wtorek, 9 sierpnia 2011

Stara baśń. Powieść z IX wieku - Józef Ignacy Kraszewski

33.50
08.08.2011 - 14.08.2011
Tydzień trzydziesty trzeci



Józef Ignacy Kraszewski - Stara baśń
Cykl - Dzieje Polski. T.1
Wydawnictwo  LSW
Rok wydania 1984
Ilość stron 311
Źródło okładki


"Stara baśń" otwiera cykl fabularyzowanych dziejów Polski, cykl liczący 29 powieści w 78 tomach, od "Starej baśni" zaczynając a na "Saskich ostatkach" kończąc. Powieść ta wydaje się być najbardziej znaną powieścią, a przez krytyków literackich zaliczana do najbardziej udanych. Tworzenie  cyklu dotyczącego dziejów Polski Kraszewski traktował jako wypełnienie swojej patriotycznej misji. Powieść powstała w roku 1876 i nie była pierwszą historyczną powieścią. Wcześniej powstała tzw trylogia saska i wiele innych mniejszych i większych utworów historycznych. Znawca twórczości Kraszewskiego - Wincenty Danek w zestawieniu powieści historycznych ujmuje 94 tytuły (W.Danek - Powieści historyczne J. I. Kraszewskiego)
"Stara baśń" to powieść o początkach państwa polskiego w IX wieku za panowania postaci legendarnych Popiela i Piasta Kołodzieja. 
Na tle wydarzeń historycznych, opisów tradycji i wierzeń dawnych Słowian Kraszewski kreśli przebieg burzliwej miłości Domana i pięknej Dziwy. Ale czy ten wątek jest wątkiem przewodnim? Równie ważne są losy innych postaci, tych dobrych i tych złych. Ważny, a może nawet najważniejszy jest los państwa słowiańskiego bronionego przed nawałnicą germańską.  
Jakże ta powieść różni się od obrazków obyczajowych, ludowych powieści Kraszewskiego. Sam dobór i losy postaci w "Starej baśni" są przemyślane, rola postaci pierwszo- i 
drugoplanowych jest jednakowo ważna dla fabuły, każda ma swój udział w wydarzeniach. Losy wszystkich postaci śledzimy  z jednakowym zainteresowaniem. Postacie są wyraziste, budzące zdecydowane sympatie lub antypatie. Dużym atutem powieści jest archaizowany język, którego autor używa nie tylko w dialogach, ale i w opisach, język ten nadaje powieści autentyczności i sprawia, że  czytelnik zaczyna podświadomie traktować powieść jako źródło historyczne o losach państwa polskiego, państwa przed chrystianizacją. Notabene autor wprowadza do powieści dwie tajemnicze postacie, które uczestniczą w postrzyżynach Ziemowita i samo nadanie imienia odbywa się w imię nowego, nieznanego Boga. To zapowiedź chrystianizacji kraju.
Powieść ta zaskoczyła mnie w sensie pozytywnym. Wydaje się być rzetelna, wolna od nadmiernych egzaltacji, jakie spotykamy w powieściach obyczajowych.
Plastyczne opisy przyrody, grodzisk, wierzeń, czarów wprowadzają atmosferę baśniowości, czynią powieść tajemniczą, co sprawia, że "Starą baśń" czyta się jak.. baśń. 
Moje przepychanki z "Baśnią" trwały lata, dziś polecam tę powieść do nieśpiesznego czytania i odkrywam po raz kolejny, że są lektury, do których się dorasta. Dorastałam długo, ale skutecznie. I oto dorosłam.
Co dalej? "Lubonie"?

niedziela, 7 sierpnia 2011

sobota, 6 sierpnia 2011

Produkt uboczny czytania

01.08.2011 - 07.08.2011
Tydzień trzydziesty drugi



Przy okazji lektury książek Kraszewskiego, lektury z ekranu komputera, powstają czasem różne rzeczy. Obiecałam, że się pochwalę, choć miejsce na prezentacje takich wyczynów raczej dziwne.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Ostap Bondarczuk - Józef Ignacy Kraszewski

32.49
01.08.2011 - 07.08.2011
Tydzień trzydziesty drugi



Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk
Cykl - Powieści Ludowe
Wydawnictwo - LSW
Rok wydania 1985
Ilość stron 140
ISBN 83-2053-763-0


