poniedziałek, 8 października 2012

Łuny nad jeziorami. Agonia Prus Wschodnich - Leszek Adamczewski

40.66
Tydzień czterdziesty
1.10.2012 - 7.10.2012     

Leszek Adamczewski - Łuny nad jeziorami. Agonia Prus Wschodnich
Wydawnictwo Replika
Rok wydania 2011
ISBN 978-83-7674-125-3
Ilość stron 336
                                                          
Od lat mieszkam na Mazurach i szczerze przyznam nigdy nie zagłębiałam się w historię. Życie tu jak wszędzie, tylko tło może piękniejsze niż gdzie indziej.   Czasem, kiedy mnie pytano, skąd pochodzę, odpowiadałam żartobliwie: z Ostpreussen, niewiele wiedząc o tragicznych dziejach tej krainy. Może nie do końca niczego nie wiedziałam, bo w rozmowach rodzinnych przewijała się jak mantra nazwa: Koenigsberg, a niedaleko ode mnie znajduje się sławna złą sławą    Wolfschanze. 

Na okładce książki czytamy:
"Łuny nad jeziorami" to wybór kilkudziesięciu dramatycznych i sensacyjnych epizodów z dziejów Prus Wschodnich w ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej i pierwszych miesiącach pokoju. 

Trudno w przypadku tej książki mówić o sensacyjności, bo książka traktuje głównie o tragedii ludzkiej, choć rzeczywiście przez książkę przewijają się wątki dotyczące poszukiwań bursztynowej komnaty, która w pewnym sensie uratowała Kocha przed stryczkiem. 

Jest i epizod związany z Sołżenicynem, który to został aresztowany w Elblągu w 1945 roku przez NKWD, bowiem przechwycono jego list do przyjaciela, w którym krytykował metody walki Armii Czerwonej i politykę Stalina. A metody postępowania zdobywców były jasne: a po nas choćby potop. Zgliszcza, ruiny, trupy - to szlak zwycięskiej armii. W Olsztynie spalono stare miasto i dworzec, w Królewcu - zamek i katedrę. Lista to długa i przerażająca. Rabowano i wywożono z Prus wszystko, co miało jakąś wartość - zabytki, dzieła sztuki, maszyny i urządzenia z fabryk. Szaber trwał aż do "wyzwolenia" i po nim, mimo sprzeciwu władz polskich.

Książka przejmująca, tak jak sama okładka. Wzrok przyciąga kawalkada czołgów, ale uważne przyjrzenie się zdjęciu ujawnia makabryczne szczegóły. Tak jak makabryczne fakty odkrywa poemat Sołżenicyna "Noce pruskie"

Książkę polecam szczególnie tym, którzy za historią nie przepadają. Autor - Leszek Adamczewski, w sposób zajmujący odkrywa kulisy II Wojny Światowej, dużym atutem są zamieszczone fotografie ze zbiorów autora - te współczesne i te historyczne. 
Wydanie książki raczej skromne, ale nienajlepszy, papier to może w przypadku książki o sporej objętości to zaleta (mniejsza waga). 
Wydawnictwo Replika wydało też kilka innych książek tego autora:
Podziemny skarbiec Rzeszy, Pierwszy błysk, Skarby w cieniu swastyki, Zmierzch Bogów w Posen, które wpisałam na listę lektur do przeczytania.

*********
Lektura zainspirowana wyzwaniem wrześniowym Trójki e-pik - literatura faktu


Serce Mazur - strona, która polecam

5 komentarzy:

  1. Gwoli ścisłości - raczej trudno mówić o wyzwoleniu Prus Wschodnich przez Rosjan chyba, że w cudzysłowiu no i rabunek trwał w najlepsze także pod administracją polską. Tyle, że akurat do Prus mieliśmy mniej szczęścia, za to nadrobiono to na Dolnym Śląsku (pouczająca jest np. wizyta w Muzeum Narodowym w Warszawie w dziale sztuki średniowiecznej).

    OdpowiedzUsuń
  2. O szabrownictwie napisałam: Szaber trwał aż do "wyzwolenia" i po nim, mimo sprzeciwu władz polskich ( dorzucony cudzysłów ) :-))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bede musiala dorzucic do przeczytania i ten bolacy kawalek polskiej historii. Autor jest mi rowniez nieznany i chetnie zapoznam sie z jego piorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście polecam, choć lektura niełatwa ze względu na zawarte treści.

      Usuń
  4. Czytałam niedawno przez 2 noce i nie mogłam się oderwać. Tym bardziej, że wiele z tych miejsc, które opisuje pan Adamczewski, znam z autopsji. Najbardziej poruszyła mnie sprawa Kortowa, bo tam, w tej trupiarni, z której zrobili potem stołówkę akademicką, jadłam najlepszą golonkę na świecie (był rok 1983 i to był wielki rarytas, w dodatku bez kartek). I ta golonkę w trupiarni mnie ciut poruszyła. We Fromborku jadłam rybkę w smażalni z widokiem na piekny zalew wiślany z trupami na dnie (jak się okazuje). W Świnoujściu umawiałam się na randki z marynarzami pod budynkiem kapitanatu portu, a tam w wodzie niedaleko, znów trupy. Ale czy my musimy się przejmować tymi trupami? Oto pytanie. Ale książka świetna i zamierzam dalej szukać innych pozycji tegoż autora.
    Pozdrawiam, też z Prus Wschodnich:)))

    OdpowiedzUsuń

"Wskutek złych rozmów psują się dobre obyczaje" - Menander