Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biblionetka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biblionetka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 maja 2013

Pan Przypadek i trzynastka - Jacek Getner

21.
Jacek Getner - Pan Przypadek i trzynastka
Wydawnictwo Poligraf
Rok wydania 2013
ISBN 978-83-7856-091-3
Ilość stron 201

To druga z książek Jacka Getnera, którą przeczytałam i od razu na początku  ostrzegam: będę chwalić. Nie dlatego, że książka w prezencie od samego autora, a dlatego, że od dawna nie czytałam czegoś tak zabawnego, lekkiego, kryminalnego. Bez trupów, rozkładających się zwłok, poderżniętych gardeł. Jakoś nie pałam miłością do dzisiejszych sensacji, gdzie musi być ostro i brutalnie, gdzie im więcej porażających szczegółów, tym lepiej.  Wychowana jestem na "Przygodach Sherlocka Holmesa" z roku 1955, który to jeszcze dziwnym trafem krążył za czasów mego pacholęctwa, w stanie absolutnego rozkładu. Był to pierwszy kryminał, jaki w życiu przeczytałam i odtąd zawsze byłam wierną fanką powieści detektywistycznych.  Takie oto wspomnienia wywołał u mnie pan Przypadek. Myślę, że uzasadnione.

Książka Jacka Getnera to trzy wątki kryminalne połączone ze sobą głównym bohaterem, tytułową trzynastką, choć niekoniecznie istotną, ale przyznać trzeba - zabieg to pomysłowy bardzo. Oczywiście oprócz głównego bohatera Jacka Przypadka z opowiadania do opowiadania kroczą również bohaterowie pomniejsi - rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, choć naprawdę w każdym opowiadaniu odgrywający  znaczące role.
Jak wspomniałam książka zawiera trzy kryminalne sprawy, którymi para się pan Przypadek .  "Arszenik i stare obrazy" dotyczy kradzieży wartościowych obrazów z prywatnej kolekcji, "Listonosz  zawsze przychodzi dwa razy" - skomplikowanej afery willowej i "Mężczyzna, który się nie uśmiechał" - kradzieży sztuki teatralnej.
A wszystko to napisane lekkim, zabawnym językiem, z przymrużeniem oka. Bohaterowie powieści mają zabawne nazwiska, poczynając od pana Przypadka, poprzez komisarza Łosia  do sąsiadki Jacka - Irminy Bamber, a postać to niebagatelna - kobieta dojrzała, wspierająca samorodnego detektywa i zapewniająca stały dopływ spraw detektywistycznych. Trudno też pominąć autora, samego Jacka Getnera, bo co jakiś czas ujawnia się, dając czytelnikowi do zrozumienia, że wciąż jest i czuwa nad przebiegiem akcji.

I jeszcze jedna sprawa, której milczeniem nie mogę pominąć, a która szalenie mi się podoba.  Każdy z wątków nawiązuje tytułem do literackich pierwowzorów. Ich tytuły nieodparcie nasuwają na myśl  takie dzieła jak "Arszenik i stare koronki" Josepha Kesselringa, "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" Jamesa Mallahana Caina czy "Mężczyzna, który się uśmiechał" Henninga Mankella. No i jeszcze  "Dwanaście krzeseł" tandemu pisarskiego Ilfy i Pietrowa., do których nawiązuje tytuł ukradzionej sztuki "Trzynaste krzesło".  Ale na tym nie kończy się zawartość literatury w literaturze. Poszkodowany autor sztuki nazywa się Fredro (ale nie z tych Fredrów), komisarz Łoś namiętnie oddaje się pasji czytania sławnej serii kryminalnej "Ewa wzywa 07" (ja też), uwielbia kryminały Heleny Sekuły i Zeydler -Zborowskiego ( i ja też) , dlatego komisarza Łosia darzę sympatią szczególną.

Reasumując - zabawę miałam przednią, bo było i prześmiesznie (wyobraźcie sobie komediopisarza, który ma minę smutnego spaniela), i sympatycznie, i  niegroźnie.  Autor zapowiada następne przypadki pana Przypadka. Chętnie przeczytam, a ma  być wszystkich książek czternaście. Autora trzymam za słowo i mam nadzieję, że poczucie humoru Go nie opuści.