To druga z cyklu Powieści Ludowych powieść Kraszewskiego, wydana w roku 1847. Tytuł nieodparcie nasuwał mi na myśl Siergieja i Fiodora Bondarczuków, kojarzył ze światem filmu. Może Kraszewski wielkim pisarzem nie był, ale od pierwszej linijki "Ostapka.." Siergieja i Fiodora z całym światem filmowym wybił mi z głowy - nie ten Bondarczuk, nie ten świat, nie te czasy. Chociaż ciekawam, czy Kraszewski słyszał coś o jakimś filmie? Zmarł w roku 1887, a pierwszy zachowany film pochodzi z roku 1888. Może jednak coś wcześniej filmowego było?
Ale wróćmy do meritum. 
Powieść rozpoczyna się sławnym rokiem 1812 -  przemarsz armii napoleońskiej,  zniszczenia kraju, w tym wsi, w której to rozpoczyna się akcja. Dworu pilnuje zarządca, hrabia z rodziną uszedł przed nawałnicą wojenną, a i rodzina zarządcy schroniła się w mieście. Zarządca pilnuje juz tylko ruin dawnych bogatych hrabiowskich włości. Wszystko zniszczone przez żołdaków, połamane i popalone meble, postrzelane portrety, zaniedbany, zachwaszczony ogród, grunta leżące nieużytkiem, bo całe chłopstwo ze wsi uszło. Został mały sierota - Ostapka z Bondarczuków. Rodzice umarli, rodzina gdzieś przepadła w zawierusze wojennej. 
Wraca w końcu hrabia, powoli zaludnia się wieś. Szczęście zdaje się sprzyjać obdartemu, głodnemu sierocie Ostapowi. Wydaje hrabiemu nieuczciwość zarządcy i tym samym zyskuje sobie wdzięczność hrabiostwa. W powieści tej dają się zauważyć trzy części - sieroctwo Ostapa, jego wyjazd z kraju z synowcem Arturem po nauki, powrót do kraju i wybór drogi życiowej. Dla czujących niedosyt - jest i piękna kobieta, córka hrabiego - Misia. Jest i pogmatwany wątek miłosny. 
I jak to u Kraszewskiego - nierówno. Fantastyczne opisy na początku powieści - zniszczonej wsi, chat chłopskich, zdewastowanego pałacu. Potem, jakby Kraszewski zdecydował się, że powieść będzie krótka i nie może się zbytnio rozwodzić. Momentami ma się wrażenie, jakby się czytało didaskalia, bądź scenariusz, Autor opisuje jakąś scenę w salonie i natychmiast proponuje czytelnikowi: przenieśmy się na werandę, bo tam toczy się inna akcja. Przytaczam z pamięci, chodzi mi o sens, a nie o dosłowne cytowanie. Wątki popaprane, wprowadzony nowy bohater niemalże w połowie powieści, jakby Kraszewski właśnie w tym momencie wpadł na genialny pomysł. 
Wszystko to "fraszką", ważne, że Kraszewski dostrzegał problemy chłopstwa, ich nędzę, zależność od pana, niewolnictwo niemalże. Poruszał swoimi powieściami ludowymi czytelników, uwrażliwiał na krzywdę chłopską i na rzecz chłopstwa działał..
Że zacytuję samego Kraszewskiego:
"Poświadczą nam ci, co razem z nami spędzili czas przeżyty razem na Wołyniu (...), żeśmy od 1837 r. do 1858, aż do urzędowego podniesienia kwestii emancypacji i nadania włościan, przygotowali ją i budzili do rozwiązania tego zadania ciężącego na sumieniach naszych, rozumowi politycznemu kłam zadającego. Wszystkie środki do przygotowania umysłów były dobre (...) i pióro to, często działało tylko wywołując burze. Nie zrażając się wszakże trudnościami, szliśmy drogą przekonań i obowiązku.W latarni czarnoksięskiej tryumfem dla nas było, gdy pobożny, zacny ks. Ożarowski powiedział nam raz: Wiesz, nad twoim Sawką płakałem.


Ja nad Ostapem nie płakałam, ale powieść czytało się dobrze, nie powiem, że z zachwytem, ale da się to czytać bez bólu.
Niestety, muszę zrezygnować z chronologicznego czytania powieści ludowych, bo "Jaryna", która ukazała się w trzy lata po "Ostapie..."  jest kontynuacją tegoż.

sobota, 30 lipca 2011

Nakarmić wilki - Maria Nurowska

31.48
25.07.2011 - 31.07.2011
Tydzień trzydziesty pierwszy



Maria Nurowska - Nakarmić wilki
Wydawnictwo WAB
Rok wydania 2010
ISBN 978-83-7414-847-4
Ilość stron 255


