Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rebis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rebis. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 czerwca 2012

Kości Księżyca - Jonathan Carroll

26.39
Tydzień dwudziesty szósty
25.06.2012 - 01.07.2012


Jonathan Carroll - Kości Księżyca
Wydawnictwo Dom Wydawniczy Rebis
Seria Salamandra
Rok wydania 1997
ISBN 83-7120-435-3
Ilość stron 223 / 8658 / 32760


Nie, nie i jeszcze raz nie. Żadne fantasy, żadne S-F. Nie wiem, skąd u mnie taka awersja do tego typu literatury. Przecież wychowałam się na wszelkiej maści baśniach,  podaniach i legendach i nigdy nie poddawałam w wątpliwość sensu istnienia takiej literatury. A teraz - masz ci babo placek. Brnę z trudem przez świat fantastyki. Czy się kiedyś przełamię?
W zasadzie czytałam trochę Lema swego czasu i nie było to aż tak bolesne, jak czytanie "Kości Księżyca". 


Przyznać muszę, że powieść ma ciekawą konstrukcję. Obok siebie podążają dwa światy - świat rzeczywisty i świat marzeń sennych, które to, w miarę snucia się fabuły, raz po raz ze sobą się splatają.


Bohaterka powieści, Cullen,  po traumatycznych przejściach szuka wsparcia u swojego przyjaciela Danny'ego. Przyjaźń przeradza się w miłość, Cullen i Danny pobierają się, na świat przychodzi córeczka Mae. Jest to udany związek, ale spokój domowego ogniska zakłócają sny nękające Cullen, sny które jak odcinki serialu mają swój ciąg zdarzeń, swoje postacie i głównego bohatera - poronionego świadomie przez Cullen syna. Nie tylko sny zakłócają spokój, także świat rzeczywisty  niesie zagrożenia -  przestępczość, choroby.


Książka Carrolla stanowi swoisty miszmasz - są tu elementy powieści obyczajowej, psychologicznej, fantastyki, sensacji, horroru nawet. I ta mieszanka mi nie przeszkadza, ale wyjęłabym z powieści majaki senne, z których wykroiłabym powieść fantasy z dziwnymi stworzeniami, zwierzętami na dziwnej wyspie Rondua. Fani fantasy byliby zadowoleni, a z pozostałej części stworzyłabym dla siebie powieść obyczajową i myślę, że każdy byłby zadowolony. No tak, ale nie rozbijając powieści na części drobne, też każdy może odkrywać światy, które mu odpowiadają. 


I jeszcze jeden pstryczek. Aborcja. Nie wiem, co autor chciał osiągnąć i nie dociekam, pamiętam bowiem wojny pro i antyaborcyjne. W kraju wrzało, dyskutowali zajadle wszyscy, szczególnie ci, których sprawa nie dotyczyła. W końcu upichcono ustawę, której sprawa zasadności i niezasadności  podlega nieustannej krytyce. Mijam temat z daleka, ale jako, że Carroll napomknął to i ja napomykam, choć nie powinnam, bo sprawa nadal budzi emocje. 
Mam nadzieję, że zagadnienie to nie zdominuje komentarzy pod postem, czego bym sobie po cichu życzyła.




Trójka e-pik wydanie lutowe - fantasy
Z pólki

niedziela, 29 kwietnia 2012

Hiper polio w natarciu

17.24
Tydzień siedemnasty
23.04.2012 - 29.04.2012


Graham Masterton - Kondor
Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania 1998
ISBN 83-7120-661-5
Ilość stron 349/5114


W ramach wyzwania czytelniczego Trójka e-pik, książka kolejna - tym razem horror, tzn miał być horror. Jakoś żywię wciąż mylne przekonanie, że jak Masterton - to musi być horror i nie ma bata. Takoż mi się kojarzy King, ale moja znajomość Kinga też nie za wielka, ogranicza się do przeczytania kilku rozdziałów "Bastionu", chwilowo odłożone, ale czytanie kontynuowane będzie. Ot tak, ze zwykłej ciekawości.
Wracam do Mastertona jednak.
Jakoś tak się dziwnie złożyło, że i ten zaczęty przeze mnie "Bastion" i "Kondor" maja podobna tematykę - wirus, który zabija w tempie piorunującym. Początkowo książka wydawała mi się nawet interesująca, ale wielowątkowość, przeogromna ilość bohaterów tych pierwszo i drugoplanowych miesza w głowie okrutnie i bez doskonałej pamięci - pamiętanie szczegółów, a szczególnie tych szczegółów nieszczególnych, graniczy z  cudem. No i zniechęca. Do połowy starałam się pamiętać , co kto komu i dlaczego, za połową machnęłam jednak ręką, starając się śledzić z grubsza akcję, by, jak to młodzież powiada, "kumać bazę".
Z grubsza zatem  chodzi o to, że dziewięciolatek trafia przypadkiem w lesie na niemiecki samolot z okresu II wojny światowej ( rzecz dzieje się w Stanach!). By dowieść, że on jest odkrywcą tak sensacyjnego znaleziska,  zabiera z samolotu torbę, która zawiera sześć dziwnych fiolek z tajemniczą cieczą. Jedną z fiolek otwiera, co kończy się dla niego tragicznie , ale to tylko zwiastun armagedonu. Ludzie padają jak muchy. Skąd się wziął tajemniczy niemiecki samolot zakopany w lesie? Dlaczego wirus polio jest tak zabójczy? Czy jest  jakieś antidotum? Co wspólnego ma kandydat na prezydenta Stanów z doktorem Mengele i jego świtą? Kogo temat intryguje, odsyłam do "Kondora"
Ta bajka nie dla mnie. Nie potrafię się fascynować tego typu literaturę, choć autor staje na głowie, by ją uatrakcyjnić. Można by się w treści doszukiwać przesłania dotyczącego eksperymentów z bronią biologiczną, ale i tak nie przekonało mnie to do książki. Masterton ma jednak swoich oddanych wielbicieli i chyba dobrze, że ma, bo nudno by było, gdybyśmy mieli obowiązujący kanon lektur do zachwytu i kanon do potępiania. Co do tej lektury, ja jednak jestem zdecydowanie na "nie".

