Jeremi Bożkowski
Msza za mordercę
Wydawnictwo Alkazar
Rok wydania 1993
ISBN 83-85784-11-X
źródło okładki
Przyznam, że książkę musiałam mieć teraz i natychmiast. Natychmiast nie było. Musiałam na nią trochę poczekać, bo papier nie dochodzi jak ebook ( mówisz i masz ). Książka używana, ale upragniona i wyczekiwana, bo wszędzie recenzje entuzjastyczne. Przede wszystkim powoływanie się na Chmielewską (lubię) i szalone poczucie humoru autora (lubię). Miało być śmiesznie.
Może trochę było, ale nie aż tak, żebym ryczała ze śmiechu tak, kiedy to czytałam zbiór tekstów Gretkowskiej pod zbiorczym tytułem "Silikon", a konkretnie tekst, za przeproszeniem, o cipce. Wyłam ze śmiechu ciemną nocą, za co zostałam ostro skarcona i musiałam wynieść się z lekturą do innego pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Dwoje drzwi. Może moje poczucie humoru mało wyrafinowane, albo wygląda na to, że na starość nie tylko tępieje słuch, ale i poczucie humoru także.
Pewnie narażę się wszystkim wielbicielom Bożkowskiego, ale mnie ta książka nie "wzięła". Prawda, że na początku radość mą wzbudziły zastosowane przez Bożkowskiego rzeczowniki własne, zarówno te tyczące istot żywych jak i przedmiotów martwych. Przez kamienicę przy ulicy Anarchistów (!), w której mieszczą się przeróżne instytucje, w tym dwie redakcje gazet - Zewu Nauki i Czynów Stali, ( w tle pojawia się też Wykwintna Proletariuszka ) przemieszcza się plejada indywiduów: Jan Wirus, Kazio Gwizdek, Kazio Gronkowiec, ksiądz Przeogromny. Kiedy w redakcji zostaje znaleziony trup, do akcji wkracza porucznik Karbolek i sierżant Fidybus, którzy są dla siebie zwalczającą się konkurencją. Rusza śledztwo. Niestety trup wstaje z martwych i pojawia się w pracy jakby nigdy nic. Niby trup był, ale go nie ma, tzn jest, ale nie ten.
Sprawa niełatwa, bo dziatwa plącząca się po miejscu zbrodni ślady zaciera i fabrykuje nowe... I tak to potykając się o przeszkody panowie milicja brną przez dochodzenie. Gdzie dobrną? Nie powiem, choć mnie język świerzbi.
Nie powiem, że ksiązka kiepska, ale i nie powiem, że rewelacyjna. Do połowy może i było śmiesznie. Powiedziałabym - natłok śmieszności, który momentami męczył. Stopniowo śmieszność się rozrzedzała, by zaskakiwać brutalnością (?).
Książkę zmęczyłam. Bożkowskiego odkładam do lamusa, choć planowałam czytanie pozostałych tytułów. Wracam do Czarnej Serii, by nie przezywać dylematu: śmiać się czy płakać
Przeczytane w ramach wyzwań
Klucznik
Polacy nie gęsi
Kapitan Żbik & Skandynawowie
Klucznik
w 200 książek dookoła świata
Msza za mordercę
Wydawnictwo Alkazar
Rok wydania 1993
ISBN 83-85784-11-X
źródło okładki
Przyznam, że książkę musiałam mieć teraz i natychmiast. Natychmiast nie było. Musiałam na nią trochę poczekać, bo papier nie dochodzi jak ebook ( mówisz i masz ). Książka używana, ale upragniona i wyczekiwana, bo wszędzie recenzje entuzjastyczne. Przede wszystkim powoływanie się na Chmielewską (lubię) i szalone poczucie humoru autora (lubię). Miało być śmiesznie.
Może trochę było, ale nie aż tak, żebym ryczała ze śmiechu tak, kiedy to czytałam zbiór tekstów Gretkowskiej pod zbiorczym tytułem "Silikon", a konkretnie tekst, za przeproszeniem, o cipce. Wyłam ze śmiechu ciemną nocą, za co zostałam ostro skarcona i musiałam wynieść się z lekturą do innego pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Dwoje drzwi. Może moje poczucie humoru mało wyrafinowane, albo wygląda na to, że na starość nie tylko tępieje słuch, ale i poczucie humoru także.
Pewnie narażę się wszystkim wielbicielom Bożkowskiego, ale mnie ta książka nie "wzięła". Prawda, że na początku radość mą wzbudziły zastosowane przez Bożkowskiego rzeczowniki własne, zarówno te tyczące istot żywych jak i przedmiotów martwych. Przez kamienicę przy ulicy Anarchistów (!), w której mieszczą się przeróżne instytucje, w tym dwie redakcje gazet - Zewu Nauki i Czynów Stali, ( w tle pojawia się też Wykwintna Proletariuszka ) przemieszcza się plejada indywiduów: Jan Wirus, Kazio Gwizdek, Kazio Gronkowiec, ksiądz Przeogromny. Kiedy w redakcji zostaje znaleziony trup, do akcji wkracza porucznik Karbolek i sierżant Fidybus, którzy są dla siebie zwalczającą się konkurencją. Rusza śledztwo. Niestety trup wstaje z martwych i pojawia się w pracy jakby nigdy nic. Niby trup był, ale go nie ma, tzn jest, ale nie ten.
Sprawa niełatwa, bo dziatwa plącząca się po miejscu zbrodni ślady zaciera i fabrykuje nowe... I tak to potykając się o przeszkody panowie milicja brną przez dochodzenie. Gdzie dobrną? Nie powiem, choć mnie język świerzbi.
Nie powiem, że ksiązka kiepska, ale i nie powiem, że rewelacyjna. Do połowy może i było śmiesznie. Powiedziałabym - natłok śmieszności, który momentami męczył. Stopniowo śmieszność się rozrzedzała, by zaskakiwać brutalnością (?).
Książkę zmęczyłam. Bożkowskiego odkładam do lamusa, choć planowałam czytanie pozostałych tytułów. Wracam do Czarnej Serii, by nie przezywać dylematu: śmiać się czy płakać
Przeczytane w ramach wyzwań
Klucznik
Polacy nie gęsi
Kapitan Żbik & Skandynawowie
Klucznik
w 200 książek dookoła świata
Nie wszystkie książki muszą być rewelacujne. Zapisuję ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nudno byłoby, gdyby wszystko było śliczniutkie ;)
UsuńNie strasz. Autora co prawda nie znam, ale tę książkę mam i mam nadzieję, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuń:) Powiedziałabym, że to tak z okazji prima aprilis, ale nie tylko pierwszy kwietnia już za nami... Nie bój się, wszak gusta bywają różne ;)
UsuńMimo Twojej niewysokiej oceny - przeczytam.
OdpowiedzUsuńOczywiście, namawiam. Sama chętnie czytam książki, które zyskują negatywne opinie. :) W myśl zasady: na złość mamie... :D
UsuńPoszukam tej książki bo zainteresowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że zainteresowałam :):):)
Usuń