Książkę chciałam przeczytać, bo dawno temu czytałam Nicolasa Evansa "W pętli". Powieść też o wilkach, o miłości, o stosunkach ojca z synem ( u Nurowskiej ojciec-córka ). Pamiętam, że książka podobała mi się, choć "Zaklinacza koni" tegoż autora nigdy nie przeczytałam. Kończyłam kilkakrotnie na pierwszych stronach, by wreszcie dać sobie spokój. Ucieszyła mnie książka Nurowskiej, bo to powrót do dawnych fascynacji wilkami. 
Nurowską znam z kilku powieści, byłam pod wrażeniem "Postscriptum". Mniejsze wrażenie wywarły na mnie inne książki, a "Tango dla trojga" zniesmaczyło mnie, bo wokół niego toczyły się jakieś przepychanki z Englertem (?), co tworzyło wokół powieści niezdrowy klimat. No ale było, minęło...
Sięgnęłam po "Wilki" i rozczarowanie. Od pierwszej linijki mało wysublimowany język, mało skomplikowana akcja, cała powieść jakby posklejana z jakichś elementów. Gdzieś przeczytałam: łopatologia. Zgadzam się. Nie będę tu streszczać powieści, bo nawet mi się nie chce. W każdym razie powiem, że główna bohaterka niemal nieskazitelna. Z zazdrością piszę o tym, bo panna Katarzyna ma pasje i zainteresowana, kocha wilki a wilki ją, kochają ją studenci, co zaplanuje to zrealizuje, inteligentna, wykształcona, wysportowana. Aż się niedobrze robi, ale i tak zazdrość zżera. 
A zakończenie? Nie powiem, bo czytanie całej książki do droga przez mękę, a tak będziecie mieli frajdę przynajmniej na końcu. Bo zakończenie na pewno Was trzaśnie !

piątek, 29 lipca 2011

Kobieta w Berlinie - Anonyma

31.47
25.07.2011 - 31.07.2011
Tydzień trzydziesty pierwszy



Anonyma - Kobieta w Berlinie. Zapiski z 1945 roku
Wydawnictwo Świat Książki
Rok wydania 2009
ISBN 978-83-247-1620-3
Ilość stron 200


Książka leżała w zasięgu ręki rok, może dwa? Nie garnęłam się do niej z przyczyn  niewiadomych. Swoje odleżała. 
Książka ta, to dokument. Powstała na podstawie zapisków młodej berlinianki, które to zapiski prowadziła je od  20 kwietnia 1945 do 22 czerwca 1945. Zapiski ujrzały światło dzienne dzięki Ceramowi. Prowadzone przez niego rozmowy z autorką doprowadziły do wydania pamiętnika już w roku 1955 w Stanach, a potem nastąpiły kolejne tłumaczenia i wydania. 
Drastyczność przeżyć zadecydowała o tym, że autorka pamiętnika pozostaje anonimowa, a wszelkie dane dotyczące miejsc przebywania, znajomych, zostały zmienione.
Bohaterkami pamiętnika są kobiety, kobiety w okupowanym przez Rosjan Berlinie, zależne od zwycięzcy.  Trapi je głód, choroby, napastowanie i gwałty. Książka w swej wymowie tragiczna, choć napisana chłodno, bez emocji. Działa tu przystosowanie się do sytuacji, pogodzenie się, zimna kalkulacja: będę uległa, przeżyję, dostanę jeść. Rosjanin z gwałciciela staje się "opiekunem", chroni przed innymi, przynosi żywność, sprawia, że po wodę nie trzeba stać w długiej kolejce, ale tez żąda wdzięczności. Bohaterka nawet się zastanawia, kim jest? Prostytutką? Dostaje przecież od rozpasanych żołdaków zapłatę w postaci jedzenia. O drastycznych doznaniach pisze: moja hańba. Jak u Coetzee. Ojciec zgwałconej córki, mówi: hańba. Czyja? Gwałcących czy gwałconych? 
Język dzienników ze zdania na zdanie, coraz  bardziej otwarty. Autorka nie mówi już, jak na początku zapisków,omijając co drastyczniejsze wyrażenia, ale nazywa rzeczy wprost. Ba, cytuje dosadne powiedzenia zhańbionych kobiet. 
Powiedzenia w obliczu tak tragicznych przeżyć  - ciężkie, trudne do zaakceptowania: wolę Ruska na brzuchu, niż Amerykanina nad głową. Trudno przecież wybrać -  "hańba" czy ujście z życiem spod amerykańskich nalotów dywanowych? Ale czy mają wybór? Wyboru nie miały. Godzić się musiały na wszystko, byleby przetrwać.


Po takich przeżyciach, po takiej gehennie autorka pisze:
"Żadna z ofiar nie może nosić swoich cierpień niczym cierniowej korony. Ja w każdym razie mam uczucie, że to, co mnie spotkało, wyrównało w pewien sposób rachunek" 


Książka wstrząsająca, niewiarygodnie prawdziwa, nie pozostawia czytelnika obojętnym...

piątek, 15 lipca 2011