piątek, 25 marca 2011

Skazani na ciszę - David Lodge

13.24
21.03.2011 - 27.03.2011
Tydzień trzynasty

David Lodge - Skazani na ciszę
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania: 2008
ISBN 978-83-7510-150-8
Seria Salamandra
Ilość stron: 368

Jedna z dwóch książek, które przyniosłam w poniedziałek z biblioteki. W zasadzie obie książki  ( druga - Picoult "Bez mojej zgody" ) wzięte bez przekonania. Koniecznie chciałam pożyczyć książki Lodge'a sugerowane w jednym z komentarzy pod wpisem "British musem..." - "Myśląc" i "Mały światek", ale w bibliotece nie mają, więc biorę, co jest. Powieść nowa, bo wydanie z roku 2008, napisana w 2007.  Lubię kiedy powieść dotyka wydarzeń  współczesnych czytelnikowi - tu zamach terrorystyczny w Londynie w lipcu 2005 roku. W tym czasie główny bohater przyjeżdża do ojca do Londynu, bo powieść o relacjach syna i ojca. Ojciec dotknięty demencją starczą, syn - niedosłuchem. Powieść nostalgiczna, momentami smutna, ale pisana z dystansem do tego, co nieuchronne - starość, choroby, śmierć.
Emerytowany profesor, wyalienowany poprzez niedosłuch nie tylko ze społeczeństwa akademickiego, ale i częściowo własnej rodziny,
stara się radzić sobie z niedogodnością niesłyszenia często w dość zabawny sposób, budząc irytację małżonki.  Ale powieść nie tylko o starości i chorobach. Jest tez młoda piękna kobieta z Ameryki - doktorantka, przebiegła nimfomanka, która nadaje powieści pikanterii. No i coś polskiego jeszcze, Desmond Bates, główny bohater, przyjeżdża do Polski na cykl wykładów, które wygłasza w Krakowie, Warszawie i
Łodzi, zachwyca się starym Krakowem i odbywa samotnie wycieczkę do Auschwitz, które robi na nim przygnębiające wrażenie.

         Powieść ciepła, momentami zabawna, ale pewnie i dla niektórych czytelników, posiadających w rodzinie osoby starsze, z niedosłuchem, będzie swoistym podręcznikiem, każe skorygować swoje zachowania, opanować irytację, nauczy wyrozumiałości i cierpliwości.

         Dla mnie powieść rewelacyjna, jakże inna od poprzednio czytanej "British Museum w posadach drży". Porusza zagadnienia nieuchronności losu, przemijania. Temat nie jest nowatorski, bo przed Lodgem  o starości pisało wielu innych m.in Wharton w powieści "Tato" czy Philip Roth w "Dziedzictwie", ale aktualny,bowiem społeczeństwo z roku na rok coraz bardziej się starzeje i coraz częściej zadajemy sobie pytanie: Czy długowieczność to szczęście czy przekleństwo?


Ilość przeczytanych stron: 5261 + 368 = 5629

piątek, 18 marca 2011

British Museum w posadach drży - David Lodge

12.22
14.03.2011 - 20.03.2011
Tydzień dwunasty

David Lodge - British Museum w posadach drży
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 1999
ISBN 83-7120-515-5
Seria Salamandra
Ilość stron: 195


Wszystkich potencjalnych czytelników odsyłam na początek do ostatniej strony okładki, gdzie zazwyczaj zamieszcza się  krótką notkę o książce lub fragmenty opinii pojawiających się w prasie. Tu dwa zapisy:


"Żałosna, buntownicza grafomania" - Catholic Herald
"Wesoła, komiczna książka, napisana niezwykle błyskotliwie" -  Observer


Obie opinie to sygnał dla czytelnika: czytać czy nie czytać? Nie zrażona pierwszą opinią, przeczytałam i nie żałuję. Książka traktuje o perypetiach młodego małżeństwa , które reguluje poczęcia metodą naturalną wg wskazań Kościoła Katolickiego. Efekt jest taki, że rodzina w cztery lata po ślubie ma trójkę dzieci. Główny bohater Adam Aplleby staje się przedmiotem żartów, że stara się wypełnić  dziećmi  alfabet - początek został poczyniony - on Adam, żona Barbara i dzieci - Clare, Dominik, Edward. Małżonkom sen z oczu spędza strach przed niechcianą ciążą. Barbara w pewnym momencie przytacza nazwę obiegową metody naturalnej - watykańska ruletka. 
             Książka skrzy się humorem i mimo współczucia dla bohaterów powieści, wybucham co kilka wersów śmiechem.  No i dla miłośników książek w książkach, jako że doktorant Adam Appleby zajmuje się literaturą, wciąż padają nazwiska pisarzy i ich dzieł. 
             Powieść polecam, ale przestrzegam przed natychmiastowym czytaniem posłowia. To należy sobie odłożyć i wrócić do posłowia za kilka dni i doczytać "jak to drzewiej z antykoncepcją było". Przejście od tekstu, który śmieszy nas do łez, do tekstu poważnego może być zabójcze albo niestrawne. Nie skacze się w upalne południe do lodowatej wody!




Tu w Czytelni British Museum swój czas pracowicie spędzał doktorant Adam Appleby




Suma przeczytanych stron: 4810 + 195 = 5005
(Na Kanapie)