Zabytkowy Sherlock Holmes

Książka przeczytana w ramach wyzwań czytelniczych:
- Trójka e-pik: kryminał polski napisany przez autora-mężczyznę
- Polacy nie gęsi
- Baza Recenzji Syndykatu Zbrodni


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Koty. Podręcznik użytkownika - Tomasz Majeran

25.36
Tydzień dwudziesty piąty
18.06.2012 - 2406.2012 

Tomasz Majeran - Koty
Wydawnictwo Biuro Literackie 
Seria Port Legnica 
Rok wydania 2002
ISBN 83-88515-24-1
Ilość stron 40/7952/32760

Kto ty jesteś?
Kotek mały.
Jaki znak twój?
Lew.*

Książka utknięta gdzieś tam przetrwała lat bez mała dziesięć. To dowód na to, że wszystko ma swój czas. 
"Koty" to niewielka książeczka i nietypowa lektura, jak dla mnie. Do poezji mało zaglądam, bo jakoś przestało mnie bawić dociekanie, co autor miał na myśli. A i na koronkowej robocie poetów zwyczajnie się nie znam. 
A to poezja właśnie i poezja też, że tak nazwę, "zgrzytająca". Wyobraźcie sobie kiciusia, który mówi o sobie ( to że mówi, to pół biedy, bo zdarza się, że zwierzęta mówią ludzkim głosem ) używając nieparlamentarnych słów. 
Tu kot zmienia swoje oblicze, jest niekoniecznie kotem milusim, sympatycznym, jakim chcemy go widzieć, ale jakże elokwentnym wredotą. Przemawia do czytelnika w tonacji Władysława Bełzy, Kochanowskiego czy Szymborskiej właśnie. 
Jako że książka została nazwana podręcznikiem, tak i jej zawartość podzielona została na 19 lekcji. Może czytelnik niekoniecznie się dowie, jak kota używać, ale na pewno, kiedy kotu schodzić z drogi. No i oczywiście pora sobie wreszcie uświadomić, że ten milusi kotek, bywa też kociskiem.

Wydanie tomiku  ascetyczne, czarno-białe, z ilustracjami Adama Wiedemanna. Polemizowałabym z takim portretem kota (często o ludzkiej twarzy), choć sama używam określenia, że kot też człowiek.

*Tomasz Majeran: Koty. Podręcznik użytkownika, Legnica 2002, s. 5


T. Majeran i A. Wiedemann


Wyzwania:
Z półki
Papierowy Zwierzyniec
Na Kanapie - recenzja
opublikowane - biblionetka 

czwartek, 24 lutego 2011

Sceny z życia małżeńskiego - Ingmar Bergman

9.15
21.02.2011 - 27.02.2011
Tydzień dziewiąty

Ingmar Bergman  - Sceny z życia małżeńskiego
Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Wydawnictwo Poznańskie
Rok wydania: 1975

Ingmara Bergmana kojarzyłam zawsze z filmem, widziałam jakieś jego filmy, ale to stare dzieje i niewiele z nich pamiętam, a raczej bardziej "nic" niż "niewiele".
Tytuł "Sceny z życia małżeńskiego" siedział mi z tyłu głowy wraz z tytułem "Tam  gdzie rosną poziomki".  Nie wiem, dlaczego. Po ksiązkę sięgnęłam z dwóch powodów: ulubiona seria ( najlepsze, co się mogło wydarzyć na rynku wydawniczym w komunistycznej Polsce ) i znane nazwisko, nawet bardzo znane. Trochę przestraszyła mnie forma tekstu - sztuka teatralna, scenariusz?
Zawsze miałam problemy z czytaniem sztuk, rozpraszał mnie podział na role, didaskalia. Ba, nigdy nie potrafiłam czytać komiksów, bo - albo czytałam tylko dymki, albo oglądałam tylko obrazki. Po dwóch stronach rezygnowałam zniechęcona. Postanowiłam się jednak przemóc i poszło. Nawet w miarę gładko, bo fabuła wciaga, przestaje się zauważać to poszatkowanie - na sześć scen i role. Pokrótce, to historia małżeństwa z dwójką dzieci, małżeństwa tak nieskazitelnego, że aż proszącego się o upadek. I tak się dzieje, od wymuskanego życia, poprzez drobne niesnaski, do obelg i rękoczynow i w końcu do rozstania, choć finał jest zaskakujący.  Historia przygnebiająca, ale doświadczenia bohaterów pewnie mogą nas czegoś nauczyć. Czego? Stosunku do drugiego czlowieka, zrozumienia jego pragnień, marzeń. Moralitet? Nie, może sprawozdanie z obserwcji życiowych Bergmana, bo jak sam stwierdził - "trzy miesiące zajęło mi napisanie tych scen, a doświadczenie ich zabrało całe życie."* Ciężkie to doświadczenia i bolesne, destrukcyjne.  Pesymistom książki nie polecam. Chociaż gdyby pomysł Bergmana odsprzedać Danielle Steel, pewnie zrobiłaby z tego książkę, która małaby niezłe "branie"  i obowiązkowo nagrodę księgarzy, no ale nie byłby to już Bergman, mistrz słowa i doskonały obserwator, znawca ludzkich niedoskonałości.

