Porządki świąteczne zmuszają do zagłębiana się w półki z etykietą "Przeczytane, zapomniane". Nigdy książek nie wyrzucałam, ale z czasem okazało się, że mój metraż mieszkaniowy podejrzanie się kurczy. Książek przybywa, metrów ubywa. Tomy rozpleniły się wszędzie. Parapet, podłoga, półki, szuflady... Pierwszy odruch - telefon do biblioteki:
- Mogę oddać książki.
- Chętnie przyjmiemy wszelkiej maści czytadła.
Z tym u mnie kiepsko. No i po sprawie. Marzyłby mi się regał choćby na korytarzu w bibliotece, gdzie mogłabym odstawić niepotrzebne lektury. Może ktoś by się zainteresował? Wiem, że dla biblioteki to problem. Trzeba by przeglądać półki, śledzić, co nie ma brania i ewentualnie odstawiać do punktu skupu makulatury. Żaden to biznes: paliwo drogie, makulatura tania. Dziś podjęłam decyzję. Zapakowałam parę egzemplarzy w przezroczystą folię i umieściłam na pojemniku z makulaturą. A nóż komuś się przyda? Na pojemnik z makulaturą mam podgląd. Co jakiś czas zerkam przez okno. Minęło kilka godzin, a pakuneczek leży.
Moje książki wylądowały na takim właśnie pojemniku. Fotki pochodzą ze strony Fakty Kaliskie, ale dotyczą jakby po trosze mojego problemu. Zapewne ktoś, tak jak ja, umieścił te książki w pobliżu pojemnika licząc na to, że książki kogoś zainteresują. Nie zainteresowały. Ideał sięgnął bruku.
Książki przeczytane oddać mogę, tylko chętnych brak. Ciekawa jestem, co robią inni przysypani książkami. Chętnie posłucham i przygarnę jakieś dobre rozwiązanie ;)
Uderz w stół...
dopisek - 24.12.2015
Dołączam do wyzwania. Mam nadzieję, że uporam się zapasami, a tym samym zafunduję sobie tanie czytanie.
w bibliotekach są półki na książki "uwolnione" - bookcrosing. Każdy moze tam odstawić to czego już nie potrzebuje i zabrać to co go zainteresowało.
OdpowiedzUsuńNie w mojej ;)
UsuńU mnie też czegoś takiego nie ma, a szkoda bo naprawdę by się przydały.
UsuńChyba napiszę maila do biblioteki i naciskać na regał z książkami uwolnionymi.
UsuńNiestety z nieczytadłami jest problem. Książka popularnonaukowa sprzed dekady, dwóch, a co dopiero trzech, bywa mocno nieaktualna. Na dodatek książki sprzed 30 lat pisane są językiem quasi naukowym i z powodu sztywnego stylu ciężko wsiąkają w mózg. Teraz się tak nie pisze i nikt nie chce czytać zawiłych wywodów, skoro może znaleźć wywody przystępniejsze i okraszone anegdotami.
OdpowiedzUsuńMożesz jednak poszukać na allegro - czy w ogóle ktoś poszukuje tytułów, które masz. Jeśli tak, wystawić i sprzedać, nawet za grosze. Zadzwonić do antykwariatu - niech wezmą bodaj za cenę transportu i targania, byle nie mieć na sumieniu wyrzucenia.
NA pojemniku, to można umieszczać tam, gdzie pali się w piecach. Na osiedlach z ogrzewaniem miejskim to nie ma sensu.
No i prewencja. Tak, stosuję prewencję. Decydując się na kupno książki od razu myślę o jej dalszym losie. Niektóre książki kolekcjonuję i nie oddam ich nigdy, aczkolwiek wiem, że potomni nie podzielają moich zainteresowań. Myślę, że te akurat pozycje biblioteki od nich kiedyś przyjmą. Czytadła wymienię na fincie, sprzedam na allegro, ewentualnie dam do biblioteki, gdy ja i znajomi poczytają, a będę chciała mieć więcej miejsca na półkach. Reportaż, książkę popularnonaukową - podobnie, ale w szybszym tempie, dopóki się nie zdezaktualizuje. A skoro tak, to jak z chlebem - kupuj tyle, ile zjesz, żeby się nie zesechł i żeby nie wyrzucać. Poza tym, za jakiś czas to, co jest dzisiaj drogą nowością można kupić taniej w promocji, za punkty na fincie etc. A może nawet znaleźć w bibliotece.
