, a wszystko podane techniką staccato - pocięte datami, godzinami na krótkie fragmenciki. Denerwujące, niepozwalające na rozpęd w czytaniu.
Na portalu wp.pl.ksiazki, skąd pochodzi notka , wpisano tagi - biografie i autobiografie. No cóż, ja pani Małgorzacie współczuję, jeśli to życie przedstawione w książce zna z autopsji. Najlepszym bowiem dla książki tytułem byłby tytuł "Droga przez mękę. 2" albo
"Gehenna. 2".
Zdecydowanie nie polecam.
19.11.2012 - 25.11.2012
Małgorzata Żurakowska - Muchy w zupie
Wydawnictwo Grasshopper
Rok wydania 2009
ISBN 978-83-61725-01-5
Ilość stron 352
To kolejna nauczka. Kiedy czuję przesyt czytania, łapię za coś "lekkie, łatwe i przyjemne" a najchętniej śmieszne. Najczęściej moje poszukiwania takiej literatury ponoszę klapę. Co ma mnie rozerwać, zazwyczaj zniechęca. Tym razem nie wybrałam książki w ciemno, tym razem poczytałam recenzje, notki na portalach książkowych i blogach.
A wszystko brzmiało mniej więcej tak:
"Przezabawne opowieści o życiu rodziny – rodziców, trójki dzieci i psa, którym w codziennych zmaganiach towarzyszą przyjaciele. Rytm życia bije razem z porami roku, a zwykłym zdarzeniom towarzyszy dziecięcy śmiech i ciepło domowego ogniska.
Historie wprost z życia przeplatają się z fikcją, tworząc zwariowany świat, w którym czytelnik odnajduje siebie – bo komu nie zepsuła się choć raz lodówka albo czyj pies nie zjadł kiedyś ciasteczek chwilę przed przybyciem gości?..."
Nic z tych rzeczy. To gehenna matki Polki, która nie jest w stanie zapanować nad rodzinną. Nieznośne, z dzikimi pomysłami, dzieci, mąż wiecznie śpiący albo domagający się jedzenia, szurnięta koleżanka. I nieustająco serwowany bigos - trzy razy w domu, raz w restauracji, a to, jak na jedną powieść (?), aż nadto. Nie śmieszy książka wcale, ale frustruje i przestrzega: żadnych facetów, dzieci, domowych obowiązków, bo szanowne kobiety zginiecie marnie. Koniec z aspiracjami zawodowymi, naukowymi - jedno was czeka - miano kury domowej terroryzowanej przez rozwydrzone bachory, bez wsparcia żadnego, bo się ma gamoniowatego męża.
Pal sześć treści zawarte w książce, miało być śmiesznie, nie było. A może było, a ja nie mam już poczucia humoru? Sam sposób pisania książki mnie rozkojarzał. Książka to zlepek różnych dowcipów, obiegowych anegdot z życia rodzinnego, a wszystko podane techniką staccato - pocięte datami, godzinami na krótkie fragmenciki. Denerwujące, niepozwalające na rozpęd w czytaniu.
Na portalu wp.pl.ksiazki, skąd pochodzi notka , wpisano tagi - biografie i autobiografie. No cóż, ja pani Małgorzacie współczuję, jeśli to życie przedstawione w książce zna z autopsji. Najlepszym bowiem dla książki tytułem byłby tytuł "Droga przez mękę. 2" albo
"Gehenna. 2".
Zdecydowanie nie polecam.
He he he dokładnie przedstawiłaś moje zdanie na temat tego arcydzieła. Jak już wspomniałam, ta ksiązka to najlepszy i naturalny środek antykoncepcyjny :) Też współczuję autorce jeśli swoje życie przedstawia. Szczególnie ta scenka z ciągłym domaganiem się jedzenia i z wzywaniem przez dzieci, które mają bawić się poza domem, przeraża. Ubiłabym :)
OdpowiedzUsuńNo i te wieczne kinderbale z nieokreśloną ilością balowiczów :-)
OdpowiedzUsuńNajbiedniejszy w tym wszystkim pies. Jakoś mi go żal, ani grama spokoju.
Racja. Szkoda, że kota nie mają, ten by ich wychował :) Rodziców też :)
UsuńMoje koty zawsze mnie stawiały do pionu - brudna kuweta, robiły obok, rozwali]one buty w przedpokoju - to idealne miejsce do siusiania, dokumenty na wierzchu to okazja do obgryzienia rogów, więc szybko nauczyliśmy się, co gdzie ma swoje miejsce.
UsuńWłaśnie. Każdy by po sobie sprzątał i już taka kobita miałaby mniej pracy :)
UsuńTrzeba maila kobiecie słać. Kot to jedyna deska ratunku.
UsuńZaczęłam się zastanawiać, czy dobrze dobrali okładkę do książki - zapowiada miłosne i szalone historyki, a nie gehennę XD
OdpowiedzUsuńOkładka zupełnie nie odzwierciedla zawartości książki, ani tam szalonej miłości, ani kobiecych atrybutów w postaci czerwonych szpilek, ni.estety
UsuńDziękuję w takim razie za ostrzeżenie. Warto wiedzieć, od czego trzymać się daleka :)
OdpowiedzUsuńA proszę uprzejmie :-) Nie mam nic przeciw babskim książkom, ale tu autorka nie postarała się.
UsuńMam wrażenie, że w Polsce to pierwszy w tym klimacie był Talko (mężczyzn? o mój Boże!:P), a potem to już nie ma sensu czytać całej rzeszy naśladowczyń (o naśladowcach nie słyszałam).
OdpowiedzUsuńTej książki nie znam i nie słyszałam, ale już przywołane przez Ciebie zapewnienie, że są to "przezabawne opowieści", przeniosłoby mnie chyba w stan wzmożonej nieufności...
Takież recenzje posiada książka na LC, zaczynam podejrzewać, że ze mną coś nie tak.
UsuńW takim razie może stworzymy silną grupę, bo moje literackie poczucie humoru też ostatnio mocno rozmija się z tym, co śmieszy ogół.
UsuńOdnośnie tak przeszkadzającej Ci formy książki, właśnie wynalazłam informację, że "Zapiski te ukazywały się na antenie Radia Lublin w latach 1998-2000 w programach Magazyn Domowy oraz To i owo". To może trochę tłumaczyć, choć niekoniecznie usprawiedliwiać.
Mam nadzieję śmiać się z Mendozy, czekam na książkę. Może tym razem się uda?
UsuńTrzy zdania to jednak mało na audycję. Książka się zrobiła
od dat i godzin rozbuchana, normalny tekst oscylowałby w około 150 stronach maksymalnie.
Z Mendozą niebezpiecznie i moim zdaniem nierówno. Ja np. zaśmiewałam się nad Fryzjerem damskim, ale Brak wiadomości od Gurba zniesmaczył mnie na tyle, że natychmiast oddałam tę książkę komukolwiek bądź (choć większość osób twierdzi, że ta książka jest bardzo śmieszna). Teraz mam w domu Pomponiusza Flatusa i medytuję: ryzykować, czy lepiej nie? A na co Ty czekasz?
UsuńZamówiłam "Prześwietny raport kapitana Dosa", bardzo ciekawa jestem książki.
UsuńBrzmi to mocno zniechęcająco - najbardziej jednak dziwi mnie ta różnica w opisach treści i potencjalnego humoru.
OdpowiedzUsuńWidzę z boku, że teraz czytasz "Każdemu, co mu się należy" Sciascii, jak Twoje wrażenia? Im bardziej patrzę na okładkę (mam właśnie to wydanie, z Koliberka), tym bardziej mam ochotę na powtórkę (kolejną).
"Każdemu..." chwilowo w odstawce. Obowiązki mnie chwilowo przygniotły. Co do "Much" - mnie też dziwią rozbieżności sądów, nic nie poradzę. No niestety, ta książka mnie nie ubawiła.
OdpowiedzUsuń