*Ingmar Bergman "Sceny z życia małżeńskiego", tłum. Maria Olszańska, Karol Sawicki, Wydawnictwo Poznańskie, 1975, s. 16

Suma przeczytanych stron: 3448 + 163 = 3611
(publikowane - biblionetka)

poniedziałek, 21 lutego 2011

Gottland - Mariusz Szczygieł

9.13
21.02.2011 - 27.02.2011
Tydzień dziewiąty

Mariusz Szczygieł - Gottland
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2010
ISBN 978-83-7536-167-4


Szczygła pamiętam z telewizji i to z programu, którego nie cierpiałam
- jakiegoś talk show, które szło w scenerii dachowej, bliżej - na dachu wieżowca  (jeżeli takie w Polsce wtedy były) Niechęć do programu przeniosła się na niechęć do Szczygła i gdyby nie to, że  pisze o Republice Czeskiej, nigdy pewnie bym żadnych szczygłowych książek nie czytała. A skąd moja miłość do czeskiej tematyki? O ironio! Przeczytałam kiedyś w Wielkim Formacie artykuł o Czeszce Marcie Kubisovej, artykuł mnie zszokował, ale  nie zwróciłam uwagi na autora. Dziś wiem kto zacz - to Mariusz Szczygieł. I od tego artykułu zaczęło się moje czeskie szaleństwo - Hrabal, Pavel, Hasek i wszystko co z Czechami związane.  Więc i Mariusz Szczygieł. "Gottland" krótko mówiąc poraża nawet czytelnika, któremu owa tematyka nie jest obca. Szczygieł śledzi losy  Czechów za czasów komuny, losy w znakomitej większości, tragiczne:
rodziny Batów, siostrzenicy Franza Kafki, piosenkarki: Heleny Vondrackovej i Marty Kubisovej, gwiazdy piosenki  Karela Gotta, pisarzy: Jana Prochazki i Eduarda Kirchbergera vel. Karela Fabiana, rzeźbiarza Otakara Szveca, chirurg plastycznej Jaroslavy Moserovej, 18-letniego samobójcy Zdenka Adamca.  Czytając "Gottland" odniosłam wrażenie, że to aneks do powieści Hrabala:  Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać, a może dowód w sprawie, że dom taki istniał. Czesi nas zawsze bawili -  te śmieszne filmy, wojak Szwejk i śmieszny dla nas język, ale z całą stanowczością rzec mogę, że to był najsmutniejszy barak komunistycznej Europy.  Pamiętam ten barak z 1988, tuż przed transformacją, jechałam do Austrii - smutne, szare i wyludnione ulice, gdzieniegdzie ktoś przemykający pod murem. W Austrii rozmwiam z Janą, uciekinierką z Czechosłowacji: "Przyjechałabyś do Polski? Nie mogę, bo po drodze mogą mnie aresztować. " Nie rozumiałam tego strachu, wręcz mnie to śmieszyło. Dziś zastanawiam się, jak można było w tamtych czasach żyć:  Jak Eduard Kirchberger vel. Karel Fabian z dwiema twarzami czy jak Marta Kubisova, cicho, odarta z człowieczeństwa, pogodzona? 
Nie lubiłam Mariusza Szczygła?! Jest przecież doskonałym dziennikarzemi i zapewne do książki "Gottland" jeszcze wrócę, a tymczasem "Zrobię sobie raj!" i pojem "Gulaszu z turula" .


Dopisek:
Co do śmieszności języka - z punktu widzenia Czechów.  Po koncercie Anny Marii Jopek w Pradze ukazała się recenzja, którą kończło zdanie:  Gdybyż ona nie śpiewała po polsku. 




Suma przeczytanych stron: 3019 + 244 = 3263
(opublikowane - biblionetka)

sobota, 29 stycznia 2011

Jajko i ja - Betty MacDonald

5.9
24.01.2011 - 30.01.2011
Tydzień piąty
Betty MacDonald - Jajko i ja
Wydawnictwo: CiS
Rok wydania: 2009
ISBN 788385458265




Na recenzję książki natknęłam się na jednym z blogów i natychmiast postanowiłam książkę kupić. Chyba sprowadzała mi to zaprzyjaźnina księgarnia w moim mieście. Tyle książek kupuję, że przestałam pamiętać: gdzie, co i za ile. W każdym razie książka trochę na półce odstała i stałaby jeszcze trochę, gdyby nie wyzwanie czytelnicze Papierowy Zwierzyniec. I ja w ramach tegoż postanowiłam wziąć się za ... kury. Rzadko przecież pisze się ksiązki o kurach, w ogóle rzadko się je wspomina. Oprócz Betty MacDonald o kurze napomknął chyba tylko ks. Jan Twardowski: Kura to brzydki ptak, ale święty, bo jak chodzi to stawia krzyżyki.
Nie wiedziałam, jak dużo tego zwierzęcia będzie w książce Betty M., ale na okładce z przodu było osiem kur , z tyłu jedna to już dziewięć, więc czy to nie jest książka o zwierzętach? Otóż nie, a w zasadzie nie do końca "nie", ale po kolei. Autorka Betty MacDonald po praniu mózgu, które to poczyniła jej własna rodzona matka, uważa, że mężczyzna powinien robić to co lubi. I kiedy jej rodzony mąż zaczyna marzyć o kurzej fermie, Betty nie waha się ani chwili, podąża za mężem, by swój los związać z kurami. I tu zaczyna się piekło. Praca fizyczna przy zwierzakach, budowie, w ogrodzie, a to wszystko w prymitywnych warunkach - bez wody, prądu, daleko od Boga i ludzi. Ale nie jest to książka, że tylko siąść i płakać, jeżeli płakać to ze śmiechu. Po prawdzie ze śmiechu nie umarłam, bo było nie tylko śmieszno ale i straszno. Oj dostało się sąsiadom, dostało. Nic dziwnego, że po publikacji książki ciągano autorkę po sądach. No ale gdzie te kury? Kury są, są cały czas w tle książki, uważny czytelnik z informacji przemycanych w treść, mógłby od biedy swoją kurzęcą fermę założyć, jeśli by kury po lekturze tejże ksiązki pokochał, a wątpię, bo autorka swoją opinię o kurze precyzuje tak:
Co mnie przeraża u kur, to brak jakiegokolwiek odzewu z ich strony. Człowiek włoży serce w ich wychowanie i wszystko, czego może oczekiwać, to gdaknięcie. Kota można pogłaskać, psa popieścić, na koniu pojeździć, a kurę można tylko zjeść.

Srodze kury bohaterce nadojadły, bo świętości zauważonej przez ks. Jana, nie dostrzega. Ale i ja czytając zmagania Betty ze zwierzyńcem (kury, krowy, świnie, kaczki i psy i koty) i z przyrodą, która rytm życia wystukiwała, nigdy w życiu i za żadne kury tj. pieniądze, takiego znoju bym nie zniosła.

No cóż, czytać? Czytać, oczywiście! Tylko może rozglądnąć się za innym wydaniem. CIS wydaniem z roku 2009 dało plamę, pozjadane literki, spacje poczwórne - dziury w tekście, poprzenoszone pojedyńcze literki do następnego wiersza i na koniec rodzyneczek: przypisy. Pan Jan Gondowicz strony do przypisów wziął z sufitu, nijak się one mają do tekstu. Nie zaglądałabym w przypisy, ale jak trafiam na stronie 209 na słowo eggnog, to muszę sprawdzić cóż to takie? Szukam w przypisach, ale tam strona 209 nie ujęta. Zatem jadąc palcem po słupku znajduję w końcu eggnoga - z przypisaną stroną 220. Nie znoszę niechlujstwa i takie drobiazgi są w stanie obrzydzić mi przyjemność czytania, nawet gdyby to była książka najlepsza, ba "nobliwa" nawet.

I na koniec... w czołówce blogu zamieściłam cytat, który przewrotnie zmieniłam dla własnych potrzeb. W oryginale brzmiał tak: czytanie było tu oznaką lenistwa, pychy i moralnego upadku. Przepraszam autorkę, bo "toto" u góry sugeruje, że to właśnie autorka czytanie ma w nijakim poważaniu.

Czytać ksiązkę czy nie czytać? Kto chce, niech czyta, ale dla mnie nie będzie to książka najlepsza w roku 2011

(Wypowiedź ks Jana Twardowskiego o świętości kury pochodzi z książki Jana Strzałki: O psach, kotach i aniołach)

Suma przeczytanych stron: 2001 + 270 = 2271
(opublikowane - biblionetka)