No i ebooki. Z czytnika sprząta się jednym kliknięciem, a jedna pozycja zajmuje około 0,5 - 1,0 MB :)
Książek wybitnie starych nie posiadam. Jedyny zabytek to niepełna kolekcja "kolibrów". Na to trzeba amatora. Niektóre książki udaje mi się sprzedać na aukcjach charytatywnych urządzanych na portalu miau, ale tam też raczej wzięcie mają czytadła. Niestety z reportażem sprawę przegapiłam, bo książki interesujące i najpierw chciałam zatrzymać, ale czas weryfikuje plany. O ebookach nie wspominam nawet, bo musiałam usunąć część dokumentów z dropboxa, by wszystkie ebooki się nie mieściły. Zaczęłam usuwać przeczytane, bo też jakoś tłoczno się zrobiło. Podziwiam Twoją samodyscyplinę, bo mnie jej bardzo brakuje. Na fincie konto mam, ale zastój na nim od dawna. Ze sprzedażą książek za grosze jest tak: jeśli nie kupi jej ktoś za 5 zł to i nie kupi za złotówkę. A na allegro zawsze dochodzą koszty przesyłki. No cóż, ale sama sobie zrobiłam "kuku" ;)
OdpowiedzUsuńCiężko jest z moją samodyscypliną. Sytuację wymusiły przeprowadzki. Bardzo dużo książek spędza emeryturę w "wakacyjnym domu". To pół domu rodzinnego mojej lepszej połowy (w drugiej połowie mieszka jego siostra z rodziną). Mamy tam książki z kilku domowych bibliotek naszych najbliższych, którzy je zbierali, kochali i ....niestety, już odeszli. Nie mam serca rzucić ich na jakąkolwiek stertę, wystawić na aukcji czy oddać do biblioteki. Czasem dubla daję komuś z BiblioNETki, dla kogo ważniejsza jest treść niż forma. Ten dom mnie ratuje, bo wchłania każdy nadmiar, ale już zaczyna być problem z miejscem i tam. Ale właśnie to szukanie miejsca na godziwe przechowywanie książek spowodowało, że zaczęłam patrzeć na książkę na dwa sposoby: treść i forma. Papier się starzeje i rzadko staje się antykwarycznym cackiem. Po prostu klęska obfitości, nadmiaru.
UsuńPoza tym aktualnie mam stos książek, które czekają na przeczytanie dlatego sama sobie mówię: kobieto, teraz wszystko jest w sklepach, czasy się zmieniły, zanotuj sobie, że coś ciebie interesuje a poszukasz później, jak uporasz się z tym, co czeka. Nie gromadź. Przemebluj głowę.
A może po prostu gromadzące się, nieprzeczytane książki przytłaczają mnie poczuciem niewypełnionego obowiązku. To bardzo męczy.
Oj, rzeczywiście męczy.
UsuńNawet mamy podobnie. Część moich książek też wylądowała na wsi, tylko czasem zastanawiam się, po co? Raczej jest to lamus niż skarbiec.
Kiedyś próbowałam w chaos gromadzenia książek wprowadzić zasadę: dziesięć przeczytanych, jedna kupiona. Zrobiło się odwrotnie: dziesięć kupionych, jedna przeczytana :D
Zgadza się lamus, ku uciszeniu sumienia. W tym roku miałam ograniczyć książkowe zakupy. W związku z tą dyskusją zajrzałam do tabelki, gdzie prowadziłam notatki. Masakra! Oczy stanęły mi w słup, gdy zsumowałam wydatki.
UsuńAle przypomniało mi się coś. Znajoma psycholog prosiła mnie kiedyś książki do Ośrodka Terapii czy Domu dziennego pobytu, jakoś tak. Zapewne wywody na temat teorii strun niekoniecznie tam się nadają, ale wiele książek i owszem. Może zadzwonić do najbliższej tego typu placówki? Może jak raz? Chociaż pewnie oni też najchętniej widzieliby czytadła.
Jest u mnie dom dziennego pobytu. Zadzwonię i dopytam. I dom opieki społecznej.
UsuńChyba zacznę podliczać zakupy.
UsuńPoliczyłam, ile wydałam w tym roku na książki i podzieliłam przez liczbę przeczytanych książek (statystycznie, nie jest ważne czy to te same książki). Koszt czytania jednej wyniósł mnie w tym roku 24 złote. A pożyczałam sporo od innych.
UsuńW 2016 będę liczyć także z nadzieją, że będę czytać taniej :)
Nigdy nie prowadziłam rejestru kupionych książek, ale okazuje się to konieczne. Podoba mi się Twój pomysł taniego czytania. Ja, niestety, nie lubię książek z biblioteki. Tak brudne, że aż się lepią. Często, że względu na tragiczny stan książki rezygnuję z jej wypożyczenia i zamawiam w księgarni.
UsuńTo prawda. Książki z biblioteki bywają ohydne i też ich unikam. Dlatego mam Kindla i poluję na "okazje".
UsuńNatomiast pisałam o pożyczaniu towarzyskim wśród 3-4 osób znających się z pracy, swoich własnych książek. W ten sposób kupujemy trochę mniej. Trochę, bo jeśli jakaś książka się spodoba, to chcę się ją mieć na własność. Ale tutaj już jest możliwość podjęcia decyzji, żeby poprzestać jedynie na przeczytaniu.
UsuńMuszę wrócić do czytnika. Mam swoje konto na UpolujEbooka. Kupiłam sporo książek za grosze, ale i tu muszę sobie ustawić zaporę ;)
Książki wymieniamy z rodziną, akurat mamy podobne gusta ;)
U mnie w biblio postawili malutki regalik bookcrossingowy w wiatrołapie. I to był strzał w dziesiątkę. Nawet, jeśli nie zlituje się nad zostawionymi książkami bywalec biblioteki, to może zabrać "towar" po prostu każdy, łącznie z panami, którzy zaniosą go do pobliskiego skupu. Nawet stare czasopisma przestały zalegać. Sugeruję lobbying w bibliotece:).
OdpowiedzUsuńChyba będę napierać na bibliotekę w sprawie regalika. Kiedyś był z książkami do kupienia. Kupowałam po 50 groszy Kraszewskiego.
UsuńI ja muszę w przyszłym roku zrobić przegląd swej biblioteczki i usunąć z niej te, których nie warto w niej trzymać.
OdpowiedzUsuńBiblioteki chyba też już wolą nowe wydania.....a te nabywane w 90-tych latach albo się rozpadają, albo wyglądają mało
ciekawie.....
Same się takich wyzbywają...co widać w antykwariatach na allegro....
A ja spamuję i serdecznie zapraszam Cię do akcji "Wędrująca książka", którą organizuję. Więcej szczegółów w linku: http://www.recenzjapisanaemocjami.pl/2015/12/wedrujaca-ksiazka.html
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i życzę cudownego Nowego Roku!!
Ps. Bardzo proszę o pomoc w rozpowszechnieniu akcji. Będę wdzięczna!
Dziękuję za zaproszenie, ale muszę uporać się ze swoimi zapasami ;)
UsuńMnie też już zaczyna brakować miejsca na półkach. Myślę o kolejnym regale ;)
OdpowiedzUsuńRegał załatwi sprawę na krótko ;)
UsuńOd 1 stycznia Wyzwanie biblioteczne, prowadzone do tej pory przez Martę Kor, będzie pod moimi skrzydłami. Już teraz zapraszam do zapoznania się z zasadami Wyzwania - http://monweg.blog.onet.pl/wyzwanie-biblioteczne/, jak również zapraszam gorąco do uczestnictwa.
OdpowiedzUsuńRozejrzę się ;)